Recenzja

Recenzja Canon G15 - kompakt z górnej pólki. O tym jak znowu zacząłem robić zdjęcia aparatem, a nie telefonem

Jan Rybczyński
Recenzja Canon G15 - kompakt z górnej pólki. O tym jak znowu zacząłem robić zdjęcia aparatem, a nie telefonem
Reklama

Fotografia była swojego czasu jednym z moich hobby. Przeglądałem intensywnie fora fotograficzne w poszukiwani informacji na temat nowości, poradników,...

Fotografia była swojego czasu jednym z moich hobby. Przeglądałem intensywnie fora fotograficzne w poszukiwani informacji na temat nowości, poradników, galerii innych użytkowników. W zasadzie przygodę z fotografią zacząłem od manualnego aparatu Praktica będąc jeszcze dzieckiem, stąd obsługa trybu manualnego nigdy nie była mi obca. Później stałem się właścicielem cyfrowej lustrzanki i dobrego obiektywu stałoogniskowego. W pewnym momencie pojawiło się tyle obowiązków i zostało tak mało czasu na obróbkę zdjęć, że lustrzanka została odłożona na specjalne okazje. Po prostu zmęczyło mnie dźwiganie torby fotograficznej na każdy spacer, każde wyjście na rower i każde spotkanie ze znajomymi.

Reklama

Rolę codziennego aparatu przejął telefon, który miał po prostu uwieczniać godne zapamiętania chwile, a nie służyć fotografii artystycznej. Tym bardziej, że jakość zdjęć ze współczesnych smartfonów jest zbliżona do wczesnych kompaktów z jakimi miałem do czynienia. Co prawda urządzenie mobilne nie ma zooma, nie ma również mocnego flesza czy wielu ustawień, ale rekompensuje te braki przede wszystkim tym, że mam je zawsze przy sobie, może przesyłać zdjęcia prosto do galerii w internecie bez podłączania do komputera i posiada pewne możliwości obróbki zaraz po zrobieniu zdjęcia. W pewnym momencie zastanawiałem się czy aparat kompaktowy będzie mi jeszcze kiedykolwiek potrzebny.

Wówczas okazało się, że brakuje mi małego aparatu, który oferowałby jednak dość wysoką jakość zdjęć, zwłaszcza w niekorzystnych warunkach oświetleniowych. Zabranie lustrzanki na premierę nowego telefonu, to po prostu kłopot, gdy mam tylko bagaż podręczny. Zdjęcia telefonem zwykle okazują się jednak zbyt słabe. Powolne ustawianie ostrości przez telefon było również przyczyną przegapienia wielu momentów akcji z moim rozbieganym synem. Tak więc postanowiłem dać niedużemu aparatowi szansę i kupiłem Canon G15.

Disclaimer: to nie jest typowa recenzja aparatu, która skupi się na analizie szumów matrycy i zdjęciach tablic testowych. Tablic testowych nie posiadam, nie planuję również bezpośrednich porównań do aparatów konkurencji z podobnego przedziału cenowego. Niniejszy artykuł to przede wszystkim opis wrażeń użytkownika lustrzanki, smartfonu oraz innego, niezłego aparatu kompaktowego tej samej marki, po przesiadce na jeden z najwyższych modeli wśród aparatów kompaktowych. Jeżeli poszukujesz tabel i suchych danych, polecam zajrzeć na Dpreview i przeczytać techniczną recenzję, którą sam kierowałem się podczas zakupu.

Czego używałem do tej pory

Moim głównym chociaż niezbyt często wykorzystywanym aparatem jest lustrzanka Canon 450D. To co jednak przede wszystkim decyduje o jakości zdjęć to mój ulubiony obiektyw 85 mm F/1.8, który gwarantuje jakość zdjęć naprawdę daleko odbiegającą od tego co oferują obiektywy sprzedawane w zestawach z lustrzankami podobnej klasy. Do zdjęć portretowych, w moim odczuciu, zestaw idealny. Lustrzanka jest co prawda wiekowa i ma swoje braki: nie kręci filmów, ma stosunkowo niską maksymalną czułość ISO i jest z segmentu amatorskiego, ale do moich zastosowań nie widzę potrzeby jej zmiany, dopóki nie odmówi posłuszeństwa. Jedyne czego mi do niej brakuje, to obiektywu szerokokątnego o przyzwoitej jasności.

Drugim aparatem, był i w pewnym sensie nadal jest, chociaż zszedł na dalszy plan, kompakt żony. Pożyczałem go, gdy nie chciałem targać lustrzanki, a aparat w telefonie był niewystarczający. Jest to również aparat marki Canon, a konkretnie PowerShot SX200 IS. Ten model ma również swoje lata o czym świadczy chociażby brak nagrywania filmów Full HD czy brak popularnego dziś GPS, ale reprezentuje całkowicie przyzwoity poziom aparatów kompaktowych, w momencie zakupu znajdował się w przedziale powyżej tysiąca złotych. Do tej pory w moim mniemaniu był to "dobry aparat kompaktowy".

Oprócz tego mam za sobą kilka starszych modeli Canona np. PowerShot A70 z 2003 roku i lustrzankę cyfrową 300D. Po drodze zaplątał się również Panasonic DMC-FZ20. Wszystkie wymienione sprzęty stanowią tło dla nowego Canona G15. Jeżeli nazwy modeli nic wam nie mówią, można przyjąć, że mam za sobą zestaw średnio zapalonego amatora fotografii, który nie lubi wydawać zbyt dużo na sprzęt, jeżeli nie czuje, że jest to konieczne.

Budowa i obsługa

Canon G15 jest wykonany bardzo solidnie. Cała jego powierzchnia pokryta jest chropowatym plastikiem, a miejsca w których palce stykają się z obudową podczas trzymania pokryte są gumą. Mimo, że miejsca na trzymanie jest niewiele, ze względu na dużą ilość przycinków, aparat pewnie leży w dłoni. Co było dla mnie istotne, wielkość aparatu nie odbiega szczególnie od innych kompaktów. Jest on bardziej kanciasty, ze względu na dużą ilość pokręteł, gorącą stopkę itp. ale bez problemu mieści się w kieszeni i nie ciąży na szyi. Zmieści się w każdej torbie czy plecaku i to w bocznej kieszonce.

To co jednak jest szczególnie ważne, to ergonomia obsługi, która udało się osiągnąć właśnie dzięki dużej ilości fizycznych przełączników, a nie tylko opcji w menu. Z przodu aparatu, pod palcem wskazującym, znajduje się pokrętło do regulacji przesłony bądź czasu migawki w trybach półautomatycznych i w trybie manualnym. Na górze obudowy, oprócz pokrętła trybów znalazło się pokrętło korekty ekspozycji, co przekłada się na błyskawiczną korektę - jest w zasięgu kciuka. Jeżeli uznamy, że automatyka zasugerowała zdjęcie zbyt ciemne lub zbyt jasne.

Reklama

Na pokrętle trybów, znalazło się miejsce na dwa tryby użytkownika, w których można zapisać dowolne ustawienia i przywołać cały ich zestaw natychmiastowo, gdy zajdzie potrzeba. Jeżeli ktoś fotografuje w powtarzających się warunkach, zaoszczędzi to mnóstwo czasu. Na tylnej części obudowy jest drugie, bardziej powszechne w kompaktach pokrętło, ale również przycisk blokady ekspozycji czy przycisk do zmiany czułości ISO. Warto również podkreślić kulturę pracy spustu migawki i dźwigienki odpowiedzialnej za zoom. W obu przypadkach działają bardzo miękko i precyzyjnie. Przybliżać można zarówno szybko jak i powoli.

Jedyne czego zabrakło w G15, to osobnego pokrętła dedykowanego czułości ISO, które było w poprzednich modelach tego aparatu. Nie przesadzę jednak, jeśli powiem, że obsługa trybów manualnych w G15 jest wygodniejsza niż w amatorskich lustrzankach i stoi na najwyższym dostępnym poziomie, jeżeli chodzi o aparaty kompaktowe. Gdyby ktoś potrzebował jeszcze więcej ustawień, może zbudować własne menu składające się tylko z potrzebnych mu funkcji. Tym sposobem nie ma konieczności przebijania się przez dziesiątki rzadko wykorzystywanych opcji.

Reklama

Szybkość działania

Jedną z największych bolączek aparatów kompaktowych jest autofocus. Zawsze działa kilkakrotnie wolniej od nawet najtańszych lustrzanek i na dodatek w gorszych warunkach oświetleniowych może mieć problem, żeby w ogóle złapać ostrość. W efekcie zrobienie zdjęcia biegnącemu dziecku jest naprawdę trudnym zadaniem, zwłaszcza jeżeli biegnie w stronę obiektywu. Aparaty kompaktowe nigdy nie będą pod tym względem lepsze od lustrzanek ze względu na inny mechanizm ustawiania ostrości, ale... G15 zachowuje się niemal jak moja lustrzanka pod tym względem. Ostrość ustawia naprawdę błyskawicznie. Robi to kilkakrotnie szybciej od PowerShot SX200 IS. To był jeden z powodów dlaczego nie zdecydowałem się na G1 X, który jako jedyny w stajni kompaktów Canona jest wyżej pozycjonowany od G15, bo posiada większą matrycę i wyższą cenę, a to z wielu recenzji w sieci wynika, że G15 deklasuje go szybkością działania autofocusa. To naprawdę miła odmiana podczas robię zdjęć małym aparatem - można uchwycić dynamiczny moment niemal z prędkością lustrzanki. Pod względem reagowania na polecenia użytkownika aparat sprawuje się wzorowo.

To co najważniejsze - parametry które wygrały z WiFi

Z początku postawiłem sobie warunek, że nowy aparat musi mieć WiFi, które pozwoli przesyłać zdjęcia do telefonu czy tabletu. G15 nie ma ani WiFi, ani dotykowego ekranu. Jest to w zasadzie taki sam klasyczny aparat jak 10 lat temu, tylko parametry ma lepsze, ale mówimy o parametrach stricte fotograficznych. Czy to wystarczyło aby mnie przekonać do porzucenia bardziej nowoczesnych rozwiązań? Najwyraźniej tak i muszę powiedzieć, że nie żałuję, mimo iż z początku zastanawiałem się czy nie będę tej decyzji żałował.

Przede wszystkim mówimy tutaj o bardzo, wręcz niespotykanie jak na kompakty, jasnym obiektywie (jedyny aparat z jaśniejszym obiektywem jaki znam to aPnasonic Lumix DMC-LX7). Przy szerokim końcu czyli 28 mm jasność wynosi F 1.8, przy maksymalnym zoomie czyli 140 mm (to pięciokrotny zoom nawiasem mówiąc) jasność spada do i tak bardzo dobrych F 2.8. To naprawdę rewelacyjny wynik. Pamiętam jak kupiłem Panasonic'a DMC-FZ20 ze względu właśnie na obiektyw, który w całym zakresie miał jasność F 2.8. Tylko, że Panasonic miał maksymalną czułość ISO 400, która była tak zaszumiona, że w zasadzie nie do użycia. ISO 200 to było w zasadzie maksimum do normalnego fotografowania. To oczywiście było dawno temu.

Tym czasem Canon G15 oferuje maksymalną czułość ISO 12800 i chociaż najwyższe ustawienie oznacza znaczną utratę jakości, to i tak wygląda lepiej niż ISO 400 w starym Panasonicu. Nawet w znacznie młodszym od Panasonica Canonnie SX200 IS czy lustrzance mam do dyspozycji maksymalnie ISO 1600 (zdaje sobie sprawę, że dzisiejsze lustrzanki obsługują jeszcze większe niż ISO 12800 czułości). Jeżeli dodać do tego sprawnie działającą stabilizację obrazu, która działa w 5 różnych trybach, to okazuje się, że w ogromnej większości sytuacji mogę robić zdjęcia bez flesza, otrzymując perfekcyjnie ostre zdjęcia. Nawet jeżeli robię zdjęcia pod stołem, w ciemnym koncie, w mieszkaniu z zasłoniętymi oknami - nie pytajcie czemu się o tym przekonałem...

W praktyce oznacza to, że żeby robić zdjęcie jakiegoś telefonu czy tabletu, nie muszę mieć ze sobą lustrzanki z jasnym obiektywem, albo zewnętrznego flesza, którego, nawiasem mówiąc, można do G15 podłączyć i będzie obsługiwana wszelka automatyka. Nawet jeżeli premiera urządzenia odbywa się wieczorem, na ciemnej sali i tylko urządzenia oświetlone są słabym światłem, to G15 sobie w tej sytuacji poradzi. To z resztą równie mocno przydaje się w fotografii rodzinnej, gdy nie chcę dziecku błyskać po oczach i chcę uzyskać bardziej naturalne i rozproszone oświetlenie. Mówiąc inaczej, za pomocą G15 jestem w stanie wykonać zdjęcie nawet tam gdzie mam osiem razy mniej światła, niż było konieczne do wykonania zdjęcia poprzednim kompaktem i wciąż uzyskam zdjęcie dobrej jakości, nie mówiąc o tym, że telefonu w takiej sytuacji w ogóle nie ma po co wyciągać z kieszeni.

Reklama

To jest dla mnie tak ogromna różnica, że w ogóle przestało mi przeszkadzać, że nie mam w aparacie WiFi, że muszę ponownie zgrywać zdjęcia z karty pamięci. Wszystko zostało wynagrodzone z nadwyżką jakością zdjęć.

Wejście na wężyk spustowy, bateria, filmy, HDR

G15 daje cały szereg możliwości, których nie daje zdecydowana większość aparatów kompaktowych. Posiada gorącą stopkę w 100% zgodną z systemem Canona i pozwalającą zastosować najbardziej zaawansowane lampy błyskowe. Posiada również wejście pozwalające podłączyć elektroniczny wężyk spustowy. Pozwala to na wykonywanie nieporuszonych zdjęć ze statywu, jak również wykonanie timelapse, gdyż elektroniczne wężyki spustowe pozwalają ustawić interwał zdjęć. Nie licząc lustrzanek, wejście na wężyk spustowy to rzadkość.

Aparat posiada również zaskakująco dużą baterię, która według norm pozwala na wykonanie około 350 zdjęć. W praktyce, nawet będąc na wyjeździe i robiąc naprawdę dużo zdjęć, w ciągu całego dnia nie spadła mi nawet jedna kreska baterii. Nawet gdybym trzaskał bez opamiętania wszystko co widziałem, bardzo wątpię aby udało mi się wyczerpać baterię przed końcem dnia i powrotem do hotelu.

Aparat umożliwia również kręcenie wideo Full HD, które dzięki dobrej optyce jest bardzo dobrej jakości. Podczas kręcenia filmu prędkość zooma zostaje obniżona, dzięki czemu przybliżanie jest bardzo płynne, a nie skokowe, co bardzo poprawia odbiór takiego nagrania i pozbawia szarpania charakterystycznego dla amatorskiego wideo. Trzeba jednak pamiętać, że aparat nagrywa w standardzie 24 klatek na sekundę, czyli z prędkością charakterystyczną dla filmów wyświetlanych w kinach. Jeżeli aparat podczas kręcenia filmu będzie trzymany stabilnie, nagranie będzie prezentowało się świetnie, ale jeżeli będziemy aparatem śledzić szybki ruch, albo po prostu będziemy wykonywać szybkie przesunięcia akdru, nagranie będzie wydawało się poszarpane i pozbawione płynności.

Aparat posiada automatyczny tryb HDR. Nie jest to żadna ściema, jak w wielu obecnych telefonach, które chwalą się technologią i po prostu cyfrowo rozjaśniają zdjęcia. W tym trybie aparat faktycznie wykonuje trzy zdjęcia z różną ekspozycją, a później automatycznie składa je w jedno zdjęcie o poszerzonym zakresie tonalnym. W określonych sytuacjach pozwala to osiągnąć ciekawe efekty. Niestety aparat nie potrafi wyrównać zdjęć przed nałożeniem, co oznacza, że praktyczni nie da się zrobić takiego zdjęcia z ręki. Konieczny będzie statyw.

Podsumowanie

Recenzja mogła zabrzmieć tak jakby Canon G15 nie miał wad, co oczywiście nie jest prawdą. Zawsze można się czegoś dopatrzeć. Przydałoby się nagrywanie wideo z większa ilością klatek na sekundę oraz możliwość nagrania wideo spowolnionego w niższej rozdzielczości np. HD 120 fps. Wbudowany flesz jest bardzo słaby, całe szczęście, że praktycznie nie mam potrzeby z niego korzystać. Zdjęcia HDR mógłby być wyrównywane tak, żeby można było wykonać je z ręki. Zapewne konkurencja ma również ciekawe aparaty w swojej ofercie. Należy jednak pamiętać, że nie ma aparatu idealnego i zawsze część funkcji jest lepsza kosztem innych. Głównym konkurentem G15 będzie np. Sony RX100 lub Panasonic LX7 bądź Nikon P7700. Tak się złożyło, że ja związałem się z systemem Canona.

Treść recenzji nastraja optymistycznie bo jestem po prostu z zakupu bardzo zadowolony. Udało mi się połączyć naprawdę dobrą jakość zdjęć, wygodną obsługę i możliwość zapisu zdjęć w formacie RAW z bardzo małymi rozmiarami. Mniejszymi nawet od bezlusterkowców czy kompaktów z większą matrycą. W efekcie znów zacząłem nosić aparat ze sobą na niemal wszystkie spacery z synem i jednocześnie ograniczyłem ilość zdjęć wykonywanych telefonem. Znowu mam radość z codziennej fotografii, która wykracza poza zwykłe sięgnięcie do kieszeni i bezrefleksyjne zrobienie fotki smartfonem. Co równie istotne, mam również świetne narzędzie na wszelkie premiery sprzętowe, które łatwo zabrać ze sobą i jednocześnie można oczekiwać przyzwoitych efektów. Zdjęcia do recenzji Chromebooka (w tej recenzji znajduje się również film z G15), Kindle Paperwhite oraz Sony Action Cam były robione tym właśnie aparatem.

Jeżeli ktoś potrzebuje dobrego aparatu, oferującego duże możliwości, albo jako uzupełnienie lustrzanki, albo zamiast niej, to G15 mogę szczerze polecić. Jestem wręcz zaskoczony jak duże postępy w rozwoju aparatów kompaktowych poczyniono w ostatnich paru latach i jak duża przepaść dzieli aparat kompaktowy ze średniej i średnio-wyższej półki, od G15, który reprezentuje już najwyższy segment wśród tego rodzaju aparatów. Dla mnie to idealny kompromis między wygodą i szeroko pojętą jakością, tak samych zdjęć, jak i wykonaniem czy obsługą.

Jeżeli jesteście zainteresowani samodzielną oceną jakości zdjęć, pod tym linkiem znajdziecie wycinki z wszystkich zamieszczonych w artykule zdjęć wykonanych G15. Plik zawiera fragmenty zdjęć, niepoddane żadnej obróbce, jedynie wycięte z większej całości. Wszelkie informacje na temat zdjęć można znaleźć w metadanych EXIF. Wielkość pliku to niecałe 2 MB.

* Aparat ma na ekraniku naklejoną osłonę z plastiku w srebrnej ramce, którą dokupiłem osobno. Domyślnie aparat nie posiada tej srebrnej ramki ani osłony i ekran wtapia się w resztę obudowy.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama