Recenzja

Reaktywacja legendarnej serii, czy na taką Onimushę 2 czekali fani?

Bartosz Gabiś
Reaktywacja legendarnej serii, czy na taką Onimushę 2 czekali fani?
Reklama

Capcom sprezentował pod koniec minionego roku miłą niespodziankę swoim fanom. Po latach czekania, w końcu wskrzeszono dawną, wielką serię. Nikt jednak nie był przygotowany na to, że zrobią jeszcze więcej i po sześciu latach od pierwszego remastera, wydano w końcu odświeżoną wersję uwielbieńca publiczności – Onimushę 2.

Wielki powrót zapomnianej serii Capcomu

Piętnastego grudnia 2024 roku podczas ceremonii rozdania nagród Game Awards 2024 dla najlepszych gier minionego roku, miało miejsce wiele premier zwiastunów nadchodzących gier. Jedna z nich mogła szczególnie zadziwić i rozkochać jednocześnie. Otóż Capcom, po prawie dwóch dekadach oczekiwania, wskrzesił kultową serię, która została zapomniana na kartach historii równie mocno, jak czasy, w których dzieje się jej akcja.

Reklama

Oto powrót serii Onimusha, pełnej akcji, demonów i barwnych postaci. Osadzona w feudalnych czasach Japonii, zapewnia wiele ulubionych przez fanów tego okresu motywów. Nie brakuje zatem mieczy, ninja i potworów z japońskich opowieści. Onimusha: Way of the Sword ma zawitać na konsolach bieżącej generacji już w 2026 roku, lecz nim to nastąpi, Capcom zdecydował się na kolejny ruch – jednocześnie dziwny i oczywisty.

Oto po ponad sześciu latach od premiery odświeżonej Onimusha: Warlords, najwyraźniej nadeszła pora na kolejny remaster. Idąc chronologicznie postawiono na Onimushę 2: Samurai's Destiny. Z jednej strony jest to ruch oczywisty, w końcu trzeba jakoś rozgrzać wieloletnich fanów oraz zachęcić osoby nieobeznane z serią. Z drugiej strony, po tylu latach jest to co najmniej dziwne i trochę straszy, czy sukces tej próby nie zadecyduje o losie serii. Czy było warto? Czy Capcom potraktował klasyka z należytym szacunkiem? Sprawdziliśmy.

Onimusha 2: Samurai's Destiny – powrót samurajów i demonów w odświeżonej formie

Laurka dla fanów retro grania

Początki serii sięgają aż pierwszego PlayStation, to właśnie z myślą o tej konsoli projektowano początkowe części Onimushy. Pomysł narodził się z Resident Evil w wersji ninja i to widać już od startu gry. Nie da się pozbyć uczucia, że jako gracz, jesteśmy osadzeni w historii po premierze Resident Evil, ale jeszcze przed nadejściem Devil May Cry. Co to oznacza dla współczesnego gracza? Powrót do przeszłości pełnej ustawień kamery, nad którymi się nie ma kontroli, lecz które pozwalały na śmielsze decyzje i ogromne menu, które musiało być czytelne na telewizorze kineskopowym.

Może to zabrzmieć jak powód do zrezygnowania z tej gry, lecz byłby to raczej błąd. Czas nie był przesadnie łaskawy, ale ma ona w swoim DNA na tyle wiele dobra, że warto się przy niej zatrzymać. Doświadczeni gracze tym bardziej będą zadowoleni, wyczuwając znajome sztuczki. Zaskakująco odnajdą się tutaj jednakowo fani horrorów rodem właśnie Resident Evil, a także Dark Souls.

Opowieść o zemście i przyjaźni

Historia Onimushy 2 nie jest za głęboka. Powraca antagonista poprzedniej części, straszny Nobunaga (dosłownie, bo jest na podstawie postaci historycznej znanej ze swojego okrucieństwa), który ściągnął z powrotem hordy demonów pustoszące kolejne wioski. Jednym z celów była wioska głównego bohatera, samuraja Jubei'a Yaguyu'a, który kierowany złym przeczuciem wyruszył w drogę powrotną w swoje rodzinne strony. To tam się okazało, że już nie ma czego ratować, a spotkanie niecodziennej istoty nadało nowy bieg życia Jubei'a. Stał się Onimushą, wojownikiem wchłaniającym dusze demonów. Z nową mocą wkroczył na ścieżkę zemsty.

Po drodze spotka się sojuszników (niestety ząb czasu nie był łaskawy i są sztampowe, często aż do bólu) niosących własne brzemię i historie. Są one newralgicznym elementem rozgrywki, bowiem dosłownie zmieniają kierunek historii. Gracz może wchodzić w interakcje z nimi poprzez system wręczania prezentów. Każdy z wojowników ma jakieś swoje upodobania jak na przykład alkohol lub książki. Wręczanie odpowiednich zacieśni więzy przyjaźni i jednocześnie rozwiąże języki, a w nagrodę poznamy ich historię. Ten system jest w swojej prostocie daleki od tego, do czego są przyzwyczajeni współcześni gracze, lecz w swojej skromności jest bardzo uroczy i sprawia, że nie trzeba sobie specjalnie zaprzątać głowy jakimiś skomplikowanymi mechanikami. Co nie każdemu musi przypaść do gustu, lecz jest lepsze niż walka z reliktami dawnej myśli projektowania gier.

Kamera! Akcja! Proszę jej nie ruszać!

Takich jak spuścizna po Resident Evil i sztywno ustawiona kamera. Bowiem w tej grze to nie gracz decyduje o tym, pod jakim kątem jest przemierzany świat, lecz komputer. Jest to element natychmiast zabierający myślami w przeszłość, który skutecznie gra na strunach nostalgii. Nie można jednak w pełni zgody powiedzieć, że to dobry zabieg. Ma on swoje wady i zalety.

Reklama

Dzięki takiemu zastosowaniu twórcy mieli wolną rękę w sensie artystycznym. Sceny są statyczne, lecz dzięki temu można budować dramaturgię otoczeniem, co naprawdę potrafi zagrać. Pięknie się prezentują sceny gdy bohater stoi pod ogromną bramą Torii lub gdy w górnej krawędzi widzimy nadbiegającego, demoniego przeciwnika. Natychmiast można się wtedy poczuć jak bohater filmu, ma to swój urok.

Gorzej gdy gra nas wrzuci do walki z bossem. Dzieje się to dość szybko, bowiem już w pierwszej godzinie musimy stanąć do walki z poważnym przeciwnikiem w ciasnej przestrzeni kopalni złota. To tam zdecydowano się tę walkę zaprezentować z punktu dwóch kamer co... Nie jest idealną sytuacją. Zobaczyłem oczywiście ekran "UMARŁEŚ", w kulminacyjnym punkcie zrzucania na moją głową kamieni ze stropu. Ogromny tułów bossa zasłonił skutecznie 80 procent ekranu, a możliwe, że nawet więcej! Nie było żadnej opcji, żebym mógł zobaczyć moją własną postać.

Reklama

System walki pokazuje, że można się starzeć z godnością

Chociaż brzmi to jak duży problem, to często się okazuje, że nawet taki relikt ma swoje zalety. System walki Onimushy 2 wciąż cieszy. Gra w żaden sposób nie próbuje wytłumaczyć, jak się walczy (poza wyjątkową ścianą tekstu, na której są wypisane dosłownie wszystkie kombinacje klawiszy. Serio, wszystkie!), więc rodem Dark Souls – chociaż to właściwie ta druga seria jest rodem Onimushy) – trzeba popróbować przyciski i sprawdzić w walce co się wydarzy.

System się opiera na zbieraniu różnych broni oraz dusz demonów, którymi je ulepszamy. Każda z nich odpowiada jakiemuś elementowi przyrody (ogień, woda, itd.) i oferuje inny styl walki. W końcu nie można oczekiwać, żeby miecz się zachowywał jak włócznia lub łuk. W trakcie walki ładujemy je mocą, aby móc w odpowiednim momencie zadać nieblokowany cios wzbogacony energią właśnie danego elementu. Jednakże, jeżeli mam być szczery, to nic nie sprawia tak dużej frajdy jak po prostu nagi miecz.

Wywołuję fanów Soulsów, gdyż właśnie oni mogą się poczuć jak w domu. Jeden przycisk to obrona przodu, drugi tyłu, kolejny zadaje cios lekki inny zaś mocny. Brzmi znajomo, prawda? Dzięki sztywno osadzonej kamerze nie trzeba się przejmować jej ustawianiem, więc czerpie się sto procent radości z parowania ataków i wyprowadzania kolejnych. Wrogów potrafi być wiele, ale dzięki temu odczuwa się ogrom zadowolenia po ich pokonaniu. Odważniejsi mogą spróbować się obronić atakiem! Czyli zamiast tradycyjnej pozycji obrony, można wyprowadzić cios w odpowiednim momencie, co znokautuje naszych wrogów. Remaster Onimushy 2 chce przy tej okazji wyciągnąć jak najwięcej z gracza i specjalnie dla tej edycji powstał tryb trudności Piekło. W nim nie można zostać trafionym ani razu, całą grę trzeba się mieć na baczności.

Autorzy nie chcieli remake'u, ta gra jest już idealna

Jeżeli chodzi o nowości w tej edycji, to nie ma się czego za bardzo spodziewać. Jak powiedział w wywiadzie Motohide Eshiro, reżyser i producent Capcomu, ta gra jest już tworem skończonym i nie było potrzeby niczego za bardzo zmieniać. Z tego powodu nowości jest na bakier, a po prostu grę bardziej dostosowano do obecnych czasów.

Z tego powodu totalnymi nowościami są jedynie automatyczne zapisy gry, dostęp do galerii oraz soundtracku, czy możliwość wyboru poziomu trudności już na początku rozgrywki. Dodano także tryb HD, czyli możliwość wyświetlania gry w proporcjach 16:9, bowiem dawniej było możliwe jedynie granie w 4:3, jak za starych czasów PlayStation 2. Postać także się porusza tak, jak tego oczekujemy, zamiast tak zwanego tank controls, przestarzałej formy sterowania postaci, całkowicie dzisiaj nieobecnej (na przykład trzeba się było zatrzymać, aby móc obrócić, jak czołg właśnie). Warto też dodać, że już nie trzeba zmieniać broni poprzez wejście do menu.

Reklama

Trzeba przyznać, że reżyser miał trochę racji. Gra pięknie się broni nawet po ponad dwudziestu latach od premiery na PlayStation 2. Miło przywraca do życia czasy z dzieciństwa i tego specyficznego wyglądu gier, gdy jeszcze nie były realistyczne jak dzisiaj i pozwalały swoje dopowiedzieć wyobraźni. To jest jednak też największą wadą tego remastera. Został on całkowicie pozbawiony duszy czasów, w których grę pierwotnie wydano. Wszystkie modele postaci, UI, czy tekstury zostały odświeżone do wersji HD. Sprawiło to, że są okropnie wręcz wyostrzone i "czyste". Z powodu braku klasycznego rozmycia powodowanego przez telewizory kineskopowe i mniejszą rozdzielczość, gra wygląda sztucznie i zniechęcająco.

Możliwe, że jest to po prostu kwestia gustu, lecz wątpię, że się w tej opinii bardzo mylę. Jest to po prostu kwestia tego, że dawniej technologię uwzględniano mocno w pracy artystycznej i trudno jest przy braku klasycznych telewizorów, oddać ducha innej epoki.

To będzie jasny sygnał dla Capcomu

Miałem okazje posłuchać kilka wypowiedzi wieloletnich fanów serii. Wiele osób ma obawy, że tak wierne oryginałowi odświeżenie jest ryzykownym ruchem. Zgadzam się z tym całkowicie. Onimusha 2: Samurai's Destiny to wierny oryginałowi remaster, który ukazuje minioną epokę. Taką, która już dzisiaj nie może się za bardzo bronić w obliczu otwartych światów i szalonej ilości dostępnych gier.

Ma jednak w sobie coś czarującego, co miło było po tylu latach skosztować. Oszczędność tego remastera (gra działa na wszystkich konsolach, ale została wydana z myślą o Xboxie One, PlayStation 4 oraz Nintendo Switch i PC), może także oznaczać ostrożność Capcomu, który teraz będzie się bacznie przyglądać reakcji graczy. To czy się ta gra sprzeda, może zaważyć na przyszłości kolejnych odświeżonych edycji, które będą już wymagały o wiele więcej pracy. Jeżeli ta gra się nie przyjmie, to możemy nigdy nie ujrzeć Jeana Reno w trzeciej Onimushy, do której mam sentyment największy.

Dodatkowo byłoby po prostu szkoda. Ten remaster to bardzo solidna robota, która wciąga i jest przykładem tego jak powinno się odgrzewać dawne gry. Nie przesadzono z ulepszeniami, ani za bardzo nie popsuto tego co już działało. Nie ma co się nastawiać na doswiadczenie zmieniające życie, minęło w końcu wiele lat, ale czas spędzony z Onimushą 2, nie będzie czasem straconym.

 

 

 

Gra została udostępniona do recenzji przez polskiego wydawcę na konsolę Nintendo Switch

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama