Zniechęcony opiniami z sieci, nie planowałem oglądać Ragnarok, nowego serialu Netflix. Po zaliczeniu połowy szóstego sezonu WIkingów postanowiłem jednak spróbować. I nie żałuję.
Ragnarok na Netflix może nie jest tak dobry jak Dark, ale warto dać mu szansę
Zauważyliście, że Netflix coraz chętniej sięga po europejskie seriale? Czasem wychodzi to lepiej, czasem gorzej - ale bardzo się cieszę, że dzięki takiemu podejściu mogę zapoznać się z produkcjami, do których inaczej pewnie nigdy bym nie dotarł. Ragnarok, jak możecie się domyślić, powstał w Norwegii.
Niecodzienne podejście do nordyckiej mitologii
Ragnarok jest serialem specyficznym z kilku powodów. Zachęcając tytułem (to finałowa walka bogów z olbrzymami, jednocześnie koniec świata), odstrasza teen dramą. Pokazuje przepiękne krajobrazy Norwegii, momentami nuży fabułą. Do wszystkich tych kwestii można też podejść inaczej, przez co nabiorą one większego sensu.
Ragnarok wplata mitologię nordycką w norweską codzienność. Poznajemy mieszkańców małej miejscowości Edda - jest ona o tyle specyficzna, bo jako ostatnia przyjęła chrześcijaństwo i lokalna społeczność najdłużej czciła pradawnych bogów. Postaram się uniknąć spoilerów, ale jednak część fabuły muszę Wam zdradzić żeby opis serialu nabrał sensu.
Podoba mi się, że twórcy umieścili mitologię nordycką w norweskiej codzienności. Mamy więc sporo elementów teen drama w dość klasycznej formie. Do lokalnej szkoły przyjeżdżają bracia, którzy próbują się zaklimatyzować w nowym miejscu (choć będąc dziećmi już tu mieszkali). Jeden z nich szybko odkrywa w sobie dziwne zdolności i próbuje dowiedzieć się o co chodzi oraz z czym są związane. Napiszę tylko, że chodzi o przebudzenie w sobie mocy jednego z pradawnych nordyckich bogów.
Jednocześnie miasteczkiem rządzi rodzina będąca właścicielami dużej fabryki. Posądzani są o trucie środowiska naturalnego, choć kolejne badania stawiają ich w dobrym świetle. Czy to możliwe by też posiadali nadprzyrodzone moce, na przykład mitycznych olbrzymów i cały czas podstępnie niszczyli ludzkość?
Podoba mi się klimat tego serialu. Nie ma tu cukierkowego wykończenia rodem z przesłodzonego Riverdale ani lekkiego humoru znanego z Sex Education. Duża w tym zasługa kolorystyki serialu, ale również naturalnego przedstawienia bohaterów i ich problemów. Nawet odkrywanie mocy przez główną postać nie wiąże się z toną efektów specjalnych, wybuchów i rozpierduchy - a to nadaje serialowi tajemniczości. Nie mówię oczywiście o thrillerze, do tej granicy twórcy nie dochodzą. Udało się jednak puścić na opowieść lekką mgiełkę tajemnicy.
Norwegia taka piękna
Jednocześnie warto obejrzeć Ragnarok ze względu na piękne zdjęcia. Góry robią ogromne wrażenie, okoliczności przyrody są niesamowite i zdecydowanie trzeba konsumować ten serial na dużym ekranie z odpowiednią ilością bajerów typu HDR.
Ragnarok wydaje się też dość naturalny jeśli chodzi o samych bohaterów. Raczej żaden z nich nie dostanie statuetki czy nagrody i czasami wydają się aż nadto "naturszczykami", jednak dzięki temu potrafiłem uwierzyć, że tak wygląda codzienność i mieszkańcy małego norweskiego miasteczka. Jak tylko odwiedzę ten piękny kraj będę miał dość ciekawy i mam nadzieję trafiony punkt odniesienia.
Nie wszystko jednak w Ragnaroku dograło i wiele rzeczy można uznać za niewykorzystany potencjał. Był moment, kiedy po trzech pierwszych odcinkach chciałem zrezygnować z dalszego seansu. Serial łapie dłużyzny, są momenty niezwykle nudne które nie wprowadzają do opowieści zbyt wiele nowości - a przynajmniej nie takich, które by je usprawiedliwiały. Jednocześnie Ragnarok odstaje od amerykańskich seriali dla nastolatków i ja akurat traktuję to jako plus. Dodatkowo to fajna odmiana po Wikingach, gdzie topory odrąbywały ręce i nogi, a brody były na porządku dziennym. Ten serial prezentuje się zupełnie inaczej i nie ma ani jednego bohatera, który starałby się wyglądać jak któryś z niegdysiejszych wojowników.
Drugi główny wątek Ragnarok dotyczy ochrony środowiska i choć nie wydaje się wrzucony na siłę (dobrze łączy się z tytułowym końcem świata), to jednak czułem, że jest zbyt mocno wypychany do przodu. Rozumiem przesłanie - niszczymy planetę, musimy to zmienić - ale jednak są chwile kiedy było to widzowi wciskane zbyt nachalnie. Ale może twórcy chcieli uderzyć mocno w tę właśnie nutę i świadomie targetowali swój serial na proekologiczne osoby?
Ragnarok na Netflix nie jest czymś, obok czego nie można przejść obojętnie. Jednocześnie bawiłem się dobrze, fajnie że mogłem dowiedzieć się jak Norwedzy robią seriale. Ale jednak do niesamowitego niemieckiego Dark czy wciągającego hiszpańskiego Domu z Papieru temu serialowi daleko. Wciąż jednak jest o wiele lepszy niż rozczarowujący, nudny polski 1983. Jestem też bardzo ciekawy drugiego sezonu. Polubiłem tych bohaterów i ten sposób łączenia mitologii skandynawskiej z norweską codziennością.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu