Felietony

Przesłuchałem 110 utworów na Spotify, artysta zarobił na mnie 55 centów. Taylor ma zatem rację?

Tomasz Popielarczyk
Przesłuchałem 110 utworów na Spotify, artysta zarobił na mnie 55 centów. Taylor ma zatem rację?
48

Kwestia zarobków artystów na usługach streamingu muzyki od dawna budzi kontrowersje. Przykładów nie trzeba szukać daleko - wczoraj Taylor Swift doskonale odświeżyła problem w kontekście Apple Music. Tymczasem w internecie pojawiła się strona, pozwalająca na... zarabianie dla naszych ulubionych wykon...

Kwestia zarobków artystów na usługach streamingu muzyki od dawna budzi kontrowersje. Przykładów nie trzeba szukać daleko - wczoraj Taylor Swift doskonale odświeżyła problem w kontekście Apple Music. Tymczasem w internecie pojawiła się strona, pozwalająca na... zarabianie dla naszych ulubionych wykonawców pieniędzy na Spotify.

Eternify to "dzieło" zespołu Ohm And Sport grającego muzykę z gatunku "electro-pop" (oczywiście są na Spotify). Na stronie umieszczono odtwarzacz Spotify, który puszcza utwory wybranego artysty po 30 sekund (tyle potrzeba, aby serwis zanotował jedno pełne odtworzenie) zapętlone bez przerwy i wyciszone. Pod spodem mamy natomiast licznik: czas odtwarzania, liczbę utworów oraz kwotę, jaką artysta w rezultacie zarobił. Przykład widać na grafice: po 110 piosenkach, 49 minutach działania uzyskałem kwotę 55 centów. Odliczcie z tego procent dla wytwórni i wykonawca ostatecznie otrzymuje wielkie nic.

Twórcy tłumaczą, że usługa ma pokazywać wielkie przekłamanie, jakim są zapewnienia Spotify o obustronnych korzyściach z istnienia streamingu. Ich zdaniem mali artyści nie mogą liczyć na żadne sensowne pieniądze z tego typu usług i właśnie tego dowodzą. Czy aby na pewno?

Przyjrzyjmy się stronie z informacjami dotyczącymi pieniędzy, jakie Spotify przekazuje artystom. W szczegółowy sposób objaśniono tutaj, w jaki sposób są oni rozliczani. Co najważniejsze, nie obowiązuje żadna stała stawka. Wysokość wynagrodzenia jest bowiem uzależniona od całej masy czynników:

An artist’s royalty payments depend on the following variables, among others:

• In which country people are streaming an artist’s music

• Spotify’s # of paid users as a % of total users; higher % paid, higher “per stream” rate

• Relative premium pricing and currency value in different countries

• An artist’s royalty rate

Twórcy Eternify przyjęli średnią stawkę, jaką artysta zarabia na pojedynczym odtworzeniu na 0,005 dol. Tymczasem na przytaczanej przeze mnie stronie serwis tłumaczy to zgoła odmiennie, podając zauważalnie wyższy przedział kwotowy:

Recently, these variables have led to an average “per stream” payout to rights holders of between $0.006 and $0.0084. This combines activity across our tiers of service. The effective average “per stream” payout generated by our Premium subscribers is considerably higher.

Warto zwrócić uwagę na ostatnie zdanie, które sugeruje, że użytkownicy premium generują wyższe przychody niż słuchający muzyki na Spotify bezpłatnie. Przy czym sami twórcy przyznają, że przeliczanie zarobków artystów na pojedyncze odtworzenia jest ich zdaniem bardzo nieprecyzyjne i nie odzwierciedla skomplikowanego sposobu rozliczania. W wyniku tego niszowy artysta jest w stanie zarobić tutaj o wiele mniej niż popowa gwiazda znajdująca się na świeczniku. To akurat powinno być chyba oczywiste, czyż nie? Tym sposobem użytkownik, który słucha w danym miesiącu mniej muzyki niż miesiąc wcześniej może paradoksalnie wygenerować większe przychody dla wykonawcy. Świetnie odzwierciedla to jeden z wykresów.

Wygenerowane przeze mnie 55 centów tak naprawdę zatem ma się nijak do rzeczywistości. Oczywiście przy założeniu, że informacje na stronie Spotify pokrywają się z rzeczywistością (a z pewnością tak jest, bo w przeciwnym wypadku, szybko wyszłoby to na jaw - tymczasem strona z tymi danymi działa od 2013 roku). Zakładam, że zespół Ohm And Sport może bazować na swoim sposobie rozliczania ze Spotify, w ramach którego pojedyncze odtworzenie średnio daje im właśnie te symboliczne 0,005 dol. Nie jest to zespół mainstreamowy, więc wydaje się to bardzo prawdopodobne.

Cała prowokacja wygląda mi trochę na naciąganą. Nie chcę za wszelką cenę bronić Spotify, ale transparentność w działaniach serwisu i rozliczaniu się z artystami mówi sama za siebie. Te 70 proc. przychodów przekazywanych do wytwórni oraz 3 mld dol. wypłaconych łącznie od momentu powstania usługi nie są przecież słowami rzucanymi na wiatr (a gdyby tak było, to owe wytwórnie szybko by o tym poinformowały). Tymczasem samo Spotify ciągle jest pod kreską, co w całej tej sytuacji jest jeszcze bardziej wymowne. Może zatem nie powinniśmy tak demonizować?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

muzykaSpotifystreaming muzyki