Recenzja

Wszyscy włączamy Netflix i oglądamy polski film "Prime Time" - recenzja

Konrad Kozłowski
Wszyscy włączamy Netflix i oglądamy polski film "Prime Time" - recenzja
63

Nie przywykliśmy do takich polskich premier na Netflix, ale po seansie "Prime Time" napiszę: poproszę więcej!

Nie było mi łatwo rozpocząć tę recenzję, ponieważ już na samym początku chciałbym Wam opowiedzieć o wszystkich zaletach tego filmu. Na wstępie zaznaczę, że kilka zarzutów wobec "Prime Time" też mam, ale chyba kluczową informacją jest to, że Netflix nareszcie serwuje nam solidną polską premierę pełnometrażową. Ciekawi mnie, czy gdyby nie pandemia, to platforma zdołałaby zakupić prawa do premiery online, czy "Prime Time" nie trafiłby najpierw do kin. Niezależnie od tego, od dziś możecie ten film zobaczyć na Netfliksie i zdecydowanie warto go obejrzeć. Już tłumaczę dlaczego.

Co się stało z kinami i serwisami VOD? Branża już nie będzie taka sama

Prime Time - o czym opowiada film?

Punktem wyjścia opowiadanej w filmie historii jest dzień 31 grudnia 1999 roku. Wszyscy przygotowują się do wejścia w nowe milenium, a przed rozpoczęciem transmisji z zabawy sylwestrowej nastąpi rozwiązanie konkursu, w którym telewidzowie mają szanse wygrać nie lada nagrody. Zaglądamy do studia, skąd nadawany będzie program, a ujęcia te przeplatają archiwalne nagrania sprzed dwóch dekad, które pozwalają lepiej wczuć się tamtą atmosferę.

Nagle na plan trafia mężczyzna, który żąda wejścia na żywo przed północą - ma broń i udaje mu się wziąć dwójkę zakładników. Jednym z nich jest prowadząca program Mira (Magdalena Popławska), drugim ochroniarz Grzegorz (Andrzej Kłak). Niedługo później na miejscu pojawia się policja. Wszyscy mają nadzieje osiągnąć swoje cele dość szybko - Sebastian dąży do przekazania swojej wiadomości w telewizji, policja chce jak najszybciej rozwiązać tę sytuację i uniknąć dramatu.

Obsada Prime Time staje na wysokości zadania

Rozpoczyna się partia szachów, w której jeden z graczy trzyma w ręce pod stołem zapalnik detonujący całą planszę. Jesteśmy świadkami tego, jak nieudolnie mogą działać służby, gdy podejmowane kroki nie są koordynowane i zorganizowane. Wewnętrzny konflikt sprawia, że niemalże osiągnięty kompromis w mgnieniu oka się oddala, ponieważ górę biorą pośpiech, ego i ambicje.

Blisko 60 filmów zniknie z Netfliksa. Jest co nadrabiać – zobaczcie listę

W szeregach policji nie brakuje kompetentnych osób, ale zaufanie do nich jest podważane wcześniejszymi niepowodzeniami, a zwierzchnicy chcą jak najszybciej pozbyć się narastającego problemu. To, co dzieje się w reżyserce, jest zagrane tak dobrze, że momentami sam zastanawiałem się, czy zdołałbym prowadzić dialog i negocjacje z osobą, która mierzy do innych z broni.  Tutaj ukłony należą się Cezaremu Kosińskiemu, Dobromirowi Dymeckiemu oraz Monice Frajczyk.

Sytuacja na planie jest równie trudna, ponieważ Mira i Grzegorz  są bezradni względem braku konkretnych działań służb. Momentami biorą nawet sprawy w swoje ręce, a po pewnym czasie dochodzi nawet do pewnej zmiany w ich postrzeganiu zaistniałej sytuacji. Ich nadrzędnym celem jest wydostanie się ze studia, ale relacja z Sebastianem (Bartosz Bielania) zmienia się. Występ Bielani zasługuje na oklaski, to prawda, ale nie umniejszałbym roli Popławskiej oraz Kłaka, którzy wspólnie we trójkę sprawili, że wszystko wygląda niezwykle wiarygodnie.

To nie film o schyłku lat 90. To jest schyłek lat 90.

Współgra to ze scenografią, którą bardzo wiernie odtworzono na wzór wnętrz budynków ze schyłku lat 90. Intryguje mnie jedno - czy ekipa nie zdołała przypadkiem znaleźć wciąż operującego studia, które wymagało tylko niewielu szlifów, by móc służyć za scenografię. Wierzę, że takowe wciąż mogą działać na terenie naszego kraju, więc albo film nakręcono w jednym z nich, albo odwalono kawał świetnej roboty przy budowie takiego planu w studiu filmowym. Tych, którzy pamiętają melodyjki dzwonków w starych modelach Nokii czeka prawdziwa uczta - gdy zaczęły rozbrzmiewać na moich ustach zagościł szeroki uśmiech.

Wielkie hity na Netflix w 2022. Polubicie Sony za te decyzję

Twórcy filmu zaserwowali nam naprawdę niezłą podróż w czasie. Największym moim zarzutem wobec filmu jest jednak dość klasyczne podejście do realizacji zdjęć. W pamięci nie zapadły mi ciekawe kadry i ujęcia, które uatrakcyjniłyby seans. Nie twierdzę, że film nie prezentuje się dobrze. Być może taki był cel debiutującego za kamerą Jakuba Piątka, ale po prostu zabrakło mi tej iskierki w realizacji, która uczyniłaby go bardziej widowiskowym. Podobnie sprawa wygląda w kontekście ścieżki dźwiękowej - wydaje mi się, że film zasługuje na coś więcej, na bardziej charakterystyczne brzmienia, które podbudują atmosferę.

Prime Time od dzisiaj dostępny na Netflix

"Prime Time" trwa około półtorej godziny i mniej więcej w połowie możemy zacząć domyślać się, jaką wiadomość stara się przekazać swoim rodakom w najbardziej mainstreamowym medium w czasach, gdy nie było Internetu. Nie  zdradzę Wam, jak kończy się film i czy twórcy odkrywają wszystkie karty przed ostatnią sceną, ale napiszę, że druga połowa "Prime Time" jest znacznie bardziej angażująca, nieprzewidywalna i momentami nawet zabawna. Zachowanie takiego balansu sprawia, że seans mija bardzo szybko i dynamicznie, mimo że niektórzy mogli obawiać się przynudzającego i przegadanego dramatu. Oj nie, "Prime Time" aż kipi od emocji.

Kwiecień na Netflix – mnóstwo nowości, w tym dwie mocne polskie premiery

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu