Monster Hunter to specyficzna seria, która nie każdemu przypadnie do gustu. Odsłona Rise nie tylko wprowadza większą dynamikę i przynajmniej dwie istotne nowości, ale jest też najbardziej przystępną i przyjazną odsłoną. A to może okazać się strzałem w dziesiątkę.
Jest szybszy i bardziej przystępny dla nowicjuszy. Recenzja Monster Hunter Rise
Zabijaj potwory, ulepszaj oręż i tak w kółko
Monster Hunter Rise jest pełnoprawną odsłoną popularnej serii, a przy okazji pierwszą wersją na Nintendo Switch. Łączy w sobie wszystko to, co fani kochali w poprzednich grach, posypuje nowościami usprawnieniami z Monster Hunter: World oraz dodaje usprawnienia, które sprawiają, że na Switchu gra się jeszcze lepiej, szybciej i przyjemniej.
Trzon gry jest jednak niezmienny od lat. Wcielamy się w łowcę potworów, obrońcę małej wioski, który musi się mierzyć z małymi i dużymi stworami nękającymi mieszkańców. Sam podstawowy mechanizm rozgrywki jest stary jak świat i polega na przyjmowaniu kolejnych zadań, zabijaniu lub chwytaniu coraz mocniejszych potworów. Z ich pozostałości tworzy się natomiast nowe bronie i pancerze. W Monster Hunter Rise nie ma nabijania poziomów doświadczenia, nie ulepsza się samego łowcy - kluczowe są tu natomiast dwa aspekty. Jak najlepsze i najbardziej rozwinięte bronie i pancerz oraz umiejętności wypracowane przez długie godziny walk, w tym wiedza o tym jak zachowują się poszczególne kreatury.
Mimo wszechobecnych samouczków próg wejścia jest niestety wciąż bardzo wysoki i gra potrafi na początku przytłoczyć nie tylko ilością broni, pancerzy czy ogólnie tabelek z małymi ikonami, ale również systemem zależności miedzy poszczególnymi przedmiotami. Ponownie więc osoby zagubione powinny zagłębić się w lekturę opisów gry, poświęcić trochę czasu na obejrzenie materiałów na YouTube lub znaleźć ogarniętego znajomego, który będzie miał odpowiednio dużo cierpliwości i pomoże opanować podstawy.
Dwie nowości, które całkowicie zmieniają dynamikę starć
Monster Hunter Rise to również kilka bardzo ważnych i usprawniających grę nowości. Nasz łowca potrafi teraz korzystać z wirebugów, dzięki którym znacząco zwiększa się jego mobilność. Za pomocą specjalnych świecących pajęczyn może nie tylko wspinać się w teoretycznie niedostępne miejsca, ale również uskakiwać przed atakami potworów. Widziałem co z tymi pajęczynami robią bardziej doświadczeni gracze i nie mogłem wyjść z podziwu jak dynamiczna może być walka.
Druga nowość to psy, Palamuty. Nie tylko pomagają w walce, ale również stają się naszymi wierzchowcami. Podróże po lokacjach są dzięki nim zdecydowanie szybsze i przyjemniejsze, a ranny potwór ma raczej małe szanse na ucieczkę. Generalnie mam wrażenie, że ta odsłona jest mniej toporna i dużo szybsza od poprzednich i chyba właśnie to najbardziej przypadło mi do gustu. Postacie szybciej piją też mikstury czy ostrzą broń.
Podstawowym trybem gry jest kampania składająca się z zadań oznaczonych kolejnym poziomem gwiazdek. Podobnie wygląda to w sieciowym hubie, tam jednak wyruszamy na polowania z innymi łowcami. Całkiem przyjemnie gra się również w tryb hordy, nazwany tu Rampage. Nie jest oczywiście idealnie i wiele rzeczy można było poprawić - ale jednak jest pewna frajda w rozstawianiu działek i walką z grupami potworów próbujących sforsować mury broniące wioski.
Podobnie jak w poprzednich odsłonach, największą frajdę dają wspólne polowania ze znajomymi i znów Monster Hunter ma bardzo sprawnie działające mechanizmy online. Szkoda tylko, że nie wprowadzono wewnętrznego czatu głosowego, bo znów musiałem się wspierać smartfonem i Discordem.
To jedna z najładniejszych gier na Nintendo Switch
Wizualnie Monster Hunter Rise robi wrażenia i to jedna z ładniejszych gier na Nintendo Switch. Zachwycają przede wszystkim projekty i modele potworów oraz łowców. Gra działa w 30 fps-ach i oczywiście brakuje 60 klatek, natomiast i tak jestem pełen podziwu, że Switch jest w stanie "uciągnąć" ten tytuł. Bo momentami na ekranie jest taka sieka, że można spodziewać się 5 fps-ów. Tymczasem oczywiście zdarzają się spadki, ale gra zaskakująco dobrze radzi sobie z zamieszaniem jakie jest na ekranie.
Początkowo zupełnie nie wiedziałem dlaczego, to właśnie Rise jest odsłoną, która tak mnie wciągnęła. Wydaje mi się jednak, że chodzi o udogodnienia, uproszczenia, nowości i zdecydowanie większą dynamikę starć. Pewnie weterani i wyjadacze będą niezadowoleni, ale możliwe, że te zmiany przyciągną do serii jeszcze więcej łowców. Planuję nie tylko regularnie grać, ale również przypominać sobie stare i poznawać nowe mechaniki - bo mimo ponad 30 godzin na liczniku gra dalej potrafi mnie zaskoczyć. Cały czas zdarza się, że znajomi podpowiadają mi jakąś niby oczywistą rzecz, o której nie miałem pojęcia. Albo sam szukam ich na YouTube, który jak zwykle pełen jest poradników i podpowiedzi. Tak samo jak serwery Monster Hunter Rise pełne są Azjatów, którzy służą pomocą przy każdym trudnym polowaniu. To trochę jak granie na kodach, ale pomaga popchnąć grę do przodu kiedy się w niej zablokuję.
Monster Hunter Rise to kolejna udana odsłona niezwykle popularnej serii i jestem wręcz zaskoczony, że po tylu latach Capcom wciąż potrafi ją rozwijać i zachęcać miliony graczy do kupna. Bo sam trzon to przecież cały czas to samo. Monster Hunter Rise nie jest grą dla wszystkim i sam niedawno zasugerowałem to dwójce znajomych. Ale z drugiej strony, może właśnie posiadanie Switcha i odsłona dedykowana tej konsoli to dobra wymówka żeby wejść do świata polowań na wielkie potwory. Naprawdę idzie się w ten tytuł wkręcić.
Ocena: 9/10
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu