Księgowa pracująca zdalnie musi oddać pracodawcy pieniądze. Program monitorujący aktywność przyłapał ją na niewywiązywaniu się z obowiązków.
Obijanie się podczas pracy zdalnej nie popłaca. Pracownica przyłapana przez oprogramowanie szpiegujące
Praca zdalna to w wielu branżach świetne rozwiązanie – oszczędza czas, środki na dojazdy do biura i pozwala na większą produktywność. Oczywiście pod warunkiem, że się chce. Łatwo bowiem nagiąć zasady i oszukiwać pracodawcę, bo i narzędzia kontroli są ograniczone. Ale czy na pewno? Przypadek kanadyjskiej księgowej pokazuje, że „laba na zdalnym” nie zawsze uchodzi płazem, a konsekwencją obijania się jest nie tylko zwolnienie, ale i zwrot pieniędzy.
Szpieg w służbowym komputerze
Firma Reach CPA z Vancouver weszła na drogę sądową z jedną ze swoich pracownic, która według przełożonego nie wywiązywała się ze swoich obowiązków wystarczająco wydajnie. Jeszcze w lutym 2022 roku na komputerze kobiety zainstalowano oprogramowanie „szpiegowskie” o nazwie TimeCamp, monitorujące aktywność użytkownika.
Miesiąc później okazało się, że pojawiły się znaczne rozbieżności między czasem pracy zgłaszanym przez kobietę, a faktycznymi czynnościami służbowymi, wykonywanymi w tym przedziale na służbowym laptopie. System zarejestrował 51 jeden pustych godzin, podczas których księgowa nie wykonywała żadnych prac. Dodatkowo wyszło na jaw, że kobieta spóźniała się z realizacją wielu projektów. W związku z tym Karlee Besse została zwolniona i nie omieszkała pójść z tą sprawą do sądu, domagając się wypłacenia 5 tysięcy dolarów odprawy i należytego wynagrodzenia. Jakież musiało być jej zdziwienie, gdy okazało się, że pracodawca ma asa w rękawie.
Winna „kradzieży czasu”
TimeCamp nie tylko monitoruje aktywność na zainstalowanym komputerze, ale jest też w stanie przechwytywać ekran, nagrywając wideo. To właśnie z tymi dowodami Reach CPA stawiło się w sądzie, oskarżając kobietę o „kradzież czasu”. Oprogramowanie jest w stanie rozróżniać czynności służbowe od tych niezwiązanych z pracą, klasyfikujące je jako „osobiste” i dostarczając dowody, z którymi kobieta nie była w stanie walczyć.
Co ciekawe księgowa próbowała bronić się tym, że wydrukowała znaczną część dokumentów i pracowała na nich fizycznie, o czym nie poinformowała firmy, bo nie uznała tego za zasadne. Miało to niejako uzasadnić brak aktywność na komputerze służbowym, ale sąd po długiej batalii odrzucił taką argumentację. Ostatecznie Karlee Besse przegrała sprawę, w konsekwencji czego musi zwrócić pracodawcy 1506 dolarów, co i tak jest karą niższą niż 2600 USD, których oczekiwali przedstawiciele Reach CPA.
Jest to tym samym jeden z pierwszych wyroków przeciwko pracownikom zdalnym, podyktowany na podstawie „oprogramowania szpiegującego” zainstalowanego na komputerze służbowym. Takie przypadki budzą jednak sprzeciw NLRB, czyli amerykańskiej Rady ds. Stosunków Pracy, która wyraziła głębokie zaniepokojenie rosnącą inwigilacją pracowników zdalnych. Jennifer Abruzzo – radca prawny z NLRB – uważa, że natrętne nadużycia elektronicznego monitorowania urządzeń służbowych to jawnie łamanie praw pracowników.
I cóż, tu sprawa jest dyskusyjna, bo faktycznie coraz większa ilość firm decyduje się na instalowanie narzędzi śledzących na urządzeniach pracowników, co w przypadku pracy stacjonarnie nie miałoby miejsca, a z pewnością zwiększa to presję i dyskomfort podczas pracy. Faktem jest też jednak to, że pracownicy stacjonarni nierzadko poświęcają więcej czasu na kawkę i papierosa w trakcie pracy, niż ich koledzy oddelegowani do zadań zdalnych. Przypadek Karlee Besse pokazuje, że niektórych firmach nie ma co kombinować, bo wyciąg z oprogramowania ciężko podważyć – zwłaszcza jeśli na obronę ma się tylko własne słowo.
Stock image from Depositphotos
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu