Z nowym Risen obcowałem przy wykorzystaniu różnych buildów gry. Ostatni, teoretycznie premierowy, zjadł mój stan zapisu. Wszyscy wiemy, jakie są ko...
Z nowym Risen obcowałem przy wykorzystaniu różnych buildów gry. Ostatni, teoretycznie premierowy, zjadł mój stan zapisu.
Wszyscy wiemy, jakie są korzenie serii Risen. Mnie samemu ciężko jest zliczyć, ile godzin przepadło w świecie Gothica, Arcanii i wspomnianej właśnie marki. Każdą z tych gier łączy określona konwencja, kierunek artystyczny, który obrali twórcy. I błędy, których nie poprawili. Ciężko jest jednak nie odnieść wrażenia, że śladami twórców i my będziemy nieco błądzić. Władcy Tytanów to bowiem gra na miarę swojego poprzednika - zawierająca dziwne błędy, koślawy (dla niektórych) system walki i momentami ciężki humor. I choć chciałbym tu być surowy, nie mogę, ponieważ wbrew pozorom znów znalazłem coś dla siebie.
Bezimienny z dwóch ostatnich gier idzie w odstawkę, choć zalicza tu małe cameo jako NPC. Mimo nowej postaci, czynnik przyciągający do rozgrywki pozostaje ten sam co w poprzednich produkcjach - uczucie wielkiej przygody, która czeka tuż za rogiem. Zasadniczy problem to podejście deweloperów, którzy zdecydowali się wykorzystać wiele z Risen 2. Na tyle wiele, że podróż w celu poskładania w kupę zmartwychwstałego bohatera zabierze nas na znane wyspy, jedynie odświeżone na potrzeby nowej fabuły. Całe szczęście, że wędrówka będzie uzupełniona o grono towarzyszy do wyboru, w tym Patty, która tym razem okazuje się… naszą siostrą. Nie oczekujcie jednak dużej różnorodności w specjalizacji kompanów - tę zapewnią Wam przede wszystkim własne ataki.
Od zawsze w grach Piranha Bytes zachwycał mnie potencjał oczekującej przygody. Do czyjej sprawy dołączę? Kogo zignoruję, a kto stanie się moim przyjacielem? W Risen 3 wszystko sprowadza się do tego samego, a więc wyboru frakcji i związanej z nią specjalizacji. Z racji mojej preferencji do grania postaciami korzystającymi z bardziej tradycyjnych zaklęć, szybko zdecydowałem się na zostanie magiem (Crystal Mage, ponieważ magia jest obecna także u innych). Są jeszcze dwie inne ścieżki - Łowcy Demonów i Piraci Voodoo. Nazwy mówią same za siebie i szkoda jedynie, że twórcy nie dali większego pola do popisu przed ostatecznym wyborem. Ze względu na utracony stan zapisu, o którym wspomniałem na początku, być może stanie się to motywacją do rozpoczęcia rozgrywki od zera.
Rada dla osób, które wybiorą grę magami: inwestowanie w magię oznacza mniejszą odporność. Na ratunek śpieszy Bones, który okaże się nieoceniony jako towarzysz. Warto też błyskawicznie zainwestować w umiejętność przyśpieszającą rzucanie czarów.
A jeśli o tym mowa - walka. Pojedynki, zwłaszcza na początku i przy określonych specjalizacjach, wymagają ciągłego reagowania: parowania, ciosów, uników. Oczywiście jest tu miejsce na “wspomagacze”, jak pistolet w drugiej ręce, ale początkowe etapy mogą wymagać pewnego przyzwyczajenia się. Osobiście trochę odwykłem od tego typu mechaniki i na kombinacji klawiatura plus myszka musiałem nieco zweryfikować swoje przyzwyczajenia. Gwarantuję też, że niejednokrotnie będziecie zaglądać do sieci, by zweryfikować, czego potrzeba do nauki skilli - o ile jeszcze znalezienie odpowiedniego nauczyciela nie bywa utrapieniem, tak już z odkryciem wszystkich potrzebnych rzeczy bywa różnie.
Ubolewam też nad faktem, że zdecydowanie mniejszy nacisk położono na dialogi i grę aktorską. Te pierwsze można potraktować, przy odrobinie drobnej woli, za specyficzną, nieco kiczowatą stylistykę, ale ewidentnie czuć różnice w jakości nagrań względem np. obsady z części pierwszej, gdzie występował chociażby John Rhys-Davies.
Trzeci Risen to także, niestety, cały przegląd błędów. O mojej przygodzie ze stanem zapisu już wiecie, ale zdarzało się też, że jakaś postać nie miała broni lub bieżący kompan znikał bez śladu, by wrócić w przypadkowym momencie. Słyszałem też o innych problemach, m.in. związanych z wykrywaniem rdzeni procesora. Choć, patrząc na wszystkie gry Piranha Bytes, nie powinniśmy czuć się szczególnie przestraszeni - całokształt sprawia lepsze wrażenie niż to miało miejsce w przeszłości.
Risen 3: Władcy Tytanów miewa swoje momenty. To kolejna “wielka przygoda”, z wyborami i różnymi ścieżkami. Gra nie jest wolna od błędów i ułomności, ale mimo to potrafi wciągnąć, jeśli podejdziemy do niej z należytą postawą. Och, i ma też statki! Po klimatach z drugiej części, ale przede wszystkim po sukcesie Assassin’s Creed IV: Black Flag, to bardziej niż mile widziany dodatek do rozgrywki. Kupujcie, jeśli jesteście w stanie przymknąć oko na te i inne niedociągnięcia, a jednocześnie oczekujecie opowieści na wiele godzin.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu