Felietony

Ponad 1000 dni z Pokemon Go - i kończę z grami które się nigdy nie kończą

Kamil Świtalski
Ponad 1000 dni z Pokemon Go - i kończę z grami które się nigdy nie kończą
7

Pokemon GO przez ostatnie 2,5 roku było moją obsesją. Zainstalowałem zachęcony przez znajomych podczas urlopu w Japonii. Byłem przekonany, że po powrocie do Polski gra zniknie z mojego smartfona i szybko nań nie wróci. I pewnie tak by było gdyby nie fakt, że aspektem gry który zainteresował mnie najbardziej nie było ani zbieractwo, ani uprzykrzanie życia innym ganiając za gymami, ani nawet raidowanie w gronie zaprzyjaźnionych ludzi. Były to walki PvP — z daleka wyglądające jak bezsensowne stukanie w ekran, które nie ma w sobie żadnych głębszych treści. 

Ale tak może powiedzieć tylko ten, kto nigdy Go Battle League nie dał szansy. I ten, kto nie pochylił się nad najbardziej ignorowanym przez twórców modułem (co w sumie nie dziwi, bo to jedyna część gry, której de facto nie monetyzują — nie zależy im zatem, by gracze spędzali tam więcej czasu). Ale samo Niantic nie może już dłużej ignorować PvP — w końcu to dzięki niemu Pokemon GO trafiło — obok klasycznych gier ze Switcha, karcianki oraz Pokkena — na tegoroczne Pokemon Worlds Championship. Co więcej — to właśnie ten tytuł cieszył się największym zainteresowaniem ze strony widzów śledzących zmagania graczy w sieci.

Przez te 2,5 roku obserwowałem lepsze i gorsze momenty Go Battle League. Mój cel był od początku jeden: zdobyć najwyższą rangę. Najpierw brakowało mi umiejętności i odpowiedniego roostera. Kilka sezonów później wbiłem rangę Legend i miałem przestać grać, ale... grałem dalej. I w zakończonym w tym tygodniu sezonie zabrakło mi niewiele punktów, by przebić magiczną barierę 3000 MMR dającą tę rangę. Nie udało się - ale nawet nie próbowałem się z tej okazji złościć. Ten sezon to czas, w którym gra otrzymała działała aktualizację po której zaczęła działać jak należy. Ale po pewnym czasie przestała - dlatego kiedy kolejną walkę przegrywałem przez lagi i inne problemy techniczne - uznałem że nie mam na to więcej nerwów. I szczerze mówiąc, to był taki gwóźdź do trumny, przez który postanowiłem pożegnać się z moim ulubionym modułem w Pokemon GO. A co ciekawe, zrobiłem to w potencjalnie jednym z najciekawszych momentów, jakiego świadkiem byłem w grze kiedykolwiek — tuż po zapowiedzi zmian wchodzących w życie od pierwszego września, kiedy to rozpoczął się nowy sezon GBL. A cała meta została tam przewrócona do góry nogami przez zmiany w ciosach poszczególnych stworków oraz statystyki z nimi związane. Bez zmian jednak pozostały problemy techniczne:

Nigdy więcej gier-usług. Nie mam na to czasu

Bawiłem się... różnie. Były chwile motywacji i chwile zwątpienia. Była ogromna przygoda — poznawałem ludzi zajaranych tematem, wpadłem w świat twórców contentu którzy dniami i nocami mogliby opowiadać o Go Battle League. A jako że z marką jestem za pan brat od dzieciństwa, łatwo mi było w to wszystko wpaść niczym śliwka w kompot. Kilka miesięcy temu jednak z ciekawości sprawdziłem ile czasu poświęcam grze — i według mojego smartfona, były to 2-4h dziennie. Część związana ze spacerowaniem i łapaniem stworków, znaczna większość to jednak walki. Każdego dnia mogłem zrobić 5 setów po 5 walk, no i przez większość czasu... grałem ile mogłem. Aż ostatecznie złapałem się na tym, że... najzwyczajniej w świecie zaczyna brakować mi czasu: na dokończenie książki która mi się podoba, na obejrzenie nowego odcinka serialu, na nowy tomik komiksu, na gry na konsolach. A presja "jak nie teraz to przepadnie" dawała się we znaki. Zresztą twórcy gier-usług stale grają tymi kartami. Zaloguj się i skorzystać, odbierz, zdobądź - bo jutro już nie będzie. Doskonale rozumiem te mechanizmy - i choć przez lata udało mi się przed nimi uchronić, w końcu poniekąd dopadły i mnie. Ale czas z tym zerwać, bo co za dużo - to nie zdrowo. 17020 walk wystarczy.

Nie pozbyłem się Pokemon GO ze smartfona - i nie planuję tego robić w najbliższym czasie. Pewnie w nadchodzącym (trwającym 3 miesiące) sezonie też wykonam podstawowy zestaw walk, by zdobyć nagrody pokroju Elite Charge/Fast TM, ale to wymagać będzie ode mnie góra kilkudziesięciu walk — tymczasem poprzedni sezon skończyłem 1785. Będę też starał się kompletować dalej Pokedex podczas spacerów. To akurat coś, za co wyjątkowo lubię Pokemon Go: motywacja do wyjścia z domu. Żadna inna gra tej mocy akurat nie ma. Ale pozbycie pozbycie się chęci tego współzawodnictwa, walki o wirtualne punkty i odznaczenia i tego że trzeba dziś, tu, teraz - to duży krok naprzód. Bo teraz nie mam już tam żadnych nadrzędnych celów, poza dobrą zabawą i okazjonalnym odwiedzaniem świata. Coś mnie ominie? Trudno.

Mimo wszystko tych ponad tysiąc dni okraszonych długimi kilometrami spacerów, walk, wymian i znajomości będę wspominał doskonale. Ale zrobię co tylko w mojej mocy, by drugi raz nie dać się już wciągnąć w żadną grę-usługę. Te przygody nigdy się nie kończą, po prostu mnie na to nie stać.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu