Przed konferencją f8 internet, przynajmniej ten z branży IT, huczał na temat domysłów czym będą nowe funkcje Facebooka i jak będą działać. Teraz, po k...
Przed konferencją f8 internet, przynajmniej ten z branży IT, huczał na temat domysłów czym będą nowe funkcje Facebooka i jak będą działać. Teraz, po konferencji nadal huczy i o dziwo wciąż w znacznej mierze są to domysły i spekulacje, ale tym razem skupiają się na kwestii bezpieczeństwa i prywatności, które to zagadnienia nie zostały poruszone w trakcie wystąpienia Marka Zuckerberga. Wciąż nie ma pełnej jasności zostaną zrealizowane nowe czasowniki poszerzające funkcjonalność "Lubię to!" i jak to wpłynie na nasz profil i to co się na nim znajdzie. Takie podejście może się na Facebooku zemścić.
Oglądałem f8 na żywo, swoje wrażenia na gorąco opisałem zaraz po zakończeniu konferencji. Z tego powodu chciałem wstrzymać się z krytykowaniem najpopularniejszego serwisu społecznościowego, żeby niepotrzebnie nie ulec emocjom. Chciałem ochłonąć i zobaczyć jak na proponowane zmiany zareagują portale opisujące wydarzenie. Mimo wszystko już w trakcie przemówienia Zuckerberga zauważyłem, że w zasadzie nie dotyka on problemów związanych z prywatnością. Omija je szerokim łukiem. Jedyne stwierdzenie w tym kontekście, które pamiętam to, że użytkownik ma możliwość określenia, czy dany obiekt pojawiający się w Timeline widzi rodzina, znajomi, czy może jest publiczny i widoczne dla każdego.
Efekty pominięcia kwestii bezpieczeństwa i prywatności można obecnie obserwować w sieci. Rozmaite portale prześcigają się w domysłach, jak nowe funkcje na nie wpłyną. Nawet jeżeli nie są to domysły, lecz sprawdzone informacje, mają często krzykliwe tytuły, jaki to Facebook jest niebezpieczny. W mojej ocenie pozostawienie pola do domysłów dotyczących tak ważnych i medialnie nośnych tematów, jak prywatność w serwisach społecznościowych (to chyba oksymoron), to nietrafiony pomysł.
Oczywiście zdaje sobie sprawę, że Facebook osiągnął masę krytyczną użytkowników, która powoduje, że niewiele jest w stanie mu zaszkodzić. Mało kto dobrowolnie odejdzie z serwisu, gdzie są niemal wszyscy jego znajomi i może łatwo utrzymywać z nimi kontakt. Osoby, które odchodzą z Facebooka przypuszczam, że w dużej mierze zawsze miały do niego pewną rezerwę. Osób które odejdą pomimo znajomych, tylko ze względu na politykę prywatności może być co najwyżej garstka. Najlepiej pokazuje to poniższy obrazek, znaleziony na Endless Origami. Co prawda komentuje inne zarzuty pod kątem Facebooka, ale mechanizm pozostaje ten sam.
Z drugiej jednak strony, nie zapominajmy, że media lubią straszyć czytelników krzykliwymi tytułami o tym jakie to portale społecznościowe są niebezpieczne. Jeśli medialna nagonka nakręci się do odpowiednich rozmiarów, na pewno przyniesie wymierne straty z punktu widzenia Facebooka. Osobiście postawiłbym na miejscu Zuckerberga na transparentność i jasno przedstawił rozmaite zagrożenia jakie niesie ze sobą jego serwis społecznościowy. Większości zarejestrowanych użytkowników i tak to nie zainteresuje, wzruszą ramionami i przejdą nad tym do porządku dziennego. Reszta malkontentów straciłaby główny argument przeciwko Facebookowi, ponieważ stałoby się jasne, że użytkownicy godzą się z takim stanem rzeczy i korzystają z serwisu pomimo wszystko. Jednym słowem niemal nikt by się nie zniechęcił, a krytyka i szukanie sensacji byłyby sporadyczne.
Warto jeszcze wymienić jakiego rodzaju wątpliwości dotyczące prywatności i bezpieczeństwa można mieć w stosunku do Facebooka, zwłaszcza w kontekście ostatnio ogłoszonych zmian:
- Nie wiadomo do końca, a na pewno nie było o tym na konferencji, jak mają działać nowe czasowniki poszerzające funkcjonalność "Like". Zauważył to choćby Wojciech Usarzewicz w swoim artykule na podobny temat. Niektóre serwisy twierdzą, że to zwykłe przyciski, "przeczytałem", "obejrzałem", które możemy wybrać, gdy coś np. przeczytaliśmy, chcemy o tym poinformować, ale nie koniecznie nam się to na tyle spodobało, żeby kliknąć "Lubię to!". Natomiast Read Write Web, twierdzi, że jeśli klikniemy, otworzymy jakąś stronę, przeczytamy artykuł na Facebooku, automatycznie pojawi się informacja na naszej ścianie, że coś przeczytaliśmy, albo, że obejrzeliśmy. Nie trudno się domyślić, że może to doprowadzić do kłopotliwej sytuacji, kiedy niechcący przeczytamy coś, z czym nie chcielibyśmy być widziani publicznie, lub nawet wśród znajomych. To trochę tak jakby historię naszej przeglądarki uczynić publiczną i niemożliwa do skasowania. Nawet jeżeli automatyczne oznaczanie będzie możliwe do wyłączenia, można przypuszczać, że funkcja domyślnie zostanie włączona i wiele osób się sparzy, zanim ją wyłączy. No i właśnie, znowu te domysły. Po co zostawiać na nie miejsce?
- Nie wiadomo do końca jak na naszą prywatność wpłynie TimeLine. Można przypuszczać, że wyświetlane w nim zdarzenia zachowają ustawienia grupy odbiorców z przeszłości. Mimo wszystko, wyciągnięcie na światło dzienne jakiegoś faktu z przeszłości, który bardzo dawno zniknął za dolna krawędzią ściany, może kogoś zaskoczyć. Przydałaby się możliwość akceptacji ostatecznej formy TimLine przed jej upublicznieniem.
Takie rzeczy można, a nawet trzeba było publicznie wyjaśnić, albo uruchomić specjalną stronę, która to uczyni, jeszcze przed wdrożeniem omawianych funkcji, np. w takcie trwania konferencji, żeby nie przedłużać jej ponad miarę.
Warto równiez poruszyć inne, niekoniecznie związane z ostatnimi zmianami kwestie. Serwis Soshable zauważył, że Facebook śledzi nas przez system ciasteczek, również wówczas kiedy nie jesteśmy do niego zalogowani. Jest kilka sposobów, żeby tego uniknąć, jak używanie trybu prywatnego w przeglądarce, czy stosowanie osobnej przeglądarki do Facebooka i osobnej do reszty internetu. Mam wrażenie, że temat nie jest nowy, jednak fakt, że nigdy nie został publicznie wyjaśniony jest niezręczny. Efektem śnieżnej kuli, może nastąpić dzień, kiedy ruszy medialna krucjata, w którą zaangażują się również media tradycyjne.
Niezależnie jednak od wszystkiego, takie omijanie niewygodnych tematów jest nieeleganckie i mnie osobiści zniechęca bardziej, niż wspomniane problemy z prywatnością. Zdaje sobie sprawę, że nie jestem reprezentatywną próbką, jednak fakt pozostaje faktem. Bardziej od ataku na moją prywatność zniechęca mnie tylko fakt zrobienia tego ukradkiem. Gdyby wszystkie kwestie były wyjaśnione w odpowiednim czasie, nie czekając na presje mediów, Facebook wiele by zyskał w moich oczach. Myślę, że również w oczach ludzi, którzy przejmują się czymś takim, jak prywatność. Reszta i tak nie zawraca uwagi na takie "drobiazgi", bez względu na to czy były omawiane, czy nie.
Obrazek z okiem wyglądającym przez dziurkę od klucza pochodzi z tego blogu.Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu