OSINT, czyli tzw. biały wywiad, stał się jednym z najistotniejszych źródeł wiedzy o wojnie między Rosją a Ukrainą. Analitycy korzystający z otwartych źródeł starali się filtrować informacje i podawać je w przystępny sposób. W ostatnich dniach coś jednak poszło nie tak.
Działania wojenne prowadzone zaledwie kilkaset kilometrów od polskiej granicy spowodowały drastyczny wzrost zapotrzebowania na wiedzę. Ludzie masowo szukali informacji na temat tego, co tak właściwie się dzieje. Równie istotną kwestią było to, jak wydarzenia na froncie wpłyną na bliższą i dalszą przyszłość? Czy Polska wciąż jest bezpieczna? Czy nic nam nie grozi? Jaki będzie dalszy los Ukrainy? Odpowiedzi na te pytania niestrudzenie próbują udzielać analitycy cywilni i wojskowi, bazując na informacjach dostępnych w przestrzeni publicznej. To prawdziwa sztuka łączenia kropek, by wybrać te prawdziwe i naprawdę istotne, powiązać je ze sobą i wysnuć logiczne wnioski.
Zajmowanie się białym wywiadem wymaga nie tylko sporej wiedzy z zakresu wojskowości, ale również kilku innych, równie istotnych cech. Przyda się znajomość języków, którym posługują się walczące strony, rozeznanie w lokalnych realiach, ale przede wszystkim umiejętność analitycznego myślenia. To wszystko ma przyczynić się do umiejętności wyciągania słusznych wniosków i dzielenia się nimi z zainteresowanymi.
Można jednak odnieść wrażenie, że w ostatnim czasie polski OSINT nieco pobłądził. Wskutek wielu różnych czynników analityka zmieniła się we wróżbiarstwo, co z całą pewnością nie jest pozytywnym zjawiskiem. W momencie, gdy analityczne myślenie i umiejętność wyciągania wniosków zastępuje kryształowa kula, wiarygodność topnieje w oczach. Mam jednak wrażenie, że to wcale nie OSINTowcy-amatorzy są tu winni. Społeczność oczekiwała od nich czegoś, czym nigdy nie powinni się zajmować. W konsekwencji stało się to, co prędzej czy później stać się musiało.
Polski OSINT: co wydarzyło się w ostatnich miesiącach?
Dla tych, którzy nie śledzą na bieżąco wydarzeń z frontu, garść najważniejszych informacji. Od kilku miesięcy coraz głośniej mówiło się o ukraińskiej kontrofensywie, która miała umożliwić rozbicie sił wroga i odzyskanie kolejnych części okupowanego terytorium. Jak łatwo się domyślić, to właśnie kontrofensywa stała się dla analityków najważniejszym przedmiotem zainteresowania. Do pewnego momentu relacje i komentarze nie różniły się od tego, do czego byliśmy przyzwyczajeni od momentu wybuchu wojny. Problem w tym, że pewnego dnia u niektórych myślenie życzeniowe zastąpiło rzetelną analizę dostępnych informacji. Wtedy właśnie zaczęły się schody.
Mniej więcej na przełomie kwietnia i maja doszliśmy do momentu, gdy o rozpoczęciu ukraińskiej kontrofensywy czytaliśmy na Twitterze niemal codziennie. Dlaczego tak się stało? Każda większa salwa artylerii, każdy większy ostrzał pozycji wroga był traktowany jako potencjalny sygnał do rozpoczęcia właściwego uderzenia. Nawet niewielkie, miejscowe akcje były interpretowane jako rozpoczęcie działań na szeroką skalę. Minęło kilka tygodni i rzeczywistość zweryfikowała przypuszczenia OSINTowców. Kontrofensywa owszem, rozpoczęła się, jednak nie na taką skalę i nie z takimi skutkami, jak wielu się spodziewało. Dość powiedzieć, że na główne uderzenie nie zdecydowano się do dnia publikacji tego tekstu.
Powyższe wydarzenia sprawiły, że na Twitterze pojawiły się złośliwe komentarze pod adresem analityków. Kulminacja miała jednak dopiero nadejść.
Rajd na Moskwę, czyli nie warto wierzyć wszystkiemu, co napisano na Telegramie
Wydarzenia, które miały miejsce 24 czerwca 2023 roku z pewnością przejdą do historii. Rajd Grupy Wagnera w kierunku Moskwy zakończył się około 200 kilometrów od rosyjskiej stolicy. Co prawda nie udało się ani przejąć władzy, ani przeprowadzić oczekiwanych zmian, jednak jedna rzecz udała się bezbłędnie. Powstał gigantyczny chaos informacyjny, zwłaszcza w mediach społecznościowych. Przez wiele godzin właściwie nie było wiadomo, co konkretnie się dzieje. W serwisie Telegram pojawiło się mnóstwo wpisów, które rzekomo miały być wiarygodnym źródłem informacji o tym, co właśnie dzieje się na terenie Rosji. Jak było w rzeczywistości?
Cóż, doniesienia, w dużej mierze, nie sprawdziły się. Pojawiło się wiele sygnałów odnośnie przenoszenia sił Grupy Wagnera z Afryki i Ukrainy do Rosji. Mówiono również o wycofywaniu niektórych formacji podległych administracji rządowej, by zapobiec skutkom ewentualnej rebelii. Niektórzy powielali nawet pogłoski o tym, że miejscami front miał się załamać, a zdemoralizowani wieściami rosyjscy żołnierze poddają się ukraińskim.
Minęło kolejnych kilka godzin i przyszła pora weryfikacji. Pojedyncze złośliwe komentarze zmieniły się w potok drwin z tego, co zostało napisane w ciągu minionej doby. Obiektem niewybrednych komentarzy stało się również wsparcie dla OSINTowców za pośrednictwem takich serwisów, jak Buy Me a Coffee.
Czy to oznacza, że polski OSINT stracił wiarygodność? W mojej opinii wcale nie. Trzeba jednak, by szklane kule wróciły w ręce wróżbitów, a analitycy zajęli się analizami.
Polski OSINT: co dalej?
Jak na to wszystko zareagowali sami analitycy? Przeróżnie. Niektórzy powstrzymali się od komentarza, inni zwrócili uwagę na to, że większość z przekazanych informacji potwierdziła się, podczas gdy jeszcze inni sypali popiół na głowę.
Wojenna rzeczywistość ma to do siebie, że czasem trudno jest odnaleźć się wśród informacji, które do nas docierają. Właśnie na tym polega rola OSINTu i analityków, by filtrować te nierzetelne i wzmacniać prawdziwe. Pomagać w interpretowaniu wydarzeń, o których już coś wiemy, jednak bez hurraoptymizmu i defetyzmu, a przede wszystkim bez wybiegania w przyszłość zbyt daleko.
W sobotnie popołudnie wielu było już myślami na przedmieściach Moskwy, gdzie wkrótce miały zacząć się intensywne walki między Grupą Wagnera a siłami wiernymi rządowi. Wyobrażano sobie, że kolejne jednostki podległe rosyjskiemu MON przechodzą na stronę ugrupowania Prigożyna, co doprowadzi do załamania obrony i zdobycia rosyjskiej stolicy. Co dalej? Oczywiście koniec wojny, wewnętrzny upadek Rosji i spektakularny upadek kolejnego państwa, które okazało się kolosem na glinianych nogach. Nic z tego. Pora wrócić na ziemię i skupić się na tym co tu i teraz.
Ciężko być analitykiem
Próbując zrozumieć to, co tak właściwie się wydarzyło, postanowiłem przyjrzeć się bliżej najpopularniejszym analitykom OSINT w Polsce. Dlaczego czasem wygląda to w ten sposób, że przewidywania biorą górę nad chłodną analizą? Skąd tak wysokie ryzyko powielenia nieprawdziwych informacji? Czemu wielu decyduje się na uruchomienie zbiórek na wsparcie swojej działalności?
Cóż, co do zasady polski OSINT tworzą osoby, które zajmują się tym po godzinach. Ludzie, którzy postanowili dzielić się swoją wiedzą i zainteresowaniami z innymi. W zdecydowanej większości robią to całkowicie za darmo, ponieważ zasięgi na Twitterze nie przekładają się na jakąkolwiek gratyfikację finansową. Owszem, wielu z najpopularniejszych analityków pracuje czy to w branżach pokrewnych, czy wręcz zawodowo tworzy publikacje na temat wojskowości, jednak sama działalność OSINTowa odbywa się pro bono. Nie licząc oczywiście dobrowolnego wsparcia ze strony obserwujących.
Działając w takich warunkach łatwo ulec pokusie szybkiego zdobycia jak największego zasięgu i jak najszerszego grona obserwujących. Osoby, które dały się poznać jako źródło wiarygodnych i celnych analiz, mogą liczyć chociażby na współpracę z mediami. Być może pojawił się niezdrowy wyścig na to, kto jak najszybciej poda daną informację dalej. Komu uda się wysnuć jak najdalej idące wnioski na podstawie szczątkowych, czasem w ogóle niezweryfikowanych źródeł. Nie tędy droga.
Jak czytać analityków?
Kończąc swój wywód na temat tego, z czym ostatnio zmaga się polski OSINT, chciałbym przekazać słowa uznania dla analityków, którzy poświęcają swój własny, prywatny czas na próby łączenia kropek i układania pojedynczych wydarzeń w logiczną całość. Praca, którą ci ludzie wykonują często bez jakiegokolwiek wynagrodzenia, zasługuje na uznanie i szacunek. Mimo czasem sporych omyłek, jakie mogą się zdarzyć, gdy dana osoba nie dysponuje wystarczającą ilością danych.
Co my, jako czytelnicy, możemy zrobić? Przede wszystkim nie namawiać OSINTowców do podejmowania się analiz i wniosków, które sięgają zbyt daleko. Owszem, wszyscy chcielibyśmy poznać odpowiedź na pytania o to, kiedy wojna się skończy, kto ją wygra i jakie skutki odczujemy. Problem w tym, że wciąż nie wie tego właściwie nikt. Wiadomo, że nie chcemy czytać o tym, że pojedyncza akcja na niewielką skalę to rzekoma kontrofensywa. Nie chcemy widzieć tych samych zdjęć sprzed kilku lat, które rzekomo mają być ilustracjami wydarzeń, jakie dzieją się obecnie. A skoro tak, dajmy ludziom pracować w spokoju i nie wymagajmy sięgania po szklane kule.
Rajd na Moskwę i początek kontrofensywy to duża lekcja, którą teraz polski OSINT musi odrobić. Mam jednak przeczucie, że wyjdzie z tego jeszcze silniejszy i jeszcze bardziej doświadczony, a my otrzymamy jeszcze bardziej trafne analizy.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu