Kiedy parę lat temu SpaceX i Blue Origin osiągnęły pierwsze sukcesy ze swoimi rakietami, Falconem 9 i New Shepardem, wyglądało, że będziemy świadkami pasjonującego wyścigu dwu miliarderów w kosmos. O ile SpaceX faktycznie spełniło, i dalej spełnia, pokładane w nim nadzieje, Blue Origin okazało się być wielkim niewypałem. Dość powiedzieć, że finansowana przez najbogatszego człowieka na Ziemi firma ciągle nie zdołała sięgnąć jej orbity. Jednak pojedynek Musk - Bezos doczekał się kolejnej rundy, a wszystko dzięki Księżycowi i polityce.
Bitwa o lądownik
Jeśli zastanawiacie się, co może zaognić sytuację pomiędzy postaciami grającymi na dziś w innych ligach, SpaceX co parę tygodni, a często dni, wynosi rakiety na orbitę, a Blue Origin planuje dopiero pierwszy załogowy skok tuż nad linię Karmana, śpieszę donieść, chodzi o prestiż i pieniądze. Pieniądze amerykańskiego podatnika przeznaczane na budowę lądownika księżycowego dla programu Human Landing System (HLS), będącego częścią programu Artemis.
NASA zakwalifikowała do niego trzy projekty lądowników: Starship HLS od SpaceX, Dynetics HLS oraz ILV od National Team. Pod tą ostatnią nazwą kryje się konsorcjum Blue Origin, Lockheed Martin, Northrop Grumman, kierowane przez firmę Bezosa, dla którego cały projekt ma być oczkiem w głowie.
Casus belli?
W ostatnich tygodniach NASA miała ogłosić, które dwie firmy przejdą do dalszego etapu. Ku zaskoczeniu wszystkich, agencja wybrała do dalszych prac tylko SpaceX. Powodem było przyznanie agencji zbyt małych środków oraz elastyczność firmy Muska, który jako jedyny dostosował kosztorys do okrojonego budżetu NASA. To wywołało ogromne rozgoryczenie u obu przegranych, którzy złożyli protesty w Government Accountability Office (GAO).
Musk jak to on, wbił szybko Bezosowi szpilę, wyśmiewając Blue Origin pod postem informującym o złożeniu protestu. Pisząc, że „Can't get it up (to orbit) lol” nawiązał oczywiście do tego, że rakiety Bezosa nie dotarły jeszcze na orbitę naszej planety. Nie była to zresztą pierwsza taka złośliwość Muska, wcześniej przechrzcił lądownik Bezosa z „Blue Moon” na „Blue Balls” (niebieskiej jaja).
Bezos jak na razie na te zaczepki publicznie nie reaguje. Biorąc jednak pod uwagę, jak ważny jest dla niego ten lądownik oraz informacje z książki „Bezos unbound”, mówiące o tym, że szef Amazona nabawił się przez ostatnie lata sporego kompleksu SpaceX, możliwe, że cała sprawa wyniesie ten na dziś tlący konflikt na nowy poziom.
Nowe War of the currents?
Całkiem możliwe, że doczekamy się w końcu pojedynku obu biznesmenów, pytanie tylko, czy będzie to walko na technologie, czy bardziej coś w stylu „War of the currents”. W dużym skrócie był to pojedynek prądu zmiennego Tesli z prądem stałym Edisona, toczony w kontekście elektryfikacji Stanów Zjednoczonych. Edison używał wtedy różnych nieczystych zagrywek, żeby uzyskać przewagę nad lepszym od strony technologicznej rywalem.
Bezos nie będzie robił oczywiście show w stylu Edisona, to zdecydowanie nie w jego stylu. Można jednak spodziewać się, że więcej w tym pojedynku może być polityki, lobbyingu i graniu na sentymentach niż prawdziwego wyścigu w kosmos. Ostatnie wydarzenia z Waszyngtonu świadczą, że prawdopodobnie w przypadku lądownika już rozpoczęła się gra o powrót Blue Origin do programu Artemis.
Demokratyczna Senator Maria Cantwell, reprezentująca stan Washington, w którym Blue Origin ma siedzibę, złożyła poprawkę do ustawy Endless Frontier Act. NASA ma dzięki niej otrzymać dodatkowe 10 miliardów dolarów, ale musi użyć to do sfinansowania dwu projektów lądowników. Skrajnie socjalistyczny senator Berni Sanders, cierpiący na ostrą miliarderofobię, nazwał tę poprawkę „Bezos Bailout”.
Czy Bezos ma racjonalne argumenty?
Pozostaje oczywiście najważniejsze pytanie, czy Bezos próbując pozostać w grze, weźmie się też w końcu za porządki w Blue Origin, które aktualnie przegrywa na każdym możliwym froncie. Nieistniejący New Glenn przegrał kontrakty dla wojska ze SpaceX i ULA, same testy tej rakiety zostały opóźnione na 2023 r. Niejasna jest też sytuacja z nową rakietą ULA Vulcan, które będzie napędzana silnikami od Blue Origin. Kolejne misje, w których miała polecieć, są dziś „przebukowywane” na starszą rakietę ULA Atlas V.
To wszystko pokazuje, że tak naprawdę Bezos większy problem ma z własnym zarządzaniem, a nie Elonem Muskiem. W sumie to nie wiem, czy dla Stanów Zjednoczonych (i fanów kosmosu) nie lepiej byłoby, żeby Bezos sromotnie odwołanie przegrał. Może taki cios wywołałby u niego zdrowy odruch „ja wam jeszcze pokaże”? Zakulisowe wyciągnięcie za uszy, które miało miejsce choćby w przypadku programów SLS, Orion czy Starliner pokazało, że takie „polityczne” pieniądze nikomu dobrze nie służą.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu