"Już za chwilę, za momencik rozwiążemy problem fragmentacji systemu Android". Szkoda tylko, że w tej kwestii od 10 lat nic nawet nie drgnęło.
Fragmentacja Androida - jak dużo mówić o problemie i jednocześnie nic z nim nie robić
Sytuacja w której nasze urządzenie za 5 tys. złotych po dwóch latach zostaje przez producenta potraktowane tak samo jak budżetowiec, nie jest niczym nowym w świecie Androida. Problem z brakiem wydłużonego wsparcia w postaci łatek bezpieczeństwa i nowych wersji systemu jest "trupem w szafie" Google. I tak jak "Socjalizm jest to ustrój, w którym bohatersko pokonuje się trudności nieznane w żadnym innym ustroju" tak Google bohatersko stara się ten problem rozwiązać, co jakiś czas prezentując rewolucyjne rozwiązanie, mające poprawić sytuację.
Tyle, że... nic z tego nie wynika. Android jest jeszcze bardziej poszatkowany niż kiedyś
Kiedy słyszy się o nowym i rewolucyjnym rozwiązaniu, łatwo wyrobić sobie opinie, że "teraz to już na pewno się coś zmieni". Jednak bez rzetelnych danych weryfikujących progres ciężko jest w ogóle stwierdzić, na ile (i czy w ogóle) postęp rzeczywiście się dokonał. Niestety jednym ze sposobów rozwiązania problemu przez Google jest ukrycie oficjalnych statystyk fragmentacji. Dlatego dziś posłużę się danymi wyciągniętymi z narzędzia dla deweloperów przez XDA Developers. Są one (niesetety) przeterminowane o rok, ale naprawdę ciężko mi uwierzyć w fakt, że Android 11 w tym temacie różni się jakoś niesamowicie od 10.
Odpalmy sobie teraz wehikuł czasu i przenieśmy się w przeszłość o jakieś 10 lat (do 2011) zobaczymy taki oto obrazek:
Jak widzimy, największy udział ma tu wypuszczony 6 grudnia 2010 r. Gingerbread. Badanie pochodzi natomiast z kwietnia 2011. Oznacza to, że w około pół roku system zdobył prawie 1/4 rynku. Tymczasem Android 10, wypuszczony 3 września 2019 do kwietnia 2020 zdobył zaledwie 8,2 proc. Do wyniku Gingerbread już bardziej można przyrównać to, co ma istniejący już w momencie badania od grubo ponad roku 9"Pie", a i tak blednie to przy tym, co pokazuje Android 2.2. Oczywiście, trzeba wziąć pod uwagę, że w tamtym okresie wciąż dużo ludzi kupowało swoje pierwsze smartfony, więc popularność nowszych systemów to przede wszystkim osoby które już kupiły z nim smartfona, a nie które dostały update. Nie zmienia to jednak faktu, że przez 10 lat narzekania na to, że użytkownicy Androida nie mogą się doprosić szybkich i powszechnych aktualizacji nie zmieniło się absolutnie nic.
I się nie zmieni, bo nikt nie ma w tym interesu
Żeby coś się w tym temacie autentycznie ruszyło, jedna z trzech stron równania musiałaby zaznaczyć, że faktycznie tego chce i że jest to dla niej istotna kwestia. Tymi stronami są: Google, producenci i użytkownicy. Wszystkie trzy strony są ze sobą bardzo mocno związane i w przypadku fragmentacji Androida - każda z nich pracuje na to, by utrzymać obecną sytuację. W jaki sposób?
Zacznijmy od Google, twórcy systemu operacyjnego. Firma i tak tworzy nowy system co roku, więc jej teoretycznie powinno zależeć na tym, by dotarł na jak największą liczbę urządzeń. Jednak system to jedno, a kompatybilność z milionem podzespołów którymi ma zarządzać - co innego. Google ma problem z poprawnym skonfigurowaniem Androida nawet na swoje Pixele. Dla przykładu - jedna z poprawek bezpieczeństwa wyłączyła możliwość korzystania z Google Pay. Pomyślcie co by się stało, gdyby Google miało samo zarządzać miliardami urządzeń. Dlatego ten obowiązek spycha na producentów. Natomiast dla samego Google nie ma różnicy, czy w 2020 r. z absurdalnie przestarzałego Kit-Kata korzysta 4 czy 10 proc. użytkowników, tak długo, jak taki smartfon jest w stanie korzystać ze Sklepu Play, pobierać aplikacje i przekazywać firmie dane do monetyzacji.
Producenci
Ci co prawda konfigurują Androida tak, by działał w miarę dobrze na każdym wypuszczonym telefonie, po czym... zabierają się za produkcję kolejnego urządzenia. W przeciwieństwie do Apple producenci urządzeń z Androidem jedyny zysk mają w momencie sprzedaży smartfona. Ze sklepu Play zyski czerpie Google, a mało który producent ma "ekosystem" produktów w który warto inwestować, bo na rynku Androida wszystko działa ze wszystkim tak samo dobrze. Dużo bardziej więc opłaca się producentom wypuścić kolejny telefon. A żeby użytkownik go kupił, to jego obecne urządzenie nie może działać zbyt długo.
Użytkownicy
I tu dochodzimy do nas - użytkowników. Wydawać by się mogło - koła zamachowego rewolucji Androida. Tymczasem, ciężko o grupę, która byłaby tym tematem mniej zainteresowana. Wy, Czytelnicy Antyweb, osoby zainteresowane technologią - owszem, macie świadomość, jakie urządzenie posiadacie i na jakiej wersji systemu one pracują. Ale niestety, większość ludzi po prostu... nie dba o to. Najlepszym tego przykładem był Android One, który umarł bardzo smutną śmiercią, kiedy wszyscy uczestnicy programu jeden po drugim się z niego wycofali. Czysty i szybko aktualizowany system zwyczajnie nie był dla użytkowników tak atrakcyjny, by wzrost sprzedaży równoważył wydatki na wsparcie.
I tu dochodzimy do konkluzji - Google może wypuszczać sobie wszystkie narzędzia tego świata do pomocy producentom, ale dopóki tym będzie się bardziej opłacało sprzedać nowy telefon niż wspierać stary - nic się w tej kwestii nie zmieni. A nic się nie zmieni, ponieważ większość osób nie może dbać mniej o to, na jakiej wersji systemu działa ich urządzenie, a ci, którzy o to dbają, tym bardziej będą skorzy kupić nowy telefon. I tak w koło.
Do zobaczenia za 10 lat, kiedy kolejny pomysł "w końcu zawalczy z fragmentacją Androida".
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu