VOD

Podżegacze - recenzja. Apple w końcu zrobiło znośnego akcyjniaka

Patryk Koncewicz
Podżegacze - recenzja. Apple w końcu zrobiło znośnego akcyjniaka

Podżegacze – nowa komedia akcji od Apple – zadebiutowała dziś na platformie TV+. Czy warto dać jej szansę?

Apple ma problem z filmami i wielokrotnie w recenzjach dziwiłem się, że Tim Cook i spółka potrafią zrobić świetny serial na motywach powieści, ale gdy przychodzi do dłuższych form, to scenarzyści giganta wykładają się na najprostszych motywach – zwłaszcza wtedy, gdy mamy do czynienia z luźnymi i niezobowiązującymi filmami akcji. Tym razem jest nieco inaczej. Podżegacze to żadna rewolucja, ale półtorej godziny przed ekranem przetrwałem bez większych zgrzytów.

Oklepany pomysł na fabułę, ale... wciąż działa

Banda półprofesjonalnych złodziei-pechowców próbuje dokonać skoku stulecia, ale przez potknięcia doprowadzają do istnego chaosu. Brzmi znajomo? Nic dziwnego – platformy VOD przemieliły ten schemat do granic możliwości. Z drugiej jednak strony widzowie zdążyli się już przyzwyczaić do tej prostej formy rozrywki i nie mają wygórowanych wymagań – wystarczy tylko porządnie podejść do kwestii technicznych i od czasu do czasu sypnąć żartem, który nie wywołuje żenady. Good job Apple, tym razem udało się osiągać to minimum.

Źródło: Apple

W rolę nieporadnych bandziorów wcielają się Rory i Cobby – zdeterminowany rodzic w trakcie terapii oraz były oszust z problemami alkoholowymi. Obaj potrzebują szybkich pieniędzy i obaj chcą załatwić sprawę tak, że by w przyszłości nie babrać rąk w brudnej robocie.

Zadanie wydaje się proste. Lokalny gangster planuje okraść sejf należący do skorumpowanego burmistrza, a cała operacja ma w teorii zająć zaledwie 15 minut. Jak zapewne się domyślacie, w praktyce wszystko się komplikuje, a Rory i Cobby zostają zmuszeni do ewakuacji z miejsca zbrodni. Bez obiecanych pieniędzy, za to z łupem w postaci niepozornej bransoletki. Ta dla burmistrza okazuje się znacznie ważniejsza, niż kasa z łapówek – tak rozpoczyna się szalony pościg, pełen fortunnych niepowodzeń.

Lekki średniak z typowymi dla Apple błędami

Apple z jakiegoś powodu znowu powtarza te same schematy. Zaprasza do współpracy znanych i utalentowanych aktorów – Matt Damon, Alfred Molina, Casey Affleck – a następnie wrzuca ich do niewymagających roli, ograniczanych prostym i schematycznym scenariuszem (widzieliśmy to samo w Planie wycieczki czy Randce bez odbioru).

W Podżegaczach jest podobnie. Pobieżnie zarysowane motywy bohaterów, postaci drugoplanowe tak nieistotne i blade, że mogłoby ich nie być, niewygórowane dialogi, dopieczone szybkim przeskakiwaniem między akcjami, by wyrobić się w czasie ekranowym. Taka taktyka pozostawia wiele miejsca na niedopowiedzenia, błędy w montażu i fabularne luki, ale Apple nie stara się ukrywać, że chodzi tu o utrzymującą widza przed telewizorem akcje, a tej jest tutaj całkiem sporo.

Źródło: Apple

Film w zasadzie cały czas pędzi przed siebie i nie daje przestrzeni na zbędne myślenie. Bohaterowie raz za razem muszą wdrażać alternatywne wersje planu, bo przez ich zróżnicowane charaktery, odmienne motywacje i małe doświadczenie wszystko sypie się jak domek z kart. Odtwórcy głównych ról – Matt Damon i Casey Affleck – stanęli jednak na wysokości zadania (oczywiście na tyle, na ile pozwoliły im na to ich postacie), nadając filmowi całkiem przyjemną atmosferę. Ich dyskusje, kłótnie i próba budowania więzi na Oscara nie zasłużyły, ale kilka razy udało im się rozbawić mnie jakimś sytuacyjnym żartem.

Szkoda tylko, że dialogi poza głównym duetem wypadają tak bezpłciowo. Zmarnowano potencjał Michaela Stuhlbarga i Alfreda Moliny, którzy w swoich epizodycznych fragmentach na ekranie wypadają sztucznie i niepotrzebnie. Ostatecznie jednak film Podżegacze dobrze wpisuje się w ramy lekkiego średniaka na nudny wieczór, przy którym będziecie bawić się nieźle, ale szybko o nim zapomnicie.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu