Sygnał radiowy z Marsa biegnie 18 minut – tyle trwała niepewność chińskich inżynierów z Beijing Aerospace Control Centre
Oficjalnie misja łazika „Zhurong” („Bóg ognia”) jest zaplanowana na 90 soli – sol, czyli doba marsjańska jest dłuższa o 40 minut o ziemskiej. Plan jest ostrożny, trudno nie przypuszczać, że chodzi o więcej, skoro amerykański „Spirit” przetrwał na Marsie 6 lat, a „Opportunity” – 14 (w obu wypadkach prognozy były równie skromne jak przy „Zhurongu”). Badanie powierzchni, główny cel misji, nie wyklucza współzawodnictwa, w którym Chiny od razu zanotowały sukces, ponieważ pierwsze chińskie lądowanie ma Marsie zakończyło się pełnym sukcesem. Lądowanie jest momentem najtrudniejszym, najbardziej podatnym na przypadki i niepowodzenia techniczne, które mogą prowadzić do klęski całego przedsięwzięcia. Chińczycy chcieli najwyraźniej zabezpieczyć się przed wyciąganiem zbyt daleko idących wniosków w sprawie stanu technologii Państwa Środka w wypadku kłopotów, i nie nagłośnili momentu lądowania. Nieliczne szczegóły są znane dzięki amatorom-astronomom z Niemiec.
Do bezpośredniego współzawodnictwa raczej nie dojdzie, „Bóg Ognia” nie spotka na swojej trasie cztery razy większej „Wytrzymałości”. Amerykański „Perseverance” bada Marsa od udanego lądowania na Równinie Izydy w Kraterze Jezero 18 lutego. Chińczycy 14 maja wylądowali na Równinie Utopii – biorąc pod uwagę Google Mars, deklarowane zasięgi i cele łazików, spotkanie jest niemożliwe. „Zhurong” interesuje się przede wszystkim obecnością lodu, czyli klasycznym marsjańskim problemem. Odpowiedź na pytanie o lód ma przybliżać do odpowiedzi na pytanie o możliwość kolonizacji Marsa. Czujniki, w które jest wyposażony, pozwalają wykrywać lód do 100 metrów pod powierzchnią. Z kolei cztery cele misji amerykańskiej są wyłuszczone na stronie NASA: 1) poszukiwanie śladów życia; 2) charakterystyka klimatu marsjańskiego; 3) charakterystyka struktury geologicznej; 4) testy techniki poprzedzające lądowanie człowieka. W planie jest rozpoczęcie nowej ery badań Marsa, której początkiem będzie sprowadzenie na Ziemię próbek zebranych przez „Perseverance” – skomplikowane zadanie rozłożone na kilka najbliższych lat, angażujące również Europejską Agencję Kosmiczną i cztery kolejne loty. „Perseverance” został wyposażony w 30 tytanowych tub, w których będzie umieszczał obiecujące próbki. Tuby zostaną na powierzchni do roku 2028, w którym przyleci po nie zbudowany w Europie łazik zbierający. Tego rodzaju misję powrotną Chiny planują na lata 2028-2030.
Śladów życia szuka SHERLOC – skaner laserowy umieszczony na ramieniu „Perseverance”. Analiza spektrum światła odbitego od skał ma umożliwić identyfikację warstw geologicznych, których opis uzupełni zdjęciami WATSON, kamera o wysokiej rozdzielczości. Najszczęśliwszym wydarzeniem byłoby odnalezienie stromatolitów, które na Ziemi są najstarszymi śladami życia, występującymi w podobnej postaci jak warstwy geologiczne. Zakłada się, że 3,5 miliarda lat temu warunki na Marsie i Ziemi były podobne, obie planety posiadały płynną wodę i warstwę atmosfery – a ziemskie stromatolity sprzed 3,7 mld. lat odkryto całkiem niedawno, w 2016 roku na Grenlandii. Jak mówi geolog misji „Perseverance”, Kathryn Stack Morgan, zastosowanie podobnej metody daje znacznie większe możliwości badawcze niż wiercenie w gruncie w poszukiwaniu śladów biologicznych, jak to robił „Curiosity” od roku 2012. „Perseverance” ma coś jeszcze: mikrofony, które pozwalają po raz pierwszy posłuchać marsjańskiego wiatru – wrażenia niezwykłe i dostępne na YouTube.
W jakim stopniu zostaną zrealizowane cztery zadania, pozostaje niewiadomą, ale to co zrobił „Ingenuity” jest już faktem. Nad ranem 18 czerwca helikopter ważący 1,8 kg, kosztujący 85 mln dolarów i 6 lat pracy, oderwał się od „Perseverance” i na 30 sekund wzniósł się na wysokość 3 metrów – aby zrobić zdjęcie swojego cienia. Nic innego nie jest możliwe, ponieważ „Ingenuity” jest właściwie pozbawiony instrumentów badawczych. Zadanie było inne: udowodnienie, że ziemska technologia może latać w wielokrotnie rzadszej atmosferze Marsa, która wymaga pięciokrotnie szybszych obrotów rotora. Lot był opóźniony, nie obyło się bez problemów z oprogramowaniem – na początku czerwca „Ingenuity” ma już za sobą kilka udanych lądowań. To pierwsze było najważniejsze, ponieważ powodzenie oznacza, że misja „Dragonfly”, w czasie której podobna, większa maszyna, ma się udać na jeden z księżyców Saturna, Tytana, może się udać, i że badania Marsa nie muszą się ograniczać do powolnego badania bezpiecznie płaskiej powierzchni.
Amerykanie zadbali o dodanie wydarzeniu wartości historycznej i symbolicznej. Na prośbę NASA Organizacja Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego (ICAO), wyspecjalizowana agenda ONZ, nadała „Ingenuity” oficjalny desygnator IGY, a miejsce lądowania, krater Jezero, oznaczyła jako JZRO, zgodnie ze standardem desygnowania obowiązującym w międzynarodowym lotnictwie cywilnym (w którym znaki czteroliterowe przysługują lotniskom, trzyliterowe – statkom powietrznym). Może to nadinterpretacja, ale możliwość odnoszenia się do tych dwóch znaków, faktycznie oznacza początek działalności marsjańskiej kontroli ruchu lotniczego. Sekretarz ICAO, dr Fang Liu, podkreślił – na dłuższej liście pochwał – że lot był zeroemisyjny.
Przelot „Ingenuity” nie był – jak to się określa w transporcie drogowym – pusty, ponieważ razem z kamerą do selfie nad powierzchnię Marsa wzleciał fragment płótna ze skrzydła „Flyera”, samolotu, w którym bracia Orville i Wilbur Wright udowodnili 118 lat wcześniej, że wszystko jest możliwe.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu