Felietony

Płyty muzyczne na wyłączność w serwisach streamingujących? Jestem na nie

Paweł Winiarski

Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...

37

Rynek muzyczny wciąż się zmienia, nowości w świecie cyfrowej dystrybucji cały czas nie pozwalają wykrystalizować się ostatecznej wizji tego, jak będzie on wyglądał w przyszłości.

13 album Jay-a Z pojawi się tylko serwisie Tidal

4:44, bo tak nazywać się będzie nowy album artysty, ma mieć premierę 30 czerwca. Trafi tylko na Tidal i do użytkowników Sprint, dzięki nawiązanej niedawno współpracy między dwiema firmami. Nagorzej wyjdzie na tym niestety sam muzyk, choć oczywiście trzeba będzie trochę poczekać, by potwierdzić te spekulacje.

Zamknięcie grupy odbiorców może i jest korzystne dla samego serwisu - w końcu chociażby w świecie konsol to właśnie gry na wyłączność były głównym powodem do zakupu tego a nie innego sprzętu, w przypadku rynku muzycznego niekoniecznie musi się to sprawdzić. Tidal ma podobno 3 miliony płatnych subskrybentów. Podobno, bo po styczniowym ogłoszeniu danych, w sieci pojawiły się informacje, że subskrybentów jest tylko 800 tysięcy, a aktywnych użytkowników 1,2 miliona. Patrząc na wyniki konkurencji - czyli 140 milionów użytkowników i 50 milionów płacących w Spotify czy 27 milionów subskrybentów w Apple Music - wypuszczenie nowej płyty tylko w Tidal może być dla Jaya Z totalną klapą.

O ile oczywiście to ma w ogóle znaczenie

Swego czasu było głośno o Taylor Swift, która zrezygnowała ze Spotity. Ludzie odeszli z usługi? Nie - ta przestała rosnąć? Nie. Czy ktoś chcący posłuchać muzyki Swift miał problem w związku z jej odejściem ze Spotify? Nie - wystarczył YouTube - dla przykładu. Zadam jednak ważniejsze pytanie - czy to, że nowy krążek Jaya Z pojawi się na wyłączność w serwisie Tidal sprawiłoby, że mając do wyboru kilka takich usług wybralibyście akurat tę? Naprawdę przy tak dużych bazach muzyki jeden artysta ma jakiekolwiek znaczenie?

Problem jest jednak inny

I mówię o płytach na wyłączność dla serwisów streamingujących przy jednoczesnym braku albumów w jakichkolwiek innych źródłach. Bo świat cyfrowej muzyki jest już jasny, karty są rozdane - liczą się tylko serwisy z muzyką, sam nie znam już nikogo kto kupuje cyfrowe wersje płyt w sposób „klasyczny”. Jeśli więc któregoś dnia takie miejsca będą jedynymi, gdzie da się posłuchać nowych albumów, to może pojawić się problem, o którym mało się w tej chwili mówi. Jeden artysta wyda coś tu, drugi tam, trzeci jeszcze gdzieś indziej. I to nie jest tożsame z różnymi wytwórniami czy wydawcami. Tu blokowany będzie dostęp do albumu i wymuszana opłata abonamentowa za konkretny serwis. Czyli w pewnym sensie tak właśnie możemy płacić za płytę ulubionego muzyka czy zespołu - abonamentem.

Fizyczne nośniki na ratunek

W zasadzie jedynym obrońcą są fizyczne nośniki - wciąż jakoś trzymające się na rynku płyty CD i zdobywające coraz większą popularność płyty winylowe. Jeśli jedne i drugie nie znikną, nie będzie możliwy dostęp do muzyki tylko w formie cyfrowej, czyli automatycznie zniknie ewentualny problem płyt na wyłączność. O ile oczywiście artysta w ogóle zdecyduje się na wypuszczenie swojego albumu na fizycznym nośniku. Płyty sprzedają się coraz gorzej i winnych takiemu stanowi rzeczy jest kilka kwestii.

Po pierwsze dostęp do muzyki - serwisy streamingujące nie są drogie, a jeśli nawet ktoś w ogóle nie chce płacić - może po prostu skorzystać z wersji darmowej. Do tego YouTube, gdzie na oficjalnych kanałach znajdziecie single, a czasem i pełne krążki. I mówię tu o oficjalnych, legalnych źródłach - na YT pełno jest klipów wrzuconych ta po prostu i myślicie, że ktokolwiek zastanawia się nad ich legalnością? Są, to są - automat je ściągnie, znajdzie się inny link. Jaki jest więc sensu kupowania płyty skoro w legalny sposób można jej posłuchać w sieci? Do tego dochodzą jeszcze oczywiście torrenty i inne źródła, z których można pobrać muzykę. Krążki kupują już tylko pasjonaci, więc nie zdziwię się, że któregoś dnia najpopularniejsi artyści zrezygnują z fizycznych nośników, w końcu i tak zarabiają przede wszystkim na koncertach, gadżetach.

Ale jednak się boję

Póki co tego typu działania są wyjątkami i mają na celu promowanie jakiegoś serwisu. Niedawno Taylor Switft wróciła na Spotify wiedząc, że przed wydaniem nowego krążka jest jej potrzebna każda forma promocji. Pytanie ile właściciel serwisu streamingującego jest w stanie zapłacić za płytę na wyłączność i czy wszystkim będzie się to kalkulować?

Nie da się ukryć, że serwisy oferujące dostęp do muzyki zmieniły branżę i nic nie będzie już takie samo. O ile jeszcze jednak kilka lat temu wiele osób traktowało je jako ciekawostkę, dziś nie ma już wątpliwości - serwisy nie znikną, a dla naprawdę wielu osób stały się najbardziej naturalnym sposobem na słuchanie muzyki.

grafika

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

jay z