Felietony

Mieli uczynić piractwo niechlubną przeszłością. Przez nich właśnie się odradza

Konrad Kozłowski

Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...

2

Usługi VOD, które miały nas uratować przed zbieractwem płyt DVD i wydawaniem majątku na filmy i seriale, zmuszają nas do ponownego sięgnięcia po inne źródła.

Znikające treści lub całkowity brak dostępu do niektórych filmów i seriali to jedna z cech charakterystycznych platform VOD. Przywykliśmy do tego i dziś chyba nikogo nie dziwią obszerne listy tytułów, które są oznaczone jako do usunięcia, a to paradoksalnie jeszcze gorzej świadczy o całym rynku. Skoro traktujemy to jako normę, to sytuacja nie będzie mogła ulec poprawie, ponieważ nie będziemy reagować na to, co dzieje się z katalogami filmów i seriali online.

Seriale tylko na abonament, płyty coraz trudniej dostępne

Całymi miesiącami lub latami czekamy na premiery nowości albo nadrobienie zaległości w ofercie klasyków. Wielkie powroty wybranych tytułów są powodem do radości, ale to pokazuje jednocześnie, jak wybrakowane są oferty serwisów VOD. I mowa tu nie tylko o ofercie abonamentowej, ale także sklepach i wypożyczalniach online, gdzie niektórych tytułów w ogóle nie uświadczymy. Ba! Seriali nadal nie da się kupić w Polsce w wersji cyfrowej, a na domowym rynku iTunes, czyli w USA, katalog sklepu pęka w szwach i wydając rozsądne pieniądze można bez problemu wykupić całe sezony ulubionych seriali. Tych aktualnie emitowanych, a także tych z kilku ostatnich dekad.

Rynek nośników fizycznych też nie ma się najlepiej, bo choć ostatnie premiery na płytach oferujących najlepszą jakość obrazu i dźwięku, czyli 4K Ultra HD, mogą dawać pewne nadzieje, to jednak znikające ze sklepowych półek sekcje poświęcone tym treściom pokazują, że cała branża jest w odwrocie. To sprawia, że coraz częściej jesteśmy zdani na łaskę włodarzy serwisów VOD lub właścicieli licencji, a to prowadzi do braku dostępu do ogromnej ilości treści.

Klasyki nie wracają, bo to się po prostu nie opłaca

Wielu usługom VOD po prostu nie opłaca się reaktywować klasyków, do których niezbędne byłoby przygotowanie nowych polskich wersji (napisy, lektor i/lub dubbing) albo odzyskanie praw do wcześniej nagranych ścieżek audio. Wiele animacji, kultowych wręcz bajek, znika bezpowrotnie i choć szanse, że młodzi widzowie sami z siebie by po nie sięgnęli są niewielkie, to jednak ich rodzice nie mają łatwego zadania, by pokazać pociechom najlepsze bajki sprzed lat. Bo nawet wyposażenie się w zagraniczne wydanie DVD czy Blu-ray nie załatwi sprawy - przecież brak polskiej ścieżki audio nie pozwoli na rodzinny seans.

Inną sprawą jest też ingerencja w już dostępne treści. I mam tu na myśli te w ramach subskrypcji oraz te "zakupione" w sklepie online. Przykładem, który dotknął mnie najbardziej jest nowa wersja "Matriksa", która owszem doczekała się odświeżenia i jest dostępna w 4K z Dolby Vision i Dolby Atmos, ale wcześniejsza wersja - ta z zielonym tintem, który nadawał całemu filmowi tego matriksowego klimatu - jest już niedostępna online w ogóle. To dlatego byłem tak zdeterminowany kupić ją na Blu-ray, zanim starsze wydania z płytami będą kosztować majątek, gdyż będą retro, trendy i vintage.

Nowe wersje i zmiany w znanych filmach

W przypadku serwisów na abonament zdarzają się też inne rzeczy, jak podzielone filmy na odcinki, usuwane sceny z pełnometrażowych produkcji czy... reklamy. Trend ten rozpoczął się już jakiś czas temu, bo autopromocja własnych produkcji przed rozpoczęciem odtwarzania żądanego tytułu była praktykowana przez jedną, może dwie platformy, ale obecnie łatwiej policzyć te, które tego nie robią. Na dodatek coraz chętniej wprowadzane są pakiety z reklamami. Te oczywiście są dobrym rozwiązaniem dla użytkowników chcących uzyskać dostęp do platformy niższym kosztem, ale coraz częściej oferta ta zastępuje najniższy (cenowo) pakiet bez reklam lub rośnie cena tych wyższych bez reklam. Uciekaliśmy przed telewizją do internetu, by uniknąć bloków reklamowych, a teraz to wszystko wraca na swoje miejsce.

Treści "oryginalne" na własność też znikają

Tym gorzej sytuacja zaczyna wyglądać, gdy dowiadujemy się, że pewne tytuły po prostu znikają z ofert. I nie są to tylko produkcje na licencji, ale także seriale i filmy "oryginalne" danych platform. Pamiętamy, co działo się z (HBO) Max, a teraz tyczy się to także Netfliksa, który rezygnuje najwyraźniej z globalnych praw do pokazywania "Alienisty", którego reklamował jako Netflix Original. Serial będzie dostępny jeszcze przez trzy tygodnie i prawdopodobnie nigdzie prędko się nie pojawi. Cieszyć może swoboda w oglądaniu - co chcesz, kiedy chcesz i na czym chcesz - ale radość z seansu ulatuje, gdy robimy to na wyścigi, by zdążyć przed "deadlinem". Nie tak miała wyglądać przyszłość VOD.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu