Mobile

Pixel Fail Launch, czyli dlaczego na konferencjach Google się ziewa

Krzysztof Rojek
Pixel Fail Launch, czyli dlaczego na konferencjach Google się ziewa
Reklama

W połowie konferencji dotyczącej Google Pixel miałem ochotę wyrzucić komputer za okno. Oto jak nie pokazywać nowych produktów.

Jesteśmy po konferencjach dwóch największych gigantów i za nami pokazy Apple oraz Google. I fakt, że następowały one dzień po dniu bardzo mocno uwidocznił kwestię, którą chcę dziś poruszyć. Wdrożenie bowiem dobrze działającego produktu to jedno, ale umiejętność opowiedzenia o nim to już zupełnie inna kwestia. Oglądając każdą konferencję Apple od jakiegoś czasu muszę przyznać, że nie widzę tu już tego "efektu wow", ale w porównaniu do tego, co zaprezentowało Google wczoraj jest to wręcz mistrzostwo świata i okolic. Obie konferencje trwały mniej więcej tyle samo, ale pomimo, że bliżej mi do Pixela niż iPhone'a (czy w tym wypadku - Macbooka) to właśnie konferencję Google miałem ochotę wyłączyć w połowie i o niej zapomnieć. Dlaczego?

Reklama

Przede wszystkim - skończył się czas chowania się za frazesami

Nie mam pojęcia, ile razy na tej konferencji padło słowo Machine Learning i AI, ale już po 10 minutach oglądania konferencji, na firmowym Slacku zagroziłem, że jeżeli jeszcze raz prowadzący użyje tej frazy, to wywalę komputer za okno. Finalnie tego nie zrobiłem, ale stężenie pustosłowia na metr kwadratowy konferencji wcale nie spadło. Naprawdę, gdyby skupić się na tych kwestiach, które są istotne dla użytkownika, to pokaz Pixela zająłby 5 minut wraz z przydługim intro. Google chyba nie zauważyło, że nawet Apple, znane z porównywania się tylko do samego siebie i chowania się za frazami "amazing" zaczęło na swoich konferencjach mocniej trzymać się gruntu i pokazywać to, co dla ludzi jest istotne. Pixel 6 jest dobry w AI, okej, zrozumiałem. Co to wnosi dla mnie jako potencjalnego konsumenta? Co potrafi dzięki temu nowego? No cóż, tego Google nie pokazało.

"Nic nie pokażemy, ale uwierzcie nam, że jest super!". Nope

Dodatkowo, kiedy już przeszliśmy do tych rzeczy, które naprawdę ekscytowały ludzi, czyli chociażby nowy gracz na rynku SoC, procesor Tensor, to jedyne co mogę powiedzieć po jego prezentacji, to że wiem, iż istnieje. Serio. Google nie stwierdziło nic poza tym, że jest... dobry w AI (no c'mon!). Czy jest najwydajniejszy na rynku? Nie wiadomo. Czy najbardziej energooszczedny dzięki AI? Kto wie... A może dzięki niemu lepiej wychodzą zdjęcia? Hmm. Dostaliśmy tylko szybką informację, że Tensor ma być o 80 proc. szybszy niż "poprzedni Pixel" co ma zapewne nawiązywać do Snapdragona 765 z Pixela 5. Jednak i tu pojawia się duuuuuuża czerwona flaga, ponieważ Google stwierdziło iż... nie będzie to najlepszy procesor w benchmarkach.

Sam jestem zdania, że dużo ważniejsze jest utrzymanie stałej wydajności niż duża wydajność startowa z któej potem traci się 50 proc., ale jeżeli firma podczas konferencji mówi, żeby nie patrzeć na benchmarki, to uwierzcie mi, że będziemy na nie patrzeć bardzo mocno, bo to oznacza, że coś tu się mocno nie zgadza. Oliwy do ognia dodaje fakt, że do momentu wejścia do sprzedaży osoby, które otrzymały wcześniej Pixela nie mogą mówić nic o jego wydajności, pokazywać zdjęć czy ładowania. Embargo było tak absurdalne, że część YouTuberów, jak Mrwhosetheboss zwyczajnie odmówiła opowiadania o Pixelach. Jest to najgorsza rynkowa praktyka ze strony Google i to budzi dużo zastrzeżeń nawet do tego, co zostało powiedziane na konferencji.

Z pozytywów, w Pixelach zainstalowano koprocesor Titan M2, który służy zabezpieczeniu wrażliwych danych użytkownika. Ma być tak wytrzymały, że obroni telefon nawet przed atakiem laserem (a przynajmniej tak powiedzieli na konferencji). Dzięki niemu wiemy, że nasze dane będzie mogło podbierać tylko Google.

20 minut wgniatającej funkcji translatora

No dobra, ale czymś musieli zapełnić 50 minutowy pokaz. Dlatego też zdecydowano, by o około 20 minut opowiadać... jak to dobrze działa w nowym Pixelu Google Translator. Ja to czaję - nowy procesor lepiej przetwarza mowę i dzięki temu funkcja ta działa precyzyjniej. Ale jak dobrze by on nie działał, to jest to funkcja z kategorii "wodotrysk". Rzecz z któej ludzie korzystają, jak wyczerpią im się inne opcje i raczej nie kupują smartfona "bo dobrze działa w nim tłumacz". Ba, jestem przekonany, że finalnie różnica pomiędzy tym co prezentuje Google, a konkurencja wcale nie będzie aż tak duża. Tymczasem Google obudował wokół niej swój pomysł na marketing.

Podobnie było z aparatami. Jednak tam, gdzie inni skupiają się na "ogólnych" kwestiach które są ważne dla każdego użytkownika, Google postanowiło kolejne 10 minut mówić o tym, jak to Pixel dobrze wypada przy zdjęciach osób o ciemniejszych karnacjach. Funkcja sama w sobie - super, ale to też raczej "wodotrysk". Na pewno ktoś zrobi tu porównanie z topowymi telefonami Apple czy Samsunga - jestem ciekaw efektów. Natomiast na pewno nie jest to kluczowa funkcja telefonu, zwłaszcza, że Google opowiadając o niej zdecydowanie za mocno skręciło w stronę ideologiczną.

Pixel tak inkluzywny, że aż znów zapomniał o 3/4 świata

Zauważcie, że zaznaczyłem, że "ktoś zrobi test Pixela". Zrobiłbym go sam, ale no właśnie - baaardzo dużo mówienia o tym, że Pixel to najbardziej inkluzywny smartfon dla wszystkich tylko po to, by się okazało, że jednak nie, ponieważ będzie dostępny dla bardzo wybranej grupy konsumentów z tych krajów, które mają jakiekolwiek znaczenie dla Stanów. Polska nie ma, więc my o nowym Pikselu możemy sobie co najwyżej pomarzyć. Jest to najśmieszniejsze z tego wszystkiego, ponieważ funkcja tłumacza faktycznie mogłaby być wykorzystana w takim kraju jak Polska, ponieważ nie wszyscy mówią tu po angielsku i na wyjazdach pojawiają się problemy. Tymczasem obywatele Stanów, choć bardziej multikulturowi wewnętrznie, mają nieco łatwiej, bo ich własny język jest międzynarodowy. Ot, jedna z wielu ironii decyzji podjętych przez Google.

Reklama

Jednak co się odwlecze to nie uciecze. Pixel 6 i 6 Pro niedługo trafi do sprzedaży, a wtedy rynek powie "sprawdzam". Miejmy nadzieję, że Google lepiej "umie w telefony" niż w ich promowanie.

 

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama