Filmy

Piotruś Pan i Wendy – opowieść o złym dorastaniu, nie tylko dla najmłodszych

Patryk Koncewicz
Piotruś Pan i Wendy – opowieść o złym dorastaniu, nie tylko dla najmłodszych
Reklama

Piotruś Pan w końcu doczekał się dobrej adaptacji aktorskiej – to wizualnie piękna opowieść z wartościowym przesłaniem

Sceptycznie podchodziłem do aktorskiej adaptacji kultowego Piotrusia Pana, bo po pierwsze rzadko wychodzi to dobrze, a po drugie nie lubię psuć sobie sentymentalnych wspomnień z animacji, które bardzo lubiłem w dzieciństwie. Całe szczęście film dostępny od dziś na platformie Disney+ nie okazał się zmarnowanym czasem – wręcz przeciwnie, to dobre kino familijne, które przypadnie do gustu nie tylko najmłodszym.

Reklama

Powrót do Nibylandii. Znowu

Na wstępie zaznaczmy, że postać Piotrusia Pana gościła już na srebrnych ekranach nie raz, jednak pod względem jakości produkcje pozostawiały wiele do życzenia. Nie się w sumie co dziwić, bo historii „chłopca, który nie chciał dorosnąć” musimy doszukiwać się na początku XX wieku, dlatego dla mnie wyznacznikiem oryginalnego Piotrusia była disneyowska animacja z 2002 roku.

Nie oznacza to oczywiście, że nikt wcześniej na znanej marce nie próbował się dorobić. W kolejnych latach powstawały filmy z alternatywną historią, a nawet spektakle na żywo, ale te pozycje lepiej przemilczeć. Na szczęście za stery ponownie chwycił Disney, tworząc naprawdę przyjemny film, który nie tylko wizualnie prezentuje się świetnie, ale niesie też ze sobą ważne przesłanie.

Opowieść o złym dorastaniu

Piotruś Pan i Wendy to nieco ponad półtorej godzinny filmy przygodowy, przedstawiający historię znaną wszystkim tym, którzy wychowali się na oldskulowych produkcjach Disneya. David Lowery – odpowiadających za reżyserię – postanowił podejść do tematu nieco inaczej. Choć wydawać by się mogło, że pierwsze skrzypce gra w tej opowieść obdarzony magicznymi mocami chłopiec, to większą uwagę skupiono tutaj na postaci mieszkającej na przedmieściach Londynu Wendy. Dziewczynka wychowująca się z bandą młodszego rodzeństwa siłą rzeczy musi być tą „najbardziej dojrzałą”, aż do momentu, gdy do pokoju na poddaszu wpada Dzwoneczek.

Od tego momentu sprawy zaczynają nabierać tempa, bo już chwilę później Wendy wraz z rodzeństwem pod przewodnictwem Piotrusia Pana zmierza magicznym tunelem do kultowej Nibylandii, a tam – oprócz przepięknych krajobrazów – czeka na bohaterów poważne niebezpieczeństwo. Na magiczną ekipę ostrzy sobie zęby nie kto inny, jak Kapitan Hak we własnej osobie.

Źródło: Disney

I tu na chwile się zatrzymajmy. Jestem ogromnym fanem disneyowskich Piratów z Karaibów, dlatego od razu wyłapałem podobieństwa załogi Haka do nieudolnej zgrai Davy'ego Jonesa. Nie jest to oczywiście ten sam kaliber postaci, ale trzeba Disneyowi przyznać, że pirackie motywy potrafi realizować bardzo dobrze. Sprawia to, że Hak wyróżnia się najbardziej ponad wszystkich innych bohaterów i nie mówię tutaj tylko o samej grze aktorskiej, ale także o motywach samej postaci. Hak był bowiem niegdyś równie rezolutnym i wesołym chłopcem co Piotruś Pan, ale popadł w proces „złego dostania”, czego dowiecie się już z samego seansu.

Wyróżniam go dlatego, że postać Piotrusia Pana i Dzwoneczka zostały trochę zmarginalizowane, a to przecież jedni z najważniejszych bohaterów tego uniwersum. Piotruś momentami zachowuje się jak rozkapryszony dzieciak, któremu Wendy musi matkować (a na dodatek brakuje nieco charyzmy), a sympatycznej wróżki mogłoby w zasadzie nie być, bo pojawia się epizodycznie i nie wnosi do filmu zbyt wiele. Być może właśnie dlatego tak mocno wyróżnia się na ich tle relacja Haka i Piotrusia, którzy mierzą się w niekończącym się konflikcie. Nie jest to jednak bitwa dwóch zawziętych wrogów, a starych przyjaciół, których drogi nieszczęśliwie rozeszły się na etapie dorastania.

Źródło: Disney

No właśnie, dorastanie – to ten aspekt leży u podstaw ogólnego morału filmu Piotruś Pan i Wendy. Nibylandia to bowiem miejsce leżące z daleka od problemów dorosłych, w którym dziecięce zabawy nie mają końca. Oczywiście poza Hakiem i spółką, którzy wyłamali się z tego schematu, tracąc beztroskę, tak potrzebną w dorosłym życiu. To taka metafora utraconego zbyt szybko dzieciństwa i zapewne każdy z Was wyciągnie z tego pewną naukę.

Reklama

Piękna przygoda, nie tylko dla najmłodszych

Piotrusia Pana i Wendy ogląda się bardzo szybko i to na plus, bo takie adaptacje mają tendencję do zbędnego przedłużania. Tu natomiast wartka akcja zatrzymuje się tylko na moment, przecinana kilkoma nieirytującymi piosenkami – spokojnie, nie jest to musical – i scenami nakreślającymi relacje między bohaterami. Poza tym spodziewajcie się licznych pojedynków na szable, dynamicznych morskich potyczek rodem ze wspomnianych Piratów z Karaibów i pięknych ujęć, nagranych w okolicach Półwyspu Bonavista i Kolumbii Brytyjskiej.

Źródło: Disney

To oczywiście pozycja skierowana do młodszych odbiorców, więc scenariusz jest momentami nieco naiwny, ale jak to w przypadku disneyowskich filmów bywa, dobrze będą się przy nim bawić również dojrzalsi widzowie. Zarezerwujcie więc sobie półtorej godziny na weekendowy seans z pociechami, bo gwarantuję, że nie będzie to czas stracony.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama