Bezpieczeństwo w sieci

Ta strona miała chronić prywatność – w rzeczywistości kradnie zdjęcia zmarłych

Patryk Koncewicz
Ta strona miała chronić prywatność – w rzeczywistości kradnie zdjęcia zmarłych
5

Za pomocą narzędzia do rozpoznawania twarzy chciała wyszukać swoje zdjęcia, opublikowane w sieci bez jej zgody. Trafiła na fotografię martwej siostry.

Cher Scarlet – inżynier oprogramowania z Kirkland – znalazła w lutym 2022 roku swoje nastoletnie zdjęcia w serwisie PimEyes, które zostały opublikowane bez jej zgody. Witryna służy do rozpoznawania twarzy i wyszukiwania na jej podstawie zdjęć nielegalnie udostępnionych w sieci. Od tamtego momentu kobieta regularnie korzysta z serwisu, by trzymać rękę na pulsie i dbać o swoją prywatność. Jakież było jej zdziwienie, gdy całkiem przypadkowo znalazła tam zdjęcia swojej martwej siostry.

Żerując na zmarłych

Kojarzycie serwis Ancestry.com? Portal umożliwia tworzenie wirtualnych drzew genealogicznych i wyszukiwanie informacji o przodkach. Dlaczego o nim wspominam? Bo to prawdopodobnie stamtąd PimEyes podkradło zdjęcie zmarłej siostry Cher Scarlet, całkowicie zaprzeczając swojej idei.

Źródło: Depositphotos

Z usług Ancestry aktywnie korzystała matka Cher, wrzucają do bazy danych między innymi pamiątkowe zdjęcia z dzieciństwa. Wróćmy jednak na chwilę do PimEyes – w styczniu tego roku kobieta zaczęła natrafiać na zdjęcia dzieci, które do złudzenia przypominały format fotografii z Ancestry. W ramach eksperymentu udostępniła swoje zdjęcie z dzieciństwa w skali szarości, a następnie na jego podstawie przeszukiwała bazę potencjalnych przodków.

Ku jej zaskoczeniu oprogramowanie dopasowało je do zdjęcia matki wraz z dziadkami z rodzinnego albumu, oraz fotografii… zmarłej w 2018 roku siostry. To zaś pochodziło serwisu Find a Grave, czyli katalogu cmentarnego, należącego formalnie do Ancestry. Oznacza to, że portal PimEyes nielegalnie wykrada dane z Ancestry, by zwiększyć swoją bazę danych.

Nieprzyjemny „wypadek”

Głównym założeniem PimEyes jest zbieranie ogólnodostępnych zdjęć, które zostały udostępnione na przykład w social mediach. Ancestry to zupełnie inna bajka. Dostęp do usługi wyszukiwania przodków jest po pierwsze płatny, a po drugie stanowi niejako prywatną sprawę, bo zdjęcia przypisywane są w oparciu o rysy twarzy użytkownika. W Ancestry klienci sami decydują o wyświetlaniu treści postronnym internautom – jak więc rodzinne fotografie trafiły do PimEyes? Tego nie wiedzą nawet sami przedstawiciele firmy.

Źródło: Depositphotos

W wypowiedzi dla Wierd Giorgi Gobronidze – CEO PimEyes – przekazała, że narzędzie scrapuje dane tylko z tych stron internetowych, które na to pozwalają. Dodała także, że sytuacja jest po prostu nieprzyjemnym wypadkiem, a administracja serwisu już zajęła się usuwaniem rekordów pochodzących z Ancestry. Jednak im więcej zdjęć w bazie, tym większe prawdopodobieństwo zarobku. Firma kasuje bowiem 20 dolarów za samo znalezienie powiązanych fotografii i kolejne 80 dolarów za możliwość usunięcia ich z sieci.

Sam fakt śmierci – przynajmniej w EU – nie upoważnia do korzystania ze zdjęć zmarłego w dowolny sposób, bo według Europejskiej Konwencji Praw Człowieka mogą one stanowić przedmiot ochrony prywatności żyjących. Gdyby taka sytuacja miała miejsce na Starym Kontynencie, to Cher Scarlet mogłaby podeprzeć się rozporządzeniem RODO, które zabrania przetwarzania danych biometrycznych w celu identyfikacji osób bez ich zgody. A martwi głosu przecież nie mają.

Stock image from Depositphotos

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu