Recenzje gier

Pikmin 1+2 na Nintendo Switch - recenzja. A to ci niespodzianka!

Kamil Świtalski
Pikmin 1+2 na Nintendo Switch - recenzja. A to ci niespodzianka!
0

Nintendo zaskoczyło fanów i w trakcie czerwcowego Nintendo Direct dwie części kultowej serii wylądowały po raz pierwszy w eShopie. Miła niespodzianka i okazja dla osób już serię znających, ale także dla nowych, które mogą się rozgrzać przed nadchodzącą premierą najnowszej, czwartej odsłony. W ten sposób Switch stał się domem dla niemalże każdej odsłony serii (Hey! Pikmin pozostaje więźniem 3DSa).

Pierwsza odsłona będzie w tym roku obchodzić swoje 22! urodziny. Szmat czasu. Na wstępie trzeba już przyznać, że ten fakt jest tym bardziej imponujący, gdy się poczuje jak ponadczasową okazała się jej formuła. Gra intryguje od początku i z każdym wyciągniętym pikminem, wciąga coraz mocniej, zacierając poczucie czasu.

Gracz wciela się w Kapitana Olimara, który rozbił się na niezidentyfikowanej planecie, wskutek zderzenia z meteroidem podczas jego kosmicznych wakacji. Statek, którym podróżował, rozbił się na trzydzieści części, których odnalezienie jest na szczycie listy priorytetów, gdyż system podtrzymywania życia, zapewnia Olimarowi jedynie miesiąc na ucieczkę. Szczęśliwie, niezbadana planeta nie jest zamieszkana przez wyłącznie drapieżników, ale i istoty, które chętnie pomogą przetrwać. Kapitan nazwał je pikminami.

Pierwsza odsłona sprawia uczucie, że zespół tworzący grę – pod batutą samego ShigeruMiyamoty, twórcy Super Mario Bros. – działał napędzany wizją i ogromem frajdy. Tuż po wylądowaniu nie ma wiele zbędnego tekstu, tylko od razu są przedstawiane pomocne istoty i jak z nimi współpracować. Nagle już nie jeden, lecz trzy pikminy są przy boku Olimara. Kolejny obiekt, kolejna blokada i gra się rozpędza.

Pikminy zawsze podążają za kapitanem. Można je zwołać w jednym miejscu i kazać czekać lub przywołać te, które gdzieś się zaplątały. Jest to ważne, aby móc je „delegować” do zadań, a odbywa się ta czynność poprzez… Rzucenie uroczej istoty w odpowiednie miejsce. Zadania dotyczą najczęściej przeniesienia jakiegoś przedmiotu i stworzenia kolejnych pikminów. Zdarza się jednak, że czasem będzie koniecznym zaatakować jakiegoś drapieżnika albo zburzyć przeszkodę. Każdy poziom jest w zasadzie łamigłówką, w której się manewruje testując do czego jeszcze są zdolni pomocnicy Olimara. Występują one w trzech kolorach (pięciu w drugiej części) i każdy charakteryzuje się czymś innym, więc jest niemało miejsca na kombinowanie. Krok po kroku pozbywa się kolejnych warstw poziomu w poszukiwaniu zagubionych elementów Delfina.

Tylko do nocy! Poza ograniczeniem trzydziestu dni, jest jeszcze system pory dnia. Na początku wywiera trochę stresu, szczególnie gdy jakiś dzień zostanie niejako zmarnowany na odkrywanie terenu, bez znalezienia kolejnego kawałka statku. Szybko się okazuje, że jest to jedynie efekt poznawania rozgrywki i z czasem jest to tylko formalność. Jednak, jeżeli chodzi o noc. Tutaj trzeba się mieć na baczności. Pikminy, które nie dotrą na czas do swojego schronu, zostaną po prostu… Pożarte żywcem.

Och, jak ich szkoda! Naprawdę! Nintendo zrobiło fenomenalną pracę. Istoty te są super urocze i przez swoją wierność, natychmiast kradną serce. Gracz jest z nimi od momentu ziarenka i obserwuje jak z czasem zaczynają kwitnąć. Gdy ofiarnie się rzucają do ochrony przed przerażającymi, ogromnymi drapieżnikami, które są obecne nie tylko na ziemi, ale w wodzie i w powietrzu. Nintendo, bezkrwawo, lecz bardzo dosadnie pokazuje pożerane pikminy. Przywiązanie do samego świata, wzbudza także, a właściwie przede wszystkim, widok wielu znajomych obiektów. Puszek, baterii, itd. Bo świat jest niezbadany, ale przez Olimara.

Niestety, w wersjach odświeżonych dla Switcha, czar jest delikatnie osłabiony. Najpewniej ze względu na nieodnowienie umów, w remake’ach nikt nie uświadczy baterii Duracell czy puszek 7UP, które były obecne w pierwotnym wydaniu, a wyłącznie zmyślone marki. Jest to jedna z niewielu zmian, bo poza tym, odświeżone wydania są najbardziej kompletnymi wydaniami, jakie do tej pory wyszły. Rozdzielczość została podniesiona, gra działa stabilnie. Dodano nawet model sterowania z edycji dostępnych na Nintendo Wii. Jedyne co kłuje w oczy to UI, który wyraźnie został potraktowany jedynie upscallingiem. Ogólnie nie sprawia to problemu, ale jest lekkim zawodem w przypadku drugiej części. Ona jest wyraźnym rozwinięciem idei pierwszej odsłony i miło by było zobaczyć dialogi, których styl wyświetlania jest bogaty w charakter, w ostrej i mniejszej formie, do której branża obecnie przyzwyczaiła.

Pikmin 1&2 w HD to sporo frajdy. Pakiet zapewnia dwie gry, które na pewno nie zawiodą, na pewno zaskoczą (jak na strategię, wymaga miejscami dużo zręczności) i... może nawet rozkochają? Pierwsza część to kameralne przedstawienie idei, lecz druga to już pełnoformatowe dzieło, wykreowane przez zespół pełen fantazji i wigoru. Naprawdę czuć jak wiele pozytywnej energii, przelano w te dwa tytuły.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu