Po pierwszych godzinach w XDefaint rokowania są bardzo pozytywne. To dynamiczna, lekka i niezobowiązująca „strzelanka”, której brakuje nieco dopieszczenia.
Nie było łatwo, ale w końcu się udało – XDefaint po dwóch latach przekładania premiery i nieudanym starcie serwerów w końcu ujrzało światło dzienne. Spędziłem kilkanaście godzin w nowym shooterze od Ubisoftu i mam dobre wieści – to kawał porządnego FPS-a, ale do ideału nieco zabrakło.
Sukces rodzi się w bólach – XDefaint zaliczyło tragiczny start
O tym, czym jest XDefaint, pisałem szerzej w tej publikacji, dlatego teraz skupimy się na konkretach. Zacznijmy od rzeczy nieprzyjemnych. XDefaint miało zadebiutować 21 maja o godzinie 19:00, ale serwery nie poradziły sobie z obciążeniem. Dało się co prawda zalogować i przeglądać menu, ale znalezienie meczu graniczyło z cudem – w zasadzie każda próba kończyła się poniższym komunikatem.
Dopiero po 3 godzinach oczekiwania udało mi się w końcu dołączyć do rozgrywki, ale nowa gra Ubisoftu dalej stała w płomieniach i występowały częste disconnecty.
Kolejne dni przyniosły na szczęście dużą odwilż w kwestii stabilności, więc mogłem w końcu wcielić się w jednego z bohaterów znanych z uniwersum gier francuskiego developera. Oto co zobaczyłem.
Wrażenia z rozgrywki
XDefaint na start oferuje 5 trybów w formacie 6 vs 6, a każdy z graczy ma na start do wyboru jedną z 4 frakcji – piąta odblokowywana jest za wyzwania lub XMonety, czyli wewnętrzną walutę gry.
Bohaterowie poszczególnych frakcji posiadają zestawy indywidualnych umiejętności (więcej na ich temat tutaj), więc każdy znajdzie tu coś dla siebie. Są Echeloni z niewidzialnym kamuflażem, są członkowie Libertad ze zdolnością leczenia czy Zjawy z systemami tarcz, których możemy porównać do substytutu klasycznego tanka. Co ciekawe wybór klasy nie oznacza przypisania konkretnego uzbrojenia – możemy więc z tanka uczynić snajpera, a z healera typowego specjalistę od broni ciężkiej i za to należy się duży plus.
Już od pierwszych minut przed ekranem trudno nie wyłapać podobieństwa do konkurencyjnych produkcji. XDefaint sprawia bowiem wrażenie nieślubnego dziecka Overwatch i Palladins, ale ze współczesnymi i prawdziwymi giwerami. System strzelania jest mocno arcade’owy, a sama rozgrywka bardzo dynamiczna. Niewielkie mapy i szybki movement postaci wymusza nieustanne przemieszczanie się po lokacjach, co w połączeniu z relatywnie niewielką ilością punktów życia i krótkim czasem respawnu daje początkowo poczucie chaosu.
To nie Battlefield, gdzie można spokojnie zastanowić się nad kolejnym ruchem i bez przeszkód wybrać dogodną pozycję na mapie. W XDefaint musisz mieć oczy dookoła głowy, bo mimo niewielkiej liczby graczy mechanika narzuca nieustanną akcję
To jednocześnie wada i zaleta. Wada dlatego, że już po pierwszych godzinach z grą można przewidzieć, jakie bronie będą wpisywać się w hermetyczną metę. Na topie są (i pewnie przez długi czas będą) szybkostrzelne karabinki, które pozwalają zasypać skaczących wrogów gradem pocisków. Jeśli jesteś fanem kampienia z karabinem wyborowym, to możesz czuć się nieco rozczarowany. Nie oznacza to jednak, że strzelać z dystansu się nie da – wręcz przeciwnie. Mapy są bowiem całkiem różnorodne i każda z nich cechuje się sporą liczbą konstrukcji, także tych, które mogą wykorzystać strzelcy wyborowi. Warto jednak zaznaczyć, że pod względem wizualnym nie są one szczególnie okazałe.
Gra na lata, czyli kilka słów o progresji
W XDefaint udało mi się wbić dotychczas 15 poziom, ale wciąż muszę bazować na niemalże podstawowych wyposażeniach, bo gra nie spieszy się z odblokowywaniem kolejnych dodatków czy broni. Dla graczy przyzwyczajonych do systemu Call of Duty może być to zaskakujące, ale musimy brać pod uwagę, że nowy shooter Ubisoftu to gra wydana w modelu free to play. Tutaj płaci się czasem spędzonym przed ekranem i w związku z tym trzeba uzbroić się w cierpliwość, bo kolejne poziomy zdobywa się naprawdę wolno.
Czy gra przez to cierpi? Cóż, to już subiektywna kwestia – część graczy wytyka Ubisoftowi ten mankament, ale nie jest to też powód do przesadnego hejtu. Produkcja oferuje bowiem predefiniowane – nieedytowalne – zestawy uzbrojenia w całkiem niezłych konfiguracjach, więc każdy znajdzie coś dla siebie. Miejmy na uwadze to, że gra obecnie znajduje się w fazie preseasonowej – z czasem do gry zostaną dodane nowe bronie i dodatki, które urozmaicą rozgrywkę.
Czy XDefaint to Call of Duty killer?
No nie do końca, ale to dlatego, że Ubisoft celuje w zupełnie inny gatunek. XDefaint przez arcade’ową mechanikę i dodanie do gry specjalnych umiejętności (zarówno pasywnych, jak i aktywnych) skręca bardziej w stronę hero shootera, a nie klasycznego FPS-a quasi-wojennego. Ubi ma jednak asa w rękawie. W XDefaint nie zaimplementowano bowiem SBMM (Skill-based matchmaking), czyli systemu dobierania graczy, opartego na umiejętnościach. To między innymi dlatego Warzone stał się tak niegrywalną produkcją, bo pewnym czasie gracz dobija do ściany, a casualowe granie staje się niemożliwe. Efekty? Proszę bardzo.
Po pierwszych godzinach w XDefaint rokowania są bardzo pozytywne. To dynamiczna, lekka i niezobowiązująca „strzelanka”, której brakuje jeszcze nieco dopieszczenia. Jeśli twórcy popracują nad balansem broni, delikatnie zmniejszą szybkość poruszania się bohaterów i będą regularnie dodawać nową zawartość, to otrzymamy kawał porządnej – a przede wszystkim darmowej – gry.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu