Czytając recenzje widzów widać, że film wzbudza skrajne emocje. Albo jest równany z ziemią, albo oceniany pozytywnie. Krytycy takich dylematów nie mają. Solidarnie uważają, że serial jest po prostu zły.
Pewnie się nie znam. Ale „Wiedźmin: Rodowód krwi”, najgorszy serial Netflixa, bardzo mi się podobał
Na szczęście ja krytykiem nie jestem, daleko mi też do ortodoksyjnego miłośnika prozy Andrzeja Sapkowskiego, choć jego sagę o Wiedźminie przeczytałem całą, i to z dużą przyjemnością. Po prostu – lubię ciekawe historie tak na papierze jak i na ekranie. Książki fantasy, przynajmniej moim zdaniem, mają przede wszystkim dostarczać rozrywki. Choć oczywiście nie zaszkodzi, gdy zmuszą do myślenie czy refleksji – zresztą tak samo jak dzieła każdego innego gatunku.
Książki vs film
Idąc dalej – filmów o Wiedźminie nieco się obawiałem. Każdy z czytelników ma przecież w głowie inny obraz głównych bohaterów, który potem trzeba skonfrontować z wizją reżysera. Przeniesienie magii książki na ekran nie zawsze się udaje. Wciąż mam przed oczami polską wersję Wiedźmina z 2001 roku, o której mimo usilnych starań zapomnieć nie mogę.
Jednak Henry Cavill sprawdził się w tytułowej roli doskonale, zresztą jak każdy z aktorów. Sezon pierwszy podobał mi się bardzo, drugi – nieco mniej. Ale cały czas była to po prostu dobra rozrywka. Bo tak właśnie podchodzę do adaptacji sagi. Nie szukam w niej wiernego odtworzenia historii z książek. I tu właśnie będzie chyba największy zarzut jaki mają miłośnicy prozy Andrzeja Sapkowskiego do twórców serialu. Że potraktowali oni jego dzieła dość „luźno”, bez ortodoksyjnego podejścia do fabuły i szczegółów.
Co ciekawe, taki zarzut pojawia się też w wielu komentarzach np. na portalu Filmweb, pod „Rodowodem krwi”. Tymczasem on nie jest przecież oparty na żadnej z nich…
Nowa opowieść
Historia dzieje się w uniwersum stworzonym przez Sapkowskiego. Ale została od początku do końca wymyślona przez scenarzystów. W dużym skrócie i bez zdradzania szczegółów – opowiada o tym, dlaczego doszło do koniunkcji sfer czyli zderzenia różnych światów i skąd wzięli się wiedźmini. Autorzy nie musieli się trzymać niczego wiernie i mogli puścić wodze fantazji, oczywiście w granicach logicznego ciągu z książkami z cyklu sagi.
Przyznam się, że jak ognia wystrzegam się czytania jakichkolwiek recenzji dotyczących filmów które mam zamiar zobaczyć. Boję się, że podczas oglądania będę się musiał konfrontować z czyjąś, przychylną bądź nie, opinią. A ja wolę mieć czystą głowę i wyrobić sobie własne zdanie. I tak było w przypadku „Rodowodu krwi”. Oglądanie podzieliłem na dwa wieczory po dwa odcinki. Dopiero potem siadłem do komputera by rzucić okiem na to, co inni sądzą na jego temat. I mam wrażenie, że oglądałem zupełnie co innego niż ci którzy pokusili się o napisanie opinii.
Krytyka jest przeogromna. Zarzuca się mielizny w scenariuszu, proste schematy, poprawność polityczną (bohaterowie mają biały, czarny i żółty kolor skóry, są również homoseksualiści – po równo kobieta i mężczyzna). Najbardziej spodobał mi się fragment jednego z komentarzy dotyczący… odgłosów broni.
Nieustanne świszczenie ostrzy, które w pierwotnych dwóch sezonach Wiedźmina jeszcze dało się jakoś znieść, bo było subtelne i dotyczyło wybranych ruchów. Tutaj wystarczy że bohater trzyma sztylecik w wyciągniętej dłoni i stal śpiewa.
Reklama
I tak dalej i tak dalej…
Jasne, z niektórymi nie ma co polemizować, bo rzeczywiście – gromada bohaterów jest różnych ras i ma różny kolor skóry – takie są po prostu fakty.
To nie ideał, ale...
Ale gra aktorska? Główne postaci: Eile w którą wcieliła się Sophia Brown i Fjall Kamienne Serce – Laurence O'Fuarain – zdecydowanie zapadają w pamięć. Gdy trzeba są zabawni, gdy trzeba, straszni a co najważniejsze – jak dla mnie zawsze wiarygodni. Podobnie z księżniczką Merywin czyli Mirren Mack.
OK, nie wszystko jest idealne. Scena płomiennego przemówienia do gnębionej ludności w czwartej części jest jak dla mnie zbyt patetyczna. Ale np. sceny walki – bez niepotrzebnej brutalności ale jak najbardziej realistyczne, ogląda się to po prostu dobrze.
Fabuła generalnie jest dość prosta ale są też zaskakujące zwroty akcji – wszystko w sam raz na wieczór lub dwa przyjemnej, wciągającej rozrywki.
I takie wrażenie mam nie tylko ja. Sporo osób jest zdziwiona totalną krytyką filmu i jego niskimi ocenami. Najczęściej pojawiają się komentarze mówiące o tym, że film ogląda się po prostu dobrze. I że nie jest to wielkie kino – ale też nie takie było założenie. To sprawnie zrealizowane kino fantasy w którym jasne, znajdziemy parę błędów czy niedoróbek, ale przy którym też miło spędzimy czas. I w sumie chyba o to w tego rodzaju filmach chodzi. Przynajmniej mi.
Ale oczywiście, fala krytyki, do której zresztą każdy ma prawo, już się rozlała. Wg. moich obserwacji zamienia się szybko w falę hejtu. Wszystko z tytułem filmu w nagłówku będzie się teraz dobrze klikało czy oglądało. Szkoda, że nie ma już miejsca na normalną dyskusję.
A teraz proszę, można mnie zjadać w komentarzach. Ja swoje zdanie przedstawiłem.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu