Felietony

"Pegasus" sprzedaje się lepiej niż Xbox i PlayStation. I ja to rozumiem, bo sam kupiłem nowego NES-a

Konrad Kozłowski

Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...

Reklama

Początkowy deficyt sprzętu chyba zrobił swoje. Gdy Nintendo NES Classic Mini powrócił na półki sklepowe okazał się najlepiej sprzedającą się konsolą w czerwcu. Czy to może kogoś dziwi? Mnie na pewno nie - sam kupiłem obydwie retro konsolki!

Zapowiedzi Nintendo o przywróceniu do życia legendarnych konsol od razu na mnie zadziałały - nie uważam się za hardcore'owego gracza, ale grywam kiedy mogę. I grywałem - takie tytuły jak Contra, Mario Bros, Donkey Kong i wiele innych, na stałe zapisały się w mojej pamięci. To spowodowało, że czujnie śledziłem losy obydwu powracających konsol - NES-a i SNES-a - ale nie udawało mi się wcześniej ich nabyć. Powodem były deficyty w magazynach oraz późniejsza zawyżona cena na aukcjach internetowych oraz sklepach. Zamiast kwoty około 250-300 złotych, niektórzy życzyli sobie nawet dwukrotnie więcej, ale natrafiałem też na oferty wyceniane na 999 złotych. Gdy pojawiła się nowa z kwotą 550 zł przez chwilę o mało nie zamówiłem NES-a - "a jeśli taniej nie będzie?" pomyślałem wtedy. Wygrał jednak zdrowy rozsądek, odstawiłem w kąt niecierpliwość.

Reklama

NES Classic Mini powrócił i nieźle namieszał


Jakiś czas później pojawiły się zapowiedzi wznowienia sprzedaży NES-a na szerszą skalę, a ceny SNES-a również spadły do normalnego poziomu. Podwójny wydatek wydawał się mało komfortowy, ale w pewnym odstępie czasu uległem i zamówiłem obydwie konsolki Nintendo. W oczekiwaniu na dostawę nieco zwątpiłem - im więcej czytałem, tym byłem bardziej pewien zwrotu, którego dokonam. Przecież nie zagram na nich we wszystkie gry, które pamiętam i które darzę sentymentem, a jedynie kilka, może kilkanaście. Istnieją mało inwazyjne sposoby na zwiększenie liczby tytułów, ale nie zamierzałem się podejmować takich kombinacji. Po odebraniu zamówienia stwierdziłem jednak, że dam mu szansę.

Od razu zwróciłem uwagę na wady, które wymieniano w recenzjach (między innymi zbyt krótki przewód od kontrolera), ale po kilku minutach rozstawiania sprzętu i organizacji siedziska wylądowałem przed telewizorem. Nie oderwałem się przez najbliższej 90 minut - albo ogrywając ulubiony tytuł, albo sprawdzając te, w które wcześniej nie grałem. Gry są jednocześnie proste i mało wymagające, ale angażują i mobilizują do dalszej rozgrywki. Byłem zdziwiony, na jak wiele czasu mnie to wciągnęło, a całość powtórzyła się przy okazji SNES-a Classic Mini.

Nintendo na czele po raz pierwszy od 1995

Niedawno natrafiłem na informację, że w czerwcu NES Classic Mini w USA sprzedawał się lepiej niż Xbox One czy PlayStation 4. To pierwsza taka sytuacja od 1995 roku, gdy rozpoczęto prowadzenie miesięcznych rankingów przez NPD. Oczywiście w ogólnym rozrachunku PlayStation 4 pozostawia w tyle Xboksa One, a tym bardziej NES-a Classic Mini, ale mimo wszystko takie osiągnięcie jest warte odnotowania.


Myślę też, choć jest to tylko moje gdybanie, że sporo osób zamówiło go nie tylko z sentymentu i nostalgii, ale też dlatego, że jest to sprzęt stosunkowo tani (na tle konsol aktualnej generacji), gotowy do grania od razu po podłączeniu i intryguje także tych, którzy go nie pamiętają. Samo pudełko prezentuje się interesująco i nie zdziwiłbym się, gdyby wśród klientów znaleźli się tacy, którzy sięgnęli po konsolkę z czystej ciekawości - skoro NES Classic Mini wrócił do sprzedaży i jest łatwiej dostępny, to nabyły go nie tylk osoby, które czyhały na wielki powrót, lecz też ci zachęceni niezłymi ocenami i szumem stworzonym przez media. Obserwując serwisy zza oceanu przekonałem się na własnej skórze, jak dużo publikacji poświęcono dostępności NES-a w sklepach.

A działania Nintendo zdecydowanie rozkręciły tę kategorię - przecież coraz częściej słyszy się o powrotach retro sprzętu, w tym klasycznych konsol, które jak widać wciąż wzbudzają spore emocje.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama