Pamiętam z dzieciństwa loterie organizowane przez telewizję publiczną - miały zachęcić do płacenia abonamentu. Uczciwy widz/słuchacz wysyłał potwierdz...
Pamiętam z dzieciństwa loterie organizowane przez telewizję publiczną - miały zachęcić do płacenia abonamentu. Uczciwy widz/słuchacz wysyłał potwierdzenie, że zapłacił, potem oglądał losowanie w tv - mógł wygrać samochód. Nie wiem, czy dzisiaj są jeszcze organizowane takie akcje, ale pojawiają się informacje o kolejnej zabawie dla milionów Polaków - tym razem gra toczy się o wyższą stawkę: kondycję państwowych finansów...
Jakub pisał wczoraj o płaceniu kartą, minimalnych kwotach transakcji ustalanych (bezprawnie) przez niektórych sprzedawców. Pozostaniemy w temacie zakupów. I egzekwowania prawa. Gazeta Wyborcza informuje dzisiaj o pomyśle Ministerstwa Finansów, które chce zachęcić Polaków do brania paragonów fiskalnych w sklepach i punktach usługowych. Jak przekonać rodaków do tego, by domagali się paragonu na targu przy zakupie kilograma marchwi albo u krawcowej mieszkającej piętro niżej i zwężającej sukienkę na studniówkę? To proste: loterią!
Plan jest prosty: klient płaci, klient dostaje paragon (jeśli nie dostaje, to domaga się jego wydania), następnie korzysta ze specjalnej strony internetowej i tam rejestruje swój paragon (musi opiewać na kwotę powyżej 10 złotych). Nie ma limitów w zakresie liczby rejestracji - ile masz paragonów, tyle razy możesz się zgłosić. Raz w miesiącu rozlosowane zostaną nagrody. Będzie samochód, będzie sprzęt elektroniczny, pula nagród ma wynieść 100 tysięcy złotych. Raz na trzy miesiące ma być organizowana dodatkowa loteria, przeznaczona dla paragonów z punktów usługowych.
Chyba nie trzeba tłumaczyć jaki jest cel akcji - do kasy państwa ma pływać więcej pieniędzy z podatków. Jeżeli przy transakcji pojawia się paragon, to budżet korzysta, jeśli paragonu brak, państwo nie zarabia. A jeśli nie zarabia tu, to szuka pieniędzy gdzie indziej, ewentualnie tnie wydatki i to niekoniecznie tam, gdzie byśmy sobie życzyli. Urzędnicy postanowili zatem zachęcić rodaków do wsparcia budżetu w prosty sposób: poproś o paragon. Proste. Ale czy skuteczne?
Gazeta przywołuje przykłady Słowacji i Portugalii, w której takie loterie są już organizowane i cieszą się powodzeniem, może nawet przynoszą państwu korzyści. Koszty wysokie nie są (przynajmniej w zakresie nagród - trudno stwierdzić, ile będzie kosztowała obsługa zabawy, np. stworzenie odpowiedniej strony), a loteria powinna skłonić ludzi do domagania się paragonów w miejscach, gdzie nie są one wydawane z automatu. Taka edukacja ma przynieść widoczne obniżenie poziomu szarej strefy. I wszystko fajnie, ale...
Po prostu tego nie czuję. Podejrzewam, że Polacy będą rejestrować swoje paragony, lecz z miejsc, w których i tak są one zawsze dawane: hipermarkety, dyskonty, sieciówki odzieżowe czy elektroniczne, stacje benzynowe. Do tego paragony z mniejszych sklepów, w których sprzedawca zawsze kładzie paragon na ladzie lub daje do ręki wraz z resztą lub kartą płatniczą - obok mieszkania mam sklep mięsny, warzywniak i piekarnię, we wszystkich zawsze otrzymuję paragon. I to właśnie paragony z takich miejsc będą rejestrowane na stronie.
Trudno mi sobie wyobrazić, że pacjent po skończonym borowaniu powie dentyście, że chce paragon, bo przypomni sobie, że może go zarejestrować, podobnie widzę to w przypadku targów z warzywami czy ulokowanych obok stoisk z bielizną, kapciami albo narzędziami kuchennymi ułożonymi na łóżku polowym albo prowizorycznym stoliku. O paragon Nie poprosi się sąsiadki krawcowej czy znajomego mechanika (o ile go nie wydali), to samo dotyczy hydraulika albo fryzjera. Może tylko ja widzę sprawę w ten sposób i nagle okaże się, że tłumy Polaków zaczną się domagać paragonów, a sprzedawcy i usługodawcy odpowiedzą na te żądania. I zwycięży państwo, a wraz z nim my, uczciwi obywatele. Byłoby sympatycznie, ale plan wydaje się trochę kulawy.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu