VOD

Pan Samochodzik i templariusze - recenzja. Unowocześniony, ale czy lepszy?

Konrad Kozłowski
Pan Samochodzik i templariusze - recenzja. Unowocześniony, ale czy lepszy?
20

Netflix postanowił zmierzyć się z jednym z kultowych polskich tytułów. Seria książek i filmy sprzed lat cieszyły się ogromną popularnością, ale czas przedstawić nową wersję młodszej widowni. Jak wypada trochę unowocześniony Pan Samochodzik i templariusze?

Książki Zbigniewa Nienackiego to 12 tomów opowiadających o znanym historyku sztuki, który jest poszukiwaczem skarbów. Historie te bawiły młodych czytelników, a później także widzów przez wiele lat, ale obecnie trudno mówić o jakimś specjalnym zainteresowaniu tą postacią. Jeśli rodzice nie zaszczepią wśród swoich podopiecznych sympatii i zainteresowania przygodami Pana Samochodzika, to szanse na to, że młodzi samodzielnie po nie sięgną są raczej niewielkie. Z tego powodu chęć nakręcenia przez Netflix nowej wersji filmu z Mateuszem Janickim w roli głównej była dobrą wiadomością. Cieszyć może fakt, że gigant streamingowy sięga po nasze lokalne klasyki (bo przecież jesienią doczekamy się także "Znachora"), ale nie jestem pewien, czy o takim efekcie końcowym marzyli młodzi widzowie.

Polecamy na Geekweek: Netflix znowu miesza. I znowu chodzi o dzielenie konta

Pan Samochodzik i templariusze - recenzja

Po seansie filmu w pamięci najbardziej zapadły mi motywy muzyczny i kilka żartów, którymi posłużyli się bohaterowie. Moja ciekawość zagadkami nie była wystarczająco podsycana, bym z zapartym tchem śledził losy Pana Samochodzika i jego towarzyszy, dlatego trochę z obojętnością przyglądałem się kolejnym scenom. Produkcja jest pełna ekspozycji i nie do końca wiem, co o tym myśleć, ponieważ dostrzegam próbę uzupełniania fabuły szczegółami i komentarzami, które świetnie sprawdzały się w książce, ale z drugiej strony w filmie zrobiono to trochę nieporadnie. Bohaterowie drugo- czy trzecioplanowi są wprowadzani w ten sam sposób - Pan Samochodzik ich zauważa i pod nosem wymienia imię lub pseudonim. Nie inaczej jest z wieloma innymi sytuacjami, gdzie dialogi służą przede wszystkim opisowi świata przedstawionego i to po prostu przeszkadza.

Jestem bardzo ciekaw, jak najwięksi fani serii ocenią występ Mateusza Janickiego, gdyż w moich oczach wypada on zaskakująco dobrze. Nie tylko gra z odpowiednimi manierami, ale aktor cechuje się odpowiednim sprytem i zwinnością, co przekłada się na niezłe sceny akcji z jego udziałem. Nie można tego samego powiedzieć o kilku pozostałych bohaterach, gdzie brakuje naturalności, gracji i zręczności, przez co pojedynki wręcz, przepychanki czy inne bardziej dynamiczne ujęcia potrzebują licznych cięć i wymuszonej pracy kamery. Wielka szkoda, że nie udało się zatrudnić do tej projektu kogoś delikatnie bardziej wysportowanego. Korzystanie za to wypadają nasi harcerzy, czyli Wiewióra, Sokole Oko i Wilhelm Tell, ale z ich dialogami dzieją się czasem dziwne rzeczy. Zazwyczaj udaje im się zachować naturalność wypowiedzi, ale niektóre pauzy, przeciągnięcia czy zakrzyknięcia wyglądają jakby były wykorzystane z innych ujęć i dopiero w montażu udało się skleić niektóre sceny w całość.

Przemiła niespodzianka

Musimy też omówić oprawę wizualną i efekty specjalne w "Panu Samochodziku i templariuszach", ponieważ tutaj czekała na mnie największa niespodzianka. Nie jest to blockbuster rodem z Hollywood, ale całość prezentuje się zaskakująco dobrze. Eksplozja auta nie jest pełna wygenerowanych płomieni, lecz faktycznie wysadzono samochód w powietrze, zaś spora część scenografii jest przygotowana umiejętnie i z dbałością o szczegóły. Rzeczywistość sprzed kilku dekad jest dość wiarygodna, szczególnie na szerokich planach, gdzie mamy szansę przyjrzeć się Warszawie z daleka. Oczywiście zastosowane CGI jest często łatwo dostrzegalne, jak promienie światła z lamp w latarni morskiej, ale udało się tu zachować dobry smak. Świetnym uzupełnieniem produkcji jest muzyka, która momentami wprowadza motywy kojarzące się z różnymi głośnymi produkcjami (nawet z Jamesem Bondem), ale ostatecznie buduje fajną atmosferę i dodaje charakteru filmowi.

Czy będą kolejne części?

Wybór adaptacji drugiej książki z serii nie jest oczywiście przypadkowy - to prawdopodobnie najlepsze wprowadzenie w przygody Pana Samochodzika, a i fabularnie udało się tu napisać całkiem niezłą historię. Oczywiście nie brakuje w niej naiwności, drogi na skróty i uproszczeń, ale całość wypada całkiem nieźle. Względem pierwowzoru jest naprawdę sporo zmian, także w przypadku poszczególnych bohaterów, a twórcy nie powstrzymywali się przed unowocześnieniem wielu wątków. Czasami wychodzi to dość pokracznie i wygląda na wymuszone, w innych sytuacjach wkomponowano to w historię dość zgrabnie. Historii na kartach książek nie brakuje, ale nie wydaje mi się jednak, by widownia miała oszaleć na punkcie nowego "Pana Samochodzika" i z wypiekami na twarzy wyglądała kolejnych części.

Premiera dziś na Netflix.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu