Recenzje gier

Pamiętacie Pac-Mana? Wraca w formie z najstraszniejszych koszmarów

Bartosz Gabiś
Pamiętacie Pac-Mana? Wraca w formie z najstraszniejszych koszmarów
Reklama

Bandai Namco świętuje 45 urodziny Pac-Man i bardzo trudno tego nie zauważyć. Firma robi wszystko, aby światu przypomnieć o tej marce, wciskając ją gdzie się tylko da, czego efektem są kolaboracje odświeżenia iiii... Shadow Labyrinth, gra której się nie spodziewaliście, że może powstać.

Namco naprawdę chce, żebyśmy się wciągnęli w nostalgiczną podróż z Pac-Manem i wpadli w szaleństwo zakupów. Dosłownie idzie się potknąć o kolejne kolaboracje od tak oczywistych jak ta z Atari, która przywraca grę na kultowej konsoli w wyjątkowej edycji, czy specjalny symulator w Robloxie, aż po tak szalone jak... Książka kucharska?! Z tego powodu jednocześnie zdziwi i nie zdziwi fakt powstania nowej gry z kultową postacią, lecz takiej jakiej nikt by się nie spodziewał. Jest mrocznie, brutalnie i pytanie – czy potrzebnie?

Reklama

Shadow Labyrinth – Pac-Man zrobił się mroczny i straszny w metroidvanii

Bandai Namco

Shadow Labyrinth to tytuł, który już na etapie zapowiedzi wzbudził niemałe zaskoczenie. W końcu trudno było przewidzieć, że ikoniczny żółty bohater, kojarzony dotąd z kolorowymi labiryntami i prostą rozgrywką, zostanie wrzucony w świat pełen ciemności, przemocy i sci-fi z gatunku metroidvanii. Gra czerpie garściami z klasyków gatunku, takich jak Super Metroid, czy z dzisiejszych czasów Hollow Knight, próbując łączyć elementy eksploracji, walki i rozwoju postaci z wyraźnie zarysowaną, choć mocno wtórną, stylistyką. Brzmi szalenie, więc każdy, kogo odepchnął taki chwyt, jest całkowicie usprawiedliwiony. W końcu czy marka będąca prawie pół wieku na rynku potrzebuje bycia wciśniętą w coś z zupełnie innej bajki?

Przedsmak tego co czeka w grze, wiele osób już miało podane w postaci przepięknego, lecz wciąż po prostu gloryfikowanego materiału marketingowego w postaci jednego z odcinków antologii filmów krótkometrażowych Secret Level dostępnej dla subskrybentów Prime Video. To właśnie w odcinku Pac-Man: Circle dochodzi do spotkania Pac-Mana z niespodziewanym gatunkiem makabrycznego horroru akcji. Przez około 10 minut, widzowie obserwują bohatera z mieczem, któremu towarzyszy słynna żółta postać, nagabująca bezimienną postać do pożerania bez opamiętania kolejne ofiary. Producent nie ukrywa, że była to metoda na wzbudzenie zainteresowania nadchodzącą grą, która zdecydowanie nie może się pochwalić tak wybitną animacją jak uczynił to odcinek serii. Jednakże doskonale oddaje jej nastrój, a pewnie o to chodziło najbardziej?

Od pierwszych minut widać, że Bandai Namco postawiło na zupełnie inny klimat niż ten, do którego przyzwyczaiły wcześniejsze odsłony Pac-Mana. Zamiast kolorowych plansz i radosnego „waka-waka” (dźwięk wydawany przez postać pożerającą kolejne "pastylki"), gracz zostaje wrzucony w ponure korytarze labiryntu, gdzie zamiast duchów na drodze stają groteskowe potwory i mechaniczne konstrukty. Bohaterem nie jest już sam Pac-Man, lecz miecznik No. 8 – niemal niemy wojownik prowadzony przez PUCKa, czyli mechanicznego towarzysza do złudzenia wyglądającego jak klasyczny Pac-Man (jego imię zaś jest nawiązaniem do tego, pod jakim jest znany w Japonii). Czy to się mogło w ogóle udać?

Raczej bez grama zdziwienia, to jest po prostu metroidvania

Rozgrywka od początku podąża znajomym torem dla każdego, kto miał styczność z metroidvaniami. Eksploracja rozległych lokacji, powolne odblokowywanie nowych umiejętności i powrót do wcześniej niedostępnych miejsc to podstawa Shadow Labyrinth. Niestety, już po kilku godzinach można zauważyć, że to, czego się obawialiśmy od początku, jest prawdą. Projekty poziomów oraz przeciwników nie oferują niczego, co zapadałoby w pamięć. Lokacje są do siebie szalenie podobne, a ich układ często sprawia wrażenie losowo generowanego tylko po to, aby po prostu stworzyć tytułowy labirynt, bez większego sensu.

Nużący i do tego przestarzały obowiązek

Przeciwnicy to jest bardzo ciekawa, chociaż negatywna sprawa. To jest w końcu gra, więc nikogo nie zdziwi, że się wielokrotnie powtórzą te same jednostki. To co szokuje i smuci jednocześnie to fakt iluzji ich różnorodności. Czy w zależności od lokalizacji spotka się dopasowanych do jej natury wrogów? Jak najbardziej! Jednak już po kilku chwilach dociera do gracza, że to jest postać z podziemia czy lasu, lecz w nowych szatach. To ten sam układ i rodzaj ataków, który poznano wcześniej. Wrażenie niedopracowania potęguje także fakt, że wiele elementów wydaje się być przemyślanych, lecz niedokończonych jakby czasu było tylko na to, aby całość działała. Do tego system obrażeń jest maksymalnie archaiczny, czemu nie pomagają niejasne hitboxy. Często wystarczy się znaleźć obok przeciwnika – szczególnie bossa – aby stracić życie przez to, że został dotknięty. W ścisku jest to szalenie irytujące.

Mechanika walki również nie zachwyca i ogranicza się raczej do komba raz-dwa-trzy, polegającego na po prostu naciskaniu tego samego przycisku. Początkowo jest to jedyna opcja, ale z czasem jednak dochodzą inne umiejętności – air dash, parowanie, hak z liną – które mają w teorii urozmaicić starcia. W praktyce jednak większość z nich nie wnosi zbyt wiele do rozgrywki, a walka niemalże od razu się staje powtarzalna. Bossowie, choć wizualnie przyciągają uwagę, rzadko zmuszają do zmiany strategii, a ich ataki są łatwe do przewidzenia. W rezultacie nawet najbardziej widowiskowe starcia nie pozostają w pamięci na dłużej i stają się tylko mozolnym obowiązkiem. Na pocieszenie zostaje efekciarska scena pożarcia zwłok pokonanego wroga, gdy z czeluści No. 8 wychodzi Pac-Man z kart horroru i w makabrycznej scenie pochłania bossa. NIm do tego jednak dojdzie, starcia mogą być tymi z gatunku podnoszących ciśnienie.

Ktoś tu chyba sztucznie dźwignął trudność

Gdyż podczas eksploracji uwagę zwróci na pewno system checkpointów, który, zamiast ułatwiać zabawę, często ją psuje. Otóż są dwa rodzaje: większy i mniejszy punk zapisu (tylko po ich użyciu gra się zapisuje). Obydwa pozwalają na przemieszczanie się pomiędzy innymi, większymi, które jako jedyne odnawiają zapas całkowitego uleczenia postaci. Mniejsze jedynie umożliwiają transport i zapis. Co stworzy problem w trakcie gry. Bowiem po drodze, dla urozmaicenia, gracz się znajdzie w niespodziewanym pokoju bossa lub większego wyzwania. I naprawdę, są niespodziewane, więc trzeba się liczyć z tym, że wejdzie się do tego pomieszczenia dosłownie na trzy uderzenia, a to oznacza, ze pora na bezbłędną grę.

Reklama

Może się zrobić nerwowo, zwłaszcza gdy po śmierci trzeba pokonać te same, mało interesujące fragmenty mapy i nawet z 40 sekund iść do lokacji z przeciwnikiem, bez opcji odnowienia życia w trakcie walki. W efekcie, zamiast satysfakcji z odkrywania nowych miejsc, pojawia się znużenie, zdenerwowanie i poczucie straconego czasu. Zupełnie jakby ktoś chciał dźwignąć trudność w sposób wyprany z wyobraźni i frajdy.

Niestety i platformowe elementy pozostawiają wiele do życzenia. Nie ma tutaj mowy o precyzji rodem Hollow Knighta, Metroida, Mario czy Axiom Verge'a. Trudno to wyjaśnić, ale nawet skoki są zbyt nieintuicyjne.

Reklama

Pac-Man zgłasza swoją obecność

W postaci Pac-Mana również da się walczyć i zdobywać cenną walutę

Na szczęście w Shadow Labyrinth nie zabrakło nawiązań do klasycznego Pac-Mana. W wybranych fragmentach gry pojawiają się sekcje, w których gracz przejmuje kontrolę nad PUCK-iem poruszającym się po neonowych szynach, zbierając punkty i unikając przeszkód w stylu oryginalnych labiryntów. Te momenty, choć krótkie, są zdecydowanie najciekawsze i najlepiej oddają ducha pierwowzoru. Można się spotkać z surową krytyką walk odbywających się w ten sposób, lecz trudno powiedzieć czy jest ona trafiona. To prawda, że ograniczenie skoku wyłącznie do trzech stron stanowią wyzwanie, lecz jest to jedno z niewielu urozmaiceń, które dodaje tak potrzebnej różnorodności do starć z przeciwnikami. Szkoda tylko, że stanowią one zaledwie przerywnik w znacznie bardziej rozwleczonej, monotonnej całości.

Innym hołdem są specjalne segmenty... I jest to najlepsze co ta gra ma do zaoferowania, co więcej, to właśnie tym powinna być osobna gra. Miecznik jest przenoszony na plansze wypełnioną neonowymi liniami i tłem. To właśnie na nich dochodzi do transformacji klasycznej gry, czyli właśnie tego, co porwało ludzi i stworzyło legendę marki. Muzyka osiąga tutaj swój szczyt, a czas traci znaczenie, bowiem liczy się tylko ta arcade'owa frajda rodem Pac-Man Chempionship Edition DX. Namco całkowicie pomyliło priorytety, wystarczy spojrzeć na zwiastun powyżej.

Kolejnym elementem, który miał wyróżniać grę, jest system transformacji w mecha. Po naładowaniu specjalnego paska można na chwilę zamienić bohatera w potężną machinę, co pozwala szybko rozprawić się z przeciwnikami lub bossami. Mechanika ta jednak nie została w pełni wykorzystana – często brakuje okazji do jej sensownego zastosowania, a konieczność żmudnego ładowania paska przez „pożeranie” pokonanych wrogów tylko wydłuża czas rozgrywki bez realnej satysfakcji. Nie mówiąc, że walka w tej postaci ogranicza się do powtarzalnego wciskania przycisku ataku.

Ani fabuła, ani grafika, to po co w ogóle?

Ten tytuł nie jest łatwym zadaniem, jej przejście może wynieść nawet 40 godzin, a na domiar nie oferuje fabuły, która jest tego czasu warta. Każdy kto w swoim życiu już pograł w tytuły sci-fi i obejrzał ze dwa filmy – wie już wszystko, co się wydarzy. Jednakże chyba największym problemem tej pozycji jest to, że ogólnie to nie robi niczego przesadnie źle. Czy w przestarzały sposób lub niezbalansowany? Tak. Czy gorzej niż wiele innych tytułów zalewających cyfrowe sklepy? Nie. Prawdopodobnie osoby świeże w tym gatunku, będą nawet zadowolone. Tym bardziej, że cena to 129 złotych i coś o tych rozmiarach może ją usprawiedliwić. Wersja Deluxe to 40 złotych więcej i dostęp do ścieżki dźwiękowej wraz z artbookiem.

Shadow Labyrinth
plusy
  • Elementy z Pac-Manem są doskonałe;
  • Dobra na start z metroidvanią;
  • Odważne podejście do marki.
minusy
  • Elementy platformowe bez szału i do dopracowania;
  • Jaka fabuła?;
  • Wtórna grafika rodem z gier flash;
  • Za rok o niej zapomnimy.

Shadow Labyrinth to gra, która miała potencjał na odważne odświeżenie marki Pac-Man, ale ostatecznie zatrzymała się w pół drogi. Mroczna stylistyka, duży świat i eksperymenty z mechaniką nie wystarczyły, by stworzyć produkcję, która na długo zapadnie w pamięć. Zamiast tego otrzymaliśmy tytuł przeciętny, zbyt długi i pozbawiony wyrazistego charakteru, który sprawia wrażenie, jakby powstał tylko po to, by podkreślić jubileusz marki, a nie z prawdziwej potrzeby stworzenia czegoś nowego i wartościowego. Wielka szkoda, bo ma swoje momenty, ukazujące, że moglo z tego być coś więcej.

Reklama

Gra już jest dostępna Nintendo Switch, Switch 2, PlayStation 5, Xbox Series S|X i PC 

 

Gra została udostępniona przez wydawcę w wersji na Xbox Series X

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama