Felietony

OnePlus chce wrócić do korzeni. Prawda, czy tylko marketingowa ściema?

Mirosław Mazanec
OnePlus chce wrócić do korzeni. Prawda, czy tylko marketingowa ściema?
Reklama

Wczorajsza premiera modelu 10T była bardzo interesująca. Ale bynajmniej nie z powodu samego telefonu…

Po pierwsze intrygujące jest to, że w ogóle do niej doszło. Choć jak się okazuje, nie do końca.

Reklama

Wielka polityka

Nie dalej jak w tym tygodniu motorola odwołała w ostatniej chwili premierę nowego modelu razr i X30 Pro, która miała się odbyć w Chinach. Moto jest własnością chińskiego Lenovo, główną siedzibę ma w Chicago, a stosunki na linii USA Chiny są napięte jak postronek z powodu Tajwanu. Smartfony mam nadzieję zobaczymy na rynku, tylko pytanie kiedy.

Co to ma wspólnego z OnePlus? Oczywiście firma jest Chińska, należy do giganta BBK, ale bardzo mocno stawia na Stany. W ojczyźnie miała się odbyć wczoraj premiera modelu Ace Pro – czyli bliźniaka 10T. Została jednak w ostatniej chwili odwołana, z nieznanych powodów. Ta w Nowym Jorku doszła do skutku, ale napięcie na linii Chiny USA może mieć jeszcze jakieś przełożenie na świat smartfonów. Niestety.

Wracając zaś do OnePlus

Przez kilka ostatnich lat marka zmieniła się diametralnie. Z firmy dla „smartfonowych freaków” która wypuszcza dwa modele rocznie, stała się po prostu kolejnym producentem zalewającym rynek telefonami z każdej półki cenowej. W dodatku bardzo często bliźniaczymi z różnymi modelami OPPO  – obie marki należą do BBK. Do tego doszło odejście jednego z jej założycieli, Carla Pei, który stworzył Nothing,  próby łączenia kultowego OxygenOS z ColorOS od OPPO…

Za to wszystko przeprosił wczoraj ze sceny wiceprezes OnePlus w Ameryce Północnej Christian Andersen. Uderzył się w pierś a odkupieniem grzechów i rekompensatą dla fanów za stracone ostatnie lata ma być model 10T. Który jest powrotem do korzeni i wszystkiego, co dla starego OnePlus było najważniejsze. Czyli wydajności oferowanej w atrakcyjnej cenie.

Czy to się firmie uda? I przede wszystkim – skąd taka zmiana koncepcji? I co się za nią kryje?

Moim zdaniem odpowiedź jest jedna. Mówienie o powrocie do korzeni brzmi świetnie. Ale za tym kryją się po prostu pieniądze.

BBK ma w swoich rękach gigantyczne OPPO i OnePlus z którym zdecydowanie nie wiedziało, co zrobić. Zamknąć – szkoda. Inwestować w rozwój w tak niepewnych czasach – też bez sensu. Więc powrót do korzeni czyli inwestowanie w wydajność, bez kosztownej optyki z najwyższej półki, wydaje się bardzo dobrym z biznesowego punktu widzenia rozwiązaniem.

Reklama

Nie bez powodu ponad godzinna prezentacja głównie poświęcona była właśnie wydajności – czyli procesorowi i zaawansowanym systemom chłodzenia, oraz oprogramowaniu.

O zdjęciach było niewiele. A przecież to OnePlus jako pierwszy podpisał umowę z Hasselblad, dopiero potem zrobiło to OPPO. Tymczasem nazwy szwedzkiego koncernu na próżno szukać na pudełku czy obudowie 10T. W tegorocznym 10 Pro optyka jest na najwyższym poziomie, w 10T jest na poziomie średniaka. I to takiego bardziej średniego, z kamerą szerokokątną o rozdzielczości 8 MP… Tylko obiektyw główny jest ok., to sensor Sony IMX766 znany z 10 Pro.

Reklama

A może raczej cięcie kosztów?

Kolejna rzecz. Wyróżnikiem OnePlus był alert slider, czyli suwak na krawędzi którym w wygodny sposób można było zmieniać profile dźwiękowe. Niby „głupotka” ale to właśnie z jej powodu wiele osób nie mogło się rozstać ze swoimi OnePlusami. Bo to niesłychanie wygodne rozwiązanie. Czy znajdziemy je w 10T? Niestety nie. Jak to się ma do stwierdzenia o „powrocie do korzeni”? Średnio. Ale do cięcia kosztów już jak najbardziej.

Oszczędności w 10T jest zresztą więcej. Brak ładowania indukcyjnego, czym na prezentacji się nie chwalono. Inaczej niż ładowaniem „po kablu”, gdzie ładowarka ma moc aż 150W i jest w stanie naładować smartfon do 30 proc. w 3 minuty.

Brak normy IP 68, ale to u OnePlus jest regułą, tylko 10 Pro był w tej dziedzinie wyjątkiem.

Te wszystkie cięcia pozwoliły zaoferować 10T w dość korzystnej cenie. Bo tak należy chyba patrzeć w dzisiejszych czasach na kwoty wynoszące 699 i 799 euro – co w przeliczeniu na złotówki daje około 3300 i 3800 zł. Choć oczywiście chciałoby się mniej. Dokładną polską cenę poznamy w przyszłym tygodniu. A recenzję 10T, który oczywiście mamy w redakcji, szykuje już dla was Tomek Popielarczyk.

Zobaczymy, co będzie dalej

Czym tak naprawdę jest więc teraz OnePlus? Prawdziwym testem będzie ilość wypuszczanych urządzeń. Jeśli marka skupi się na dwóch, trzech czy nawet czterech dopracowanych smartfonach, których wyróżnikiem będzie wydajność, będzie można mówić o jakimś powrocie do ideałów, czy raczej starego, sprawdzonego biznesowego modelu. Jeśli jednak na rynek zaraz trafią kolejne OnePlusy klasy budżetowej czy średniej, to bicie się w piersi i przepraszanie fanów będzie po prostu ściemą i rozpaczliwą próbą ratowania biznesu.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama