Mobile

Okazuje się, że HTC potrafi jeszcze sprzedawać smartfony

Maciej Sikorski
Okazuje się, że HTC potrafi jeszcze sprzedawać smartfony
Reklama

Za kilka dni czeka nas premiera nowego flagowca HTC, następcy modelu One. Wiele wskazuje na to, iż zdążyliśmy już poznać wygląd, dane techniczne oraz ...

Za kilka dni czeka nas premiera nowego flagowca HTC, następcy modelu One. Wiele wskazuje na to, iż zdążyliśmy już poznać wygląd, dane techniczne oraz część bonusów sprzętu, istnieje ryzyko, że podczas prezentacji tajwański producent nie wbije nas w ziemię niespodziankami. Warto jednak poczekać – a nuż będzie inaczej. Do tego czasu wypada wspomnieć o innym produkcie (kto wie, niedługo może nawet pakiecie produktów), który przykuł uwagę branżowych mediów.

Reklama

Zacznę przewrotnie, od konkurencji HTC, ale zapewniam, że oba wątki sporo łączy. Pod koniec ubiegłego tygodnia pisałem o sukcesie Nokii, której udało się osiągnąć niezły wynik przedsprzedaży modelu X w Chinach. Na podstawie informacji, którymi pochwaliła się firma (ponad milion zamówień w zaledwie cztery dni) można było stwierdzić, że korporacja na odchodne wraca do wysokiej formy. Pojawiły się oczywiście komentarze przekonujące, iż fińska legenda mogła się wcześniej zdecydować na zielonego robota i dzisiaj znajdowałaby się w znacznie lepszej formie, niż jest obecnie. Ile w tym prawdy? Na to pytanie po prostu nie można odpowiedzieć – materiał nieweryfikowalny i można jedynie bawić się w przypuszczenia.

Jednak osiągnięty przez Nokię wynik przedsprzedaży modelu X wzmacniał argumenty przeciwników sojuszu Microsoftu i Nokii. To już nie były wymysły osób uczulonych na giganta z Redmond/miłośników Google, ale twarde dane. Po kilku dniach okazało się, że wcale nie są one takie twarde. Na liczniku przedsprzedaży może i pojawiła się liczba milion i osiągnięto ten wynik w zaledwie kilka dni, ale nie wspomniano o tym, że… kliknięcie do niczego nie zobowiązywało. Nie było ono jednoznaczne z wpłaceniem pieniędzy (ani całej kwoty, ani nawet jej części), klient nie zapewniał też, że kupi sprzęt. Kliknąć mógł każdy (nawet kilka razy), a zachęcała do tego możliwość wygrania Nokii X. To rzuca nowe światło na optymizm wyrażany przez Nokię.


Z jednej strony, nie można oczywiście wykluczać, że smartfon cieszyłby się zainteresowaniem, gdyby klienci musieli za niego zapłacić lub przynajmniej podać swoje dane i czekać na pojawienie się urządzenia na rynku. Przecież ten sprzęt stanowi pewne novum i zapewne jest w stanie skupić na sobie uwagę – chociażby za sprawą logo legendarnej firmy i niecodziennego rozwiązania systemowego. Do wielu osób bardziej przemawia jednak druga strona medalu – wynik osiągnięty przez słuchawkę X jest sztucznie napompowany i zapewne ma niewiele wspólnego z realnym popytem. Kolejna nieweryfikowalna kwestia? Wręcz przeciwnie – smartfon niedługo trafi do sprzedaży i okaże się, czy eksperyment fińskiej korporacji był wyczekiwany.

Co ma do tego HTC? Otóż tajwańska korporacja również pochwaliła się sporą liczbą zamówień na swój smartfon Desire 816. Także i w tym przypadku przebijane były granice kolejnych setek tysięcy zamówionych smartfonów, w końcu przekroczono tę z napisem milion. Zapewne nie zaskoczę Was informacją, że kliknięcie preordera nie wiązało się z wpłacaniem jakichkolwiek pieniędzy. Na dobrą sprawę każdy mógł się bawić w ten sposób bez ryzyka, że potem konieczne będzie wyciągniecie portfela. Wynik niby fajny, ale niewiele on daje HTC. Trzeba poczekać na oficjalną sprzedaż? I tu niespodzianka – czekać nie trzeba, bo już ruszyła. Ruszyła i zaskoczyła.

W sprzedaży pojawiło się 50 tys. sztuk smartfonu Desire 816 i… partia rozeszła się w ciągu 10 minut. Takim rezultatem zaskoczeni byli chyba wszyscy – do tej pory partie telefonów sprzedanych w kilka minut kojarzyły się np. z chińskim Xiaomi. O blasku i sile HTC niektórzy zdążyli już zapomnieć. Okazuje się jednak, że ta marka może nadal przyciągać. Firma chce to wykorzystać i już szykuje kolejną partię (ma być dostępna jutro). Ciekawe, czy i ten rzut rozejdzie się w tak krótkim czasie? Jeśli tak, to producent będzie miał powody do zadowolenia, a to ostatnio rzadki motyw w szeregach tajwańskiego gracza.


Część z Was zastanawia się zapewne, czym właściwie jest model Desire 816, więc warto przypomnieć. Przypomnieć, ponieważ już o nim pisaliśmy – HTC przywiozło ten sprzęt do Barcelony na targi MWC. W wielkim skrócie można napisać, że to fablet w atrakcyjnej cenie. Na rynku chińskim dostępny jest za około 310 dolarów. Co klient otrzymuje za te pieniądze? Model wyposażony m.in. w czterordzeniowy procesor Qualcomm Snapdragon 400 o taktowaniu 1,6 GHz (plus grafika Adreno 305), 1,5 GB pamięci operacyjnej oraz 5,5-calowy wyświetlacz Super LCD2 o rozdzielczości 1280×720 pikseli (267 ppi). Na pokładzie znalazło się także 8 GB pamięci wbudowanej (jest gniazdo na karty microSD), dwa aparaty (główny 13 Mpix oraz przedni 5 Mpix) i akumulator o pojemności 2600 mAh. Sprzęt o grubości blisko 8 mm i wadze 165 g posiada głośniki stereo oraz slot na kartę nanoSIM.

Reklama

Duży smartfon (w Azji jest to pożądany rozmiar telefonu) ze średniej półki, wyglądem nawiązujący do flagowca. Niby proste, a korporacji HTC sporo czasu zajęło stworzenie takiego modelu i wprowadzenie go do sprzedaży. Prawdopodobnie w dużej mierze wynika to z braku długofalowej strategii, którą sumienni realizowano by przez kilka lat. Niejednokrotnie pisałem o tym, iż największym problemem tajwańskiej korporacji jest brak zdecydowania – decyzje dotyczące rozwoju firmy i jej priorytetów były dość często zmieniane, a to po prostu nie mogło się przełożyć na dobre wyniki sprzedaży.

W pierwszej połowie lutego prezes HTC, Cher Wang przyznała, że problemem producenta w roku 2013 było skupienie się wyłącznie na flagowcu i odpuszczenie średniej półki produktowej. Nie pozostało zatem nic innego, jak naprawić ten błąd w roku 2014. I wedle zapowiedzi top menedżerów korporacji, w tym roku nacisk na modele w cenie od 150 do 300 dolarów będzie znacznie większy. Po prezentacji słuchawki Desire 816 widać, że firma póki co dotrzymuje słowa i odnosi z tego tytułu korzyści. Tym jednym urządzeniem rynku jednak nie zwojują. Na szczęście (dla HTC) są też inne produkty.

Reklama


Wraz z Desire 816 do Barcelony przywieziono smartfon Desire 610. W tym przypadku producent postawił na 4,7-calowy wyświetlacz w rozdzielczości 960x540 pikseli, czterordzeniowy procesor Qualcomm Snapdragon 400 o taktowaniu 1,2 GH oraz 1 GB pamięci operacyjnej i 8 GB pamięci wbudowanej (możliwość rozszerzenia z pomocą kart microSD). A na tym nie koniec – jest jeszcze model Desire 310, o którym też niedawno pisałem, a który w Polsce ma się pojawić w kwietniu w cenie około 570 złotych. W branżowych mediach już wspomina się o Desire 516, czyli kolejnym tanim modelu z dużym ekranem. Pisząc krótko: dzieje się.


I dziać się musi – od dawna. HTC powinno było wprowadzić te modele do sprzedaży już w roku ubiegłym i to na samym jego początku. Być może wówczas nie uderzyliby o sprzedażowe dno i nie zanotowaliby strat. Nie ma jednak co płakać nad rozlanym mlekiem – trzeba po prostu zrobić wszystko, by wspomniane smartfony teraz sprzedawały się dobrze. Jeżeli jednak korporacja znowu postanowi przedefiniować swoją strategię i ktoś z wierchuszki producenta stwierdzi za parę miesięcy, że skupiają się jedynie na flagowcu, to w tym samym dniu będzie można postawić krzyżyk na popularnym niegdyś HTC.

Zbliżająca się wielkimi krokami premiera następcy modelu One z pewnością będzie dla firmy ważnym wydarzeniem i korporacja musi stanąć na głowie, by ten model zyskał na popularności, by stanowił rozpoznawalną wizytówkę producenta i lokomotywę dla pozostałych urządzeń z ich oferty. Jednocześnie nie należy jednak zapominać o średnim segmencie cenowym (najniższa półka ma być odpuszczona i jest to chyba słuszna decyzja), na którym również można zarabiać wielkie pieniądze – przecież Samsung nie czerpie swoich zysków wyłącznie ze sprzedaży flagowców. Miejmy nadzieję, że ta wiedza została już przyswojona przez HTC i teraz zrobią z niej użytek.

Reklama

Źródła grafiki: gadgets.ndtv.com, hi-tech.mail.ru, clove.co.uk

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama