Felietony

Gdybym chciał, mógłbym teraz sterować ogrzewaniem w jakimś domu na Śląsku

Maciej Sikorski
Gdybym chciał, mógłbym teraz sterować ogrzewaniem w jakimś domu na Śląsku
5

Kojarzycie pewnie filmy, w których pokazano, jak można zhackować komuś inteligentne oświetlenie, nie brakuje doniesień o takich akcjach, klienci są przestrzegani. Ale prawdziwa fala problemów z tej działki dopiero przed nami, urządzenia z bliskiego otoczenia będą coraz częściej podłączane do Sieci. Dotyczy to np. kotłów grzewczych. Niedawno miałem okazję oglądać aplikację do takiego urządzenia. Właścicielka pewnie nie wie, że na przykładzie jej instalacji dokonuje się prezentacji...

Pisałem kilka dni temu, że po remoncie mogę śmiało powiedzieć, iż instytucja polecenia nie umarła, a specjalistów nadal można znaleźć poza Siecią, że to medium jest dla nich zbędne. Krótko po publikacji rozmawiałem ze specem od ogrzewania, zakończył pracę, tłumaczył co i jak działa. W pewnym momencie usłyszałem, że jeśli chcę, powinienem zainwestować w dodatki do swojego kotła.

-Pan ma wersję bazową. Niby mniej awaryjna, ale też z ograniczonymi możliwościami, bez bajerów. A można sobie uprościć sterowanie, trzeba zainwestować w elektronikę.
-A jaki jest koszt takiej imprezy?
-To zależy: podstawa kosztuje jakieś trzy stówki, ale można wydać znacznie więcej, nawet ponad tysiąc złotych.
-I co dostanę za ten tysiąc?
-No to już będzie bardzo nowoczesny system, zdalne sterowanie z każdego miejsca, wszystko na smartfonie, wystarczy aplikację zainstalować i można się bawić kotłem i instalacją będąc w innym mieście. Pokażę panu.

W tym momencie specjalista wyciąga smartfon z kieszeni. Na początku myślałem, że ma jakieś demo, że producent przygotował materiał do pokazów. Ale nie - okazało się, że fachowiec pracuje na prawdziwej instalacji... w prywatnym domu.

-Ta pani mieszka w mieście X (podał nazwę), niedawno sobie założyła ten system, może z telefonu sterować ogrzewaniem w całej chałupie.

To nie koniec - spec wbił przy mnie hasło do jej konta. Teraz wystarczyłoby ściągnąć apkę i... Można u kogoś w domu zrobić tropiki lub skazać go na marznięcie.

Kobieta pewnie poprosiła fachowca, by zainstalował jej ową nowinkę, bo ona się nie zna, a ten postanowił skorzystać i teraz pokazuje w pracy, jak to cudo działa. Miał okazję i nie jest świadomy zagrożeń, raczej nie chce narobić kłopotów kobiecie. Klientka i tak się nie dowie. Bo niby jak?

Pokaz wartościowy, stwierdziłem, że całkiem fajne rozwiązanie, apka prosta i może przypaść do gustu. Zwłaszcza, gdy po kilku dniach wraca się do domu zimą i chce się wejść do ciepłego mieszkania. W tym wszystkim moją uwagę bardziej przykuł jednak wątek bezpieczeństwa, a właściwie jego braku. Instalator naraził klientkę na spore nieprzyjemności i stres, ona sama dała ku temu powód oddając pewne czynności w ręce obcej osoby. Czy zrobiłaby to z telefonem? Zakładam, że nie (chociaż i to nie jest pewne). Warto mieć przy tym na uwadze, że ta osoba nie jest wyjątkiem - prawdopodobnie reprezentuje sporą grupę klientów.

Wyobraźmy sobie teraz, że do naszej rzeczywistości masowo wkracza inteligentne oświetlenie czy ogrzewanie w domach, że RTV i AGD sterujemy z poziomu sprzętu mobilnego, ale kwestie bezpieczeństwa w tych przypadkach schodzą na dalszy plan (to dotyczy także producentów). Łatwo sobie wyobrazić, że będzie przybywać żartów, jakie ci bardziej zinformatyzowani będą fundować tym mniej obeznanym z nowymi technologiami. Laikom lub po prostu ignorantom. Łatwo sobie także wyobrazić, że od żartów można przejść do czegoś mocniejszego. I nie chciałbym tu roztaczać jakichś apokaliptycznych wizji. Po prostu wyobrażam sobie minę użytkowniczki wspomnianej aplikacji, której ktoś zmieni hasło i zacznie się bawić kotłem.

Znowu społeczeństwo może nie nadążyć za producentami. Ci ostatni dostarczą nam nowoczesne produkty, łatwe i przyjemne w obsłudze, ale do ludzi dopiero po jakimś czasie dotrze, że i w tym przypadku są pewne "haczyki".

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

aplikacjainteligentny dom