Połowa listopada 2015 roku wstrząsnęła zachodnim światem, w Paryżu dokonano zamachów, które doprowadziły do śmierci prawie 140 osób, kilkaset kolejnych odniosło rany. Tragedia, za którą stali islamscy ekstremiści, wywołała wówczas pytania o to, czy jesteśmy bezpieczni, czy służby działają prawidłowo czy prowadzona przez nie inwigilacja ma sens. Wczoraj zadawałem sobie te pytania po tym, jak usłyszałem w radio, że telefon komórkowy jednego z zamachowców znalazł się w rękach policji na długo przed zamachami. Tyle, że... zaginął na komisariacie.
Telefon zamachowca z Paryża zaginął w komisariacie. Na długo przed atakami...
Wiadomość zasłyszana w radio była tak niewiarygodna, że postanowiłem ją zaraz sprawdzić w Sieci. Trafiłem na stronę rmf24.pl i okazało się, że dobrze zrozumiałem serwis radiowy: przez belgijskie media przetacza się burza po tym, jak odnaleziono komórkę zagubioną kilka kwartałów temu.
Telefon należał do Brahima Abdeslama, terrorysty, który jesienią wysadził się w Paryżu. Urządzenie trafiło w ręce policjantów na początku 2015 roku. Służby podejrzewały wówczas Abdeslama o chęć wyjazdu do Syrii, interesowali się nim antyterroryści, a zatrzymania dokonano w związku z handlem narkotykami. Prawdopodobnie doszłoby do sprawdzenia zawartości telefonu, ale ten "wyparował". Nie znam szczegółów dotyczących wypuszczenia podejrzanego, lecz powszechnie znane są efekty tej decyzji. Możliwe, że należało ją podjąć, że brakowało dowodów itd. Jednocześnie jednak istnieje możliwość, że Abdeslam zostałby zatrzymany na dłużej, przygotowania do zamachów zostałyby udaremnione, gdyby udało się przejrzeć zawartość telefonu terrorysty. Gdyby...
Po kilku kwartałach, rok po zamachach, komórka znalazła się - leżała pod stertą dokumentów:
Skandal jest tym większy, że komórkę zgubiono, a teraz odnaleziono w komisariacie w Molenbeek, czyli w dzielnicy Brukseli, którą okrzyknięto wylęgarnią terrorystów.[źródło]
Pojawią się oczywiście głosy, możliwe, że całkiem słuszne, iż takie rzeczy nie dzieją się przez przypadek, że ktoś musiał "pomóc" komórce trafić pod tę stertę dokumentów i pilnował, by spod niej nie wyszła. Ale z drugiej strony: czy wielkim zaskoczeniem byłoby zwyczajne niedbalstwo? Sprzęt przywalony papierzyskami, których pewnie nikt nie ruszał, nawet, jeśli kiedyś został znaleziony, to był przerzucany z miejsca na miejsce, bo policjanci nie wiedzieli, co z tym fantem zrobić: to nie moja komórka, więc nie będę się nią interesował. Za tą wersją przemawia fakt, że urządzenie odnaleziono - czy ktoś pozwoliłby mu tam leżeć, gdyby zależało mu na zniknięciu sprzętu? To byłaby już sprawa naprawdę grubymi nićmi szyta.
Nad tym nie zamierzam się rozwodzić, nie będę też spekulować, czy doszłoby do zamachów, gdyby nie owo zaniedbanie. Na zdarzenie patrzę pod kątem uszczelniania naszego bezpieczeństwa, dawania służbom kolejnych praw i narzędzi, by nas chronić. W Polsce przepchnięto kontrowersyjną ustawę antyterrorystyczną, rozszerzono możliwości w zakresie inwigilacji. W USA toczyła się batalia między FBI a Apple, które nie chciało odblokować telefonu zamachowca, na całym świecie do granic absurdu posuwane są np. kontrole na lotniskach. Przybywa kamer, podsłuchów, inteligentnych systemów śledzących obywateli itp. Wszystko po to, by było lepiej, by żyło się bezpieczniej. Oddajemy sporą cząstkę swojej wolności za zapewnienie, że dzięki temu będziemy nietykalni. My i nasze rodziny. A na końcu i tak ktoś gubi telefon człowieka, który podejrzewany jest o kontakty z terrorystami.
To woda na młyn przeciwników wszelkich zabezpieczeń, kontrolowania obywateli. Skoro system, zwłaszcza tak rygorystyczny czy wręcz opresyjny się nie sprawdza, to po co cały ten "garb"? Dajmy sobie spokój: zaoszczędzimy, niewinni ludzie nie będą śledzeni przez państwo, jednostka odetchnie pełną piersią. I chociaż daleko mi do tak radykalnych posunięć, to po głowie cały czas krąży myśl: ostatecznie i tak ktoś może zgubić telefon...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu