Kolejna afera w social mediach. Była wolontariuszka Geek Girls Carrots, Van Anh Damn opublikowała post, w którym sugeruje iż liderka tej organizacji, Kamila Sidor zarabia na działalności GGC, korzystając przy tym z pracy setki wolontariuszek. Kamila opublikowała swoją odpowiedź i swój punkt widzenia.
Przeczytałem obydwa wpisy i wszystkie komentarze i przyznam szczerze, że nie wiem do końca, o co w tym wszystkim chodzi. Fakty są takie, że okazało się, że Geek Girls Carrots nie jest organizacją NGO, tylko jednoosobową działalnością gospodarczą, założoną po to, by móc wystawiać faktury partnerom, z których GGC finansowała swoją działalność.
Czy to jest zgodne z prawem? Nie wiem. Czy to jest ok? Myślę, że tak, Kamila zdecydowała się na taką formę, jaką mogła w danej chwili, by móc rozwijać GGC. Koszty tej działalności nie są małe, jak widać na opublikowanym również raporcie za lata 2011-2014.
Problemem okazuje się fakt, że z całej organizacji tylko dwie osoby pobierają pensje, Kamila i jej asystentka. Za co? Za pełnowymiarowy czas pracy, przez cały miesiąc, organizację warsztatów, szkolenia, podróże, rozwój GGC w innych miastach i poza granicami kraju. To dziś prężna instytucja, rozpoznawalna na całym świecie. Zasługa to całej ekipy, nie udało by się to bez wkładu wolontariuszek, ale całemu przedsięwzięciu, cały swój czas poświęcały te dwie osoby. Czy powinny pobierać za to wynagrodzenie? Myślę, że tak.
Jak dla mnie to tylko wytykanie błędów, potknięć, szukanie haczyków czy zapisów w ustawach, bez refleksji i spojrzenia na rzeczywiste pobudki czy przesłanki poszczególnych działań. Wolontariuszki pracowały na rzecz organizacji z własnej i nieprzymuszonej woli, całość spinały te dwie osoby, koordynowały spore przedsięwzięcie, poświęcając na to cały swój czas. Jak dla mnie afera z niczego albo czegoś tutaj nie rozumiem.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu