Polska

Odsądzany od czci i wiary, ale internety wygrał - Wardęga

Jakub Szczęsny

Człowiek, bloger, maszyna do pisania. Społeczny as...

9

Jak zrobić furorę na YouTube? Trzeba mieć świetny pomysł i przemyślany budżet. Po tym należy postarać się o dobre wykonanie i "to coś". Coś, co powoduje potem, że przyciski lajków, łapek w górę, retweetów i udostępnień palą się do czerwoności. Ilu miało to wszystko? Wielu. Komu się udało? Na palcach...

Jak zrobić furorę na YouTube? Trzeba mieć świetny pomysł i przemyślany budżet. Po tym należy postarać się o dobre wykonanie i "to coś". Coś, co powoduje potem, że przyciski lajków, łapek w górę, retweetów i udostępnień palą się do czerwoności. Ilu miało to wszystko? Wielu. Komu się udało? Na palcach jednej ręki zliczysz. Wśród z nich znalazł się "nasz" - lubiany albo i nie - Sylwester Wardęga.

Sukces Spider Doga to efekt pranka nagranego trzy miesiące temu. Nikt wtedy nie spodziewał się, że klip Sylwestra zdobędzie taki sukces. Okazuje się bowiem, że film od SA Wardęga był najpopularniejszym filmem w serwisie YouTube. Nie w Polsce - ale na świecie. Tak, polska produkcja była najchętniej oglądanym filmem przez mieszkańców całego globu. Ponad trzy minuty straszenia "hybrydą psa i pająka". Wysokobudżetowe produkcje mogą przy tym się schować. Przynajmniej w statystykach.

Sylwestrowi należy tylko pogratulować naprawdę wielkiego sukcesu. Nie wiem, ile czasu włożył w stworzenie tego klipu. Budżetu także nie znam - ale zakładam, że wielkich nakładów finansowych na to nie przeznaczył. Z reguły nie oglądam takich rzeczy - ale cieszę się razem z nim. Szkoda, że nie wszyscy potrafimy się cieszyć.

Głupie, płytkie i puste

O filmie od Sylwestra można powiedzieć wiele. Nie można jednak stwierdzić, iż jest to "kino" dla ambitnego widza. Jest to raczej produkcja dla osób, które akurat wałęsają się w Internecie i szukają rozrywki w odmętach YouTube. Takich ludzi jest wielu - wieczorami do snu czytam sobie to i owo, czasem oglądam niezbyt wymagające filmy. Od bardziej angażujących mój umysł bodźców jest cała reszta dnia. Po całodniowym czytaniu Internetu, chadzaniu wszędzie z telefonem w dłoni mam ochotę "skonsumować" coś, od czego nie będę wymagał zbyt wiele.

Przyznam się Wam do czegoś. Spider Doga obejrzałem dopiero wczoraj. I wiecie, co? Nawet się uśmiechnąłem. Nie jest to "mój" typ humoru, ale widok kundelka z doczepionymi do tułowia pajęczymi odnóżami nieco mnie rozśmieszył. Zastanawiałem się, jak w ogóle Sylwester wpadł na taki pokręcony pomysł. Przyznajcie, do tego też trzeba mieć "jakiś" talent. Do dziś na przykład zastanawiam się, co siedzi w głowie takiego Bartka Walaszka, który stworzył Kapitana Bombę. Humor ostry jak papier ścierny i absurdalny do tego stopnia, że czasem mam wrażenie, że "Figo" to po prostu geniusz. We własnej dziedzinie. W takiej, w jakiej czuje się najlepiej.

Pamiętajmy, że Sylwester nie osiągnąłby takiego sukcesu, gdyby nie to, że na takie żarty jest zapotrzebowanie. To akurat "dziedzina" produkcji, która się nie nudzi. Oglądaliście kiedyś "Śmiechu warte"? Pamiętam jeszcze, jak przed starym telewizorem Schneidera (którego trzeba było raz na jakiś czas "tłuknąć", żeby odbierał) wraz z rodziną oglądałem wpadki i wypadki zwykłych ludzi. Zanosiliśmy się, aż strach. Ludzie chcą oglądać ten typ humoru. Stąd też tak wielka jest popularność tzw. "faili", gdzie swąd palonych włosów i wybite zęby są na porządku dziennym.

Sylwester wyczuł rynek. Chciał zrobić chwytliwy film na YouTube i udało mu się. Pomysł dobry, wykonanie również, a resztę zrobił Internet, który lubi "nieść" takie treści. Ludziom się spodobało, udostępnili... potem jeszcze dalej i dalej... aż Spider Dogowi stuknęło ponad sto milionów wyświetleń.

A może wypadałoby się ucieszyć?

Czytam komentarze na temat Wardęgi w Internecie. Przed oczyma staje mi "durny filmik". To nie jest tak, że Wardęga celuje w najniższe ludzkie instynkty. Daje nam jednak to, czego tak naprawdę chcemy. A człowiek od zarania dziejów życzy sobie przede wszystkim "chleba i igrzysk". Tylko właśnie pod nazwą owego chleba i turnieju niektórzy rozumieją co innego. Jeden zje kalmara i pójdzie do teatru, a drugi zamówi pizzę i obejrzy Wardęgę. Każdemu według jego widzimisię.

Ale są przecież jeszcze "durniejsze" klipy w Internecie. One nie znalazły się w gronie tych najbardziej utytułowanych w YouTube. Osobiście denerwują mnie klipy dotyczące Minecrafta. Pół biedy, jakby były prowadzone przez ludzi dojrzałych i starających się przekazać jakąś wiedzę grupie docelowej takich produkcji. W ogromnej większości znajduję tam jednak jedynie naparzanie klockami i regularne bitwy na bluzgi. To jest dopiero durne.

Oby nie skończyło się na batach - mam jednak wrażenie, że naszą typowo "polską" wadą jest ułomność w sensie trudności w cieszeniu się z sukcesu innych. Potrafimy solidaryzować się w sytuacjach dla nas tragicznych. Wtedy dochodzi do cudów - jednoczymy się, podajemy sobie ręce, razem płaczemy (czasem tylko po to, by po tym dalej dać sobie po twarzy). Gorzej jest jednak ze wspólnym przeżywaniem sukcesów. Nawet po wygranej z Niemcami dewaluowano sukces reprezentacji Polski wieszcząc rychłe przejście do codzienności, czyli masy straconych goli i głupich porażek. Wardędze zarzuca się, że stworzył coś głupiego i w sumie "fartnęło" mu się, że ludzie to chwycili i klip się przyjął.

Z drugiej strony jestem w stanie zrozumieć "drugą stronę barykady". Znają ciekawe, wnoszące więcej do życia człowieka klipy. Poruszające dokumenty, ambitne produkcje filmowe niezależnych twórców. Oni także mają rację, bo mają prawo uważać, iż to właśnie po ich myśli powinien wyglądać świat. I równie inaczej powinien przedstawiać się ranking YouTube. Realia są jednak inne - nie ma co się obrażać na Wardęgę. Trafił w to, co ludzie chcą oglądać. Pogratulujmy mu, chociażby z uwagi na to, że skala jego sukcesu jest naprawdę ogromna.

Ja szczerze gratuluję.

Grafika: 1, 2, 3

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

YouTubewardęga