Świat

Obama i banan, czyli Soczisty skandal w mistrzowskim wykonaniu

Maciej Sikorski
Obama i banan, czyli Soczisty skandal w mistrzowskim wykonaniu
Reklama

Prezydent Stanów Zjednoczonych (z żoną), mistrzyni olimpijska, banan, Twitter… Co to? Przepis na skandal. I to gruby skandal. Fakt, że niektórzy ludzi...

Prezydent Stanów Zjednoczonych (z żoną), mistrzyni olimpijska, banan, Twitter… Co to? Przepis na skandal. I to gruby skandal. Fakt, że niektórzy ludzie w Internecie wyłączają myślenie przestał mnie dziwić – w realu też to robią. Nadal nie mogę jednak zrozumieć, jakim cudem osoby publiczne, znane i śledzone w Sieci przez innych użytkowników same zgłaszają się na medialną dekapitację. Bo właśnie to zrobiła niedawno Irina Rodnina.

Reklama

Część Czytelników zada zapewne pytanie: kim jest Irina Rodnina? To radziecka łyżwiarka figurowa, multimedalistka, która zaledwie kilka dni temu wraz z Władisławem Tretiakiem zapaliła znicz olimpijski i tym samym dokonała otwarcia Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Soczi. Następnego dnia umieściła na Twitterze taki wpis:

Dawna gwiazda, impreza najwyższej rangi, przypomnienie idei towarzyszących Igrzyskom Olimpijskim – mogło być pięknie. Mogło, ale nie jest. Okazuje się bowiem, że pani Rodnina wcześniej zamieściła na Twitterze pewne zdjęcie, które u jednych wywoła śmiech, ale u innych zażenowanie. Sprawa zaczęła się we wrześniu ubiegłego roku, ale teraz została odświeżona, a przyczyniła się do tego sama mistrzyni. Przejdźmy do szczegółów.

We wrześniu ubiegłego roku Rodnina umieściła na swoim koncie na Twitterze zabawny (zdaniem niektórych) fotomontaż, na którym małżeństwo Obamów przygląda się z zaciekawieniem bananowi. Wrzucał nie będę, jeśli ktoś jest zainteresowany, to uzyska obrazek klikiem. Część z Was może to zdziwić, ale kolaż wywołał wówczas mieszane uczucia. Podniosły się glosy, iż była sportsmenka przesadziła i nie powinna żartować w rasistowski sposób. Rodnina zmierzyła się z krytyką: najpierw poinformowała, że dostała fotkę z USA, potem ją usunęła, ale jednocześnie napisała o wolności słowa i kompleksach krytyków.

Sprawa nie nabrała globalnego rozgłosu (przynajmniej tak mi się wydaje), ale w samej Rosji była oczywiście omawiana. Skomentowała ją amerykańska ambasada w FR – na ich Twitterze pojawił się cytat z Thomasa Jeffersona: Нетерпимость — болезнь, порожденная невежеством (w oryginale Bigotry is the disease of ignorance, w wolnym tłumaczeniu: Nietolerancja to choroba wywołana ignorancją). Zareagowali także niektórzy politycy, a skłonił ich do tego fakt, iż Rodnina… zasiada w rosyjskiej Dumie Państwowej (z ramienia rządzącej Jednej Rosji). Pewien deputowany stwierdził, że nie widzi nic złego w tym, iż Rodnina postrzega prezydenta USA jako miłośnika bananów.

Być może wszyscy zapomnieliby o tej mini aferze i machnęli ręką na postawę deputowanej, ale wątek postanowiła odświeżyć… sama Rodnina. Krótko po otwarciu Igrzysk Olimpijskich łyżwiarka przypomniała sobie, że prawie pół roku wcześniej ktoś włamał się na jej konto. Na Twitterze zamieściła następujące wpisy:

Reklama

Reklama

Przyznam, że po tych tweetach mam problem: czy lepiej wyjść na rasistę czy na durnia? Bo nie ulega wątpliwości, że poważnie nowego tłumaczenia odbierać nie można. Skoro Rodnina nie reagowała, gdy sprawę komentowała ambasada USA i jej koledzy parlamentarzyści, skoro nie krzyczała wówczas głośno, że ktoś się pod nią podszywa, to najwidoczniej sama wstawiała uśmieszki przy swoich komentarzach do krytyki, jaka na nią spadła. Niecałe pół roku temu była łyżwiarka zaliczyła wtopę, ale tego nie dało się już odkręcić. A może by się dało, gdyby wtedy wskazała na "paskudnych hakerów", którzy chcieli zniszczyć jej dobre imię i namieszać w amerykanko-rosyjskich stosunkach dyplomatycznych. Niesmak pewnie by pozostał, ale mniejszy niż obecnie.

Rodnina wybrała chyba najgorsze możliwe rozwiązanie (albo ktoś wybrał za nią), bo odświeżyła starą wpadkę, zwielokrotniła jej siłę i próbowała wyjść z twarzą z całej sytuacji, podając wersję, która jest po prostu nieprawdopodobna. Teraz nosem mogą pokręcić nawet ci, którzy jeszcze pół roku temu przekonywali, że poprawność polityczna też ma swoje granice i nie można wszystkiego odbierać na poważnie, że z prezydenta USA też można się pośmiać, a na rasistowskie docinki czasem warto przymknąć oko. Ta linia obrony padła.

Pod koniec ubiegłego roku Karol opisywał historię pewnej rzeczniczki firmy internetowej. Kobieta wybrała się do Afryki, a przed podróżą zapewniła sobie dyscyplinarkę. Teraz mamy kolejną wtopę osoby publicznej. Podobno próbuje ona odkręcić całą sprawę, bo zależy jej na amerykańskiej wizie. Na przestrzeni kilku miesięcy dwa głośne przypadki pokazujące, że wpis na Twitterze (i szerzej: w Internecie) ma taką samą moc (może nawet większą), co wypowiedź udzielona stacji radiowej lub występ w telewizji. Media społecznościowe to nie zabawka, a ludzie, którzy o tym zapominają i nie przestrzegają żelaznych reguł, mogą sporo stracić…

Reklama

PS Trochę dziwię się Rosjanom, którzy wybrali Rodninę do odpalenia olimpijskiego znicza - naprawdę sądzili, że nikt nie wyciągnie sprawy sprzed kilku miesięcy?

Źródło grafiki: uanews.org

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama