Podejrzewam, że wielu z Was skakało wczoraj wieczorem przed telewizorem czy komputerem i cieszyło się ze złotego medalu Kamila Stocha (on też skakał, ...
Podejrzewam, że wielu z Was skakało wczoraj wieczorem przed telewizorem czy komputerem i cieszyło się ze złotego medalu Kamila Stocha (on też skakał, ale zdecydowanie dalej niż kibice). Ja tak robiłem i w dużej mierze zawdzięczam wczorajszą radość nowym technologiom, obecności Internetu i zmian, jakie wprowadził. Bo na samym obejrzeniu konkursu sprawa się nie kończy – to jedynie ustawiło wieczór…
Wszystko zaczęło się mniej więcej dobę temu. Sprawdziłem (w Sieci rzecz jasna), o której odbywa się konkurs skoków i stwierdziłem, że może się skuszę. Argumenty za są oczywiste: udział biorą Polacy, jeden z nich jest faworytem, to Igrzyska Olimpijskie, skoki to nasz sport narodowy;) Ale było też kilka motywów zniechęcających. Po pierwsze, media i wszelkiej maści specjaliści zabrali się za rozdawanie medali przed imprezą, a to irytuje. Po drugie, zawsze boję się, że moje serce nie wytrzyma tego napięcia albo przynajmniej rzucę czymś w monitor/telewizor w nerwach. Trzecia sprawa to niebezpieczeństwo wpadnięcia w wir transmisji i retransmisji. Przeżyłem to w przypadku ostatniego mundialu i miałem miesiąc wycięty z życiorysu. Bałem się, że teraz może być podobnie – nagle wszystkie konkurencje okażą się pasjonujące i absorbujące uwagę. Na niekorzyść uczestnictwa w transmisji przemawiał też fakt, że od kilku lat nie mam telewizora. Ale mam komputer…
Nawet dwa komputery. Na jednym wczoraj pracowałem i nie chciałem na nim uruchamiać transmisji ze skoków, bo stwierdziłem, że może mnie rozpraszać. Włączyłem na maszynie w drugim pokoju i zabrałem się do pracy. Stwierdziłem, że przeniosę się na kilku ostatnich skoczków, a wcześniej napiszę tekst. Kilka minut później siedziałem w drugim pokoju. Kilkanaście minut później stałem przed komputerem i zaczynałem chodzić po pokoju, a przy ostatnich skoczkach już głośno komentowałem i oceniałem szanse poszczególnych zawodników w kolejnej serii, prognozowałem wyniki konkursu drużynowego, zastanawiałem się, jak to możliwe, że chwilę wcześniej oglądałem pana Kasai…
To wszystko działo się przy okazji pierwszej serii. Podczas tej finałowej emocje były jeszcze większe, a pod koniec konkursu o mało nie połamałem sobie kciuków. Potem już tylko podskoki i gratulacje słane w stronę komputera. Radość radością, ale efekt zwycięstwa Stocha był niestety taki, że wieczór nie mógł już się potoczyć inaczej – sport wygrał. A przy okazji wygrał Internet, bo to on dał zajęcie na kilka kolejnych godzin.
Internet nie tylko zagwarantował mi transmisję, ale też dostarczył informacji, które dotarłyby do mnie za pośrednictwem innych mediów, tych "tradycyjnych", za kilka godzin, następnego dnia, a może nawet za kilka dni. Teraz wszystko mam na wyciągnięcie ręki. Mogę oglądać ponownie skoki Stocha, zobaczyć film, na którym mówi o medalu jako nastolatek, prześledzić jego karierę. To jednak dopiero początek.
Zaczyna się festiwal wspomnień i skoro oglądam nowego mistrza skoków, to nie mogę nie wrócić do legendy tego sportu. Polskiej legendy. I znowu na twarzy pojawia się uśmiech, bo człowiek przypomina sobie wydarzenia sprzed ponad dekady. Piękne wydarzenia. Po festiwalu wspomnień szybki rzut okaz na plan Igrzysk i transmisji. Nagle okazuje się, że grafik w lutym może być bardzo napięty. Zresztą, nie okazuje się nagle – to wisiało w powietrzu. Szybko zaczynam też nadrabiać konkursy, które już się odbyły. W czasach absolutnej dominacji tradycyjnych mediów nie było to możliwe lub przynajmniej nie było proste.
Z jednej strony, można stwierdzić, że ten dostęp do olbrzymiej ilości treści to przekleństwo, które pożera czas na zatrważającą skalę, ale z drugiej strony, pojawiają się możliwości, które wcześniej trudno było sobie wyobrazić. Przecież telewizja nie będzie w kółko puszczać rekordowych skoków Małysza, a człowieka może nagle najść ochota, by je sobie po latach odświeżyć… Teraz to samo będzie ze skokami Stocha. Kto wie, może jeszcze pojawi się okazja do okrzyków radości – to będzie ciężki miesiąc…
Źródło grafiki: sport.segodnya.ua
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu