Microsoft

O Microsofcie, który nie upadł i dynamicznych zmianach słów kilka

Maciej Sikorski
O Microsofcie, który nie upadł i dynamicznych zmianach słów kilka
Reklama

Microsoft ma kłopoty? Ilekroć zaglądam w ich raporty finansowe, dochodzę do wniosku, że trudno mówić tu o kłopotach - zazwyczaj czytam o miliardach dolarów zysku, o postępach w rozwoju, chociaż w tym drugim przypadku trzeba uważać co i jak prezentuje korporacja z Redmond. Trudno jednak nazwać tę firmę graczem z dużymi problemami. W mobile na razie nie wyszło, przynajmniej nie tak, jak zakładano, ale firma rozwija się na polach, które kilka lat temu w nawet nie były omawiane.

Nie wiem, jak Wy, ale ja lubię wracać do artykułów, które pojawiły się w prasie kilka lat temu. Po prostu często przeglądam stare gazety (dotyczy to także artykułów w wersji cyfrowej). Niekoniecznie te sprzed kilku dekad - dobre są nawet kilkuletnie. Nie brakuje w nich przecież prognoz politycznych, gospodarczych, sportowych czy technologicznych. Ciekawie porównuje się to z realiami. Trafiam np. na teksty, w których wieszczono koniec PiS, szybki upadek UE, sukcesy drużyny X pod wodzą trenera Y (w rzeczywistości rozstawali się dość szybko w wyniku słabej gry zespołu). Przednia zabawa.

Reklama

Piszę o tym nie bez przyczyny. Wczoraj trafiłem na artykuł, w którym opisywano trudną sytuację Microsoftu. Tekst z 2012 roku, nie ma znaczenia kto i gdzie to napisał, bo nie zamierzam udowadniać, że autor się mylił. Chodzi raczej o to, że nawet jeśli mamy sporo danych i wydaje się nam, że sprawa musi potoczyć się w konkretnym kierunku, nierzadko przychodzi spore zaskoczenie i prognozy okazują się całkowicie błędne. Na swoim koncie też mam wpisy zawierające przewidywania, które nijak miały się do rzeczywistości...

W tekście z roku 2012 mamy obraz Microsoftu, który dotarł do ściany. Z firmy odchodzi Steven Sinovsky, to ma być spory problem dla korporacji (ile osób jeszcze pamięta tego pana?), Surface sprzedaje się słabo, Windows Phone nie podbija rynku, Windows na desktopy nie ma już takiej pozycji, jak dekadę wcześniej, Microsoft znalazł się w sytuacji, w której musi przyznać, że ma konkurencję, a ta konkurencja jest naprawdę dobra. Może nawet lepsza. Klops. A z tym klopsem musi coś zrobić Steve Ballmer, bo inaczej Microsoft czekają nieciekawe czasy.

Czy tak mogło to wyglądać w roku 2012? I tak, i nie. Autor miał rację pisząc o wpadkach i utraconych szansach, ale gdzieniegdzie poważnie przesadzał (np. pisząc o kolosie na glinianych nogach) lub stawiał kontrowersyjne tezy (wspomina np. o malejącym znaczeniu oprogramowania w świecie nowych technologii). Główna teza była jednak do obrony: Microsoft ma kłopot. Może nie taki, który szybko wykończy firmę, ale już taki, który może kosztować Ballmera fotel szefa i sprawić, że firma stanie się graczem drugoligowym.

Na przestrzeni tych 3-4 lat, które dzielą nad od publikacji, wydarzyło się sporo. Microsoft przejął oddział komórkowy Nokii, zmienił CEO, dokonał restrukturyzacji, postawił krzyżyk na Lumiach, zaprezentował nowy system operacyjny i świeżą wizję funkcjonowania OS. W tym czasie poprawiła się rynkowa sytuacja wyszukiwarki Bing, zaczęła się rozkręcać sprzedaż Surface, przejęto Minecrafta i zaprezentowano HoloLens udowadniając, że firma może jeszcze zaskoczyć. Może i nie są to osiągnięcia, które zmieniają historię, ale pokazano, że firma nie stoi w miejscu. W tym czasie wydarzyło się jednak coś ważniejszego - pokazano, że Windows to tylko część wielkiej całości.


Microsoft nie jest uzależniony od Windowsa, nie musi też podbijać rynku mobilnego bezpośrednio swoimi smartfonami. Do tych ostatnich wchodzi zresztą tylnymi drzwiami. Bardziej istotne są wyniki biznesu chmurowego, narzędzi i rozwiązań, które mogą interesować (i interesują) firmy. Microsoft stoi na dwóch solidnych filarach. O tym drugim w artykule z roku 2012 nawet nie wspominano (chociaż w branży sporo się już o tym mówiło). Korporacja z Redmond świetnie rozwija się na polu, z którym nadal nie jest kojarzona przez wiele osób. Bo gdy mówi się MS, to myśli się Windows. Ale to chmura napędza dzisiaj wyniki. To chmura jest oczkiem w głowie CEO. To chmura powinna sprawiać, że Microsoft długo będzie się utrzymywał w gronie najważniejszych firm technologicznych naszego globu. Surface czy Xbox są w tym przypadku jedynie ozdobnikami.

Gdyby dzisiaj ktoś napisał, że Microsoft się kończy, bo słabo idzie mu w mobile, to byłoby to mocne nadużycie. Może nawet niezły dowcip. Kilka lat wystarczyło, by zmieniała się perspektywa, by prognozy z początku dekady stały się całkowicie nieaktualne. Bo Microsoft nie ma dzisiaj problemu na miarę "być albo nie być". Zarabia wielkie pieniądze i prawdopodobnie będzie zarabiał jeszcze większe. Tyle pozostało po pesymistycznej prognozie. Tyle może też zostać z naszych wpisów, w których zastanawiamy się nad przyszłością HTC. Część z Was zwraca nam uwagę, że piszemy o kiepskiej sytuacji tajwańskiego producenta, a on jakoś ciągle funkcjonuje. I możliwe, że będzie funkcjonował nadal - tego nie da się przewidzieć. Można jedynie bawić się w prognozowanie. Bawić się.

Reklama

Rynek jest bardzo dynamiczny, relatywnie szybko zmieniają się i stosowane technologie i układ sił w biznesie. Trendy i mody potrafią trwać naprawdę krótko, część z nich szybko okazuje się totalnym niewypałem. A firmy technologiczne szukają nowych ścieżek i czasem, tak, jak w przypadku Microsoftu i jego chmury, stają się one bardzo perspektywiczne. Można mieć sporo danych, dobry obraz firmy, lecz trudno przewidzieć nawet to, co wydarzy się w bliższej przyszłości. Ma to swoje plusy - sektor jest przez to ciekawszy.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama