Przez lata Thunderbird wyglądał jak opuszczona aplikacja. Zapowiadany szumnie redesign finalnie przyniósł mniej, niż się spodziewano. Ale i tak jest dobrze.
Korzystanie z programu pocztowego to dziś dla niektórych ludzi zwyczajny archaizm. Programy takie jak Gmail przyzwyczaiły nas, że skoro wszystko jest w przeglądarce, to po co instalować od tego osobną aplikację. Tym śladem poszło wiele programów pocztowych, przenosząc swoją funkcjonalność do sieci. Oczywiście to sprawiło, że rozwój takich aplikacji jak klienci pocztowi dla wielu firm przestał być tak istotny.
Najlepiej widać to było po programach takich jak Thunderbird. Kiedyś nieodłączny towarzysz Firefoxa przez lata stał w miejscu, jeżeli chodzi o swój desing i dziś, krótko mówiąc, raczej odstraszał niż zachęcał użytkowników do korzystania z niego. To jednak miało się zmienić w Thunderbirdzie 115 i... zmieniło się. Program dostał nowy interfejs i jeżeli chcecie poznać szczegóły - zajrzyjcie do tego wpisu.
Ja natomiast pokorzystałem z nowego Thunderbirda kilka tygodni i muszę powiedzieć, że choć zmiany nie są rewolucyjne, bo i o rewolucje w przypadku programu do odbierania maili jest trudno, to na pewno Mozilla wie co w tym wypadku chce osiągnąć.
Thunderbird 115 - warto sięgnąć, jeżeli korzystacie z klienta pocztowego
To, co przede wszystkim zmieniło się w Thunderbirdzie na plus, to układ okien. Stary był bardzo nieczytelny i nie sprawdzał się w przypadku chociażby mniejszego ekranu laptopa. W nowym layocie możemy mieć wybór naszych kont po lewej stronie, środkowa kolumna może być przeznaczona na listę wiadomości, a prawa na ich treść. Thunderbird daje nam tu też mnóstwo opcji, jak chociażby wybór, jak "gęsto" mają być upakowane wiadomości (co było już wcześniej ale działało nieco inaczej), jak mają być wyświetlane (zwykła lista, lista z nagłówkami etc.) i jak duża ma być wielkość czcionki nagłówków. To sprawia, że poruszanie się po nowym Thunderbirdzie jest dużo, dużo wygodniejsze. Dlaczego Mozilli zajęło tak długo ogarnięcie takiego tematu? Nie mam bladego pojęcia.
Jeżeli chodzi o sam interfejs - ten został spłaszczony, ale wciąż mamy kolorowe ikonki i mi to akurat nie przeszkadza. Łatwy dostęp do szybkiego filtrowania jest przyjemniejszy, podobnie jak system tagowania. Nic, co wprowadzałoby jakąś rewolucję, ale po prostu jest to lepiej dostosowane pod kątem umieszczenia w interfejsie. Z lewej strony klasycznie wciąż mamy rozróżnienie na pocztę, książkę adresową czy nieszczęsny kalendarz Thunderbirda (który dalej nie lubi się np. z Microsoftem). Bez zmian pozostał też sposób wprowadzania nowych kont e-mail, więc osoby, które wcześniej korzystały z appki na pewno się nie zgubią.
I szczerze - ja więcej od swojego programu pocztowego nie wymagam. Nazywanie zmian w Thunderbirdzie przełomowymi jest sporym nadużyciem, ale nie można powiedzieć, że nie są znaczące. A przynajmniej, znaczące w kwestii samej aplikacji, która "dogoniła" nieco konkurencje, ponieważ od lat nawet podstawowy program pocztowy Windows był od niej wygodniejszy. Zapowiadanej przez Mozillę rewolucji więc brak, ale i tak, jeżeli ktoś lubi otwartoźrółowe rozwiązania, bądź jest fanem marki, można dać Thunderbirdowi kolejną szansę bez obaw, że zostaniemy cofnięci do 2003 roku.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu