Prezentujemy drugi odcinek z serii artykułów związanych z sytuacją internetowych spółek na giełdzie. Teksty tworzone są przez specjalistów z StockWatc...
Prezentujemy drugi odcinek z serii artykułów związanych z sytuacją internetowych spółek na giełdzie. Teksty tworzone są przez specjalistów z StockWatch.pl. Dziś, autorem artykułu jest również Marcin Przasnyski. Przedstawi nam sytuację spółki Nokaut.
Giełda to show business, co zaraz zobaczymy na przykładzie Nokautu. Dwa tygodnie temu spółka poinformowała o odwołaniu prognoz z powodu nie domknięcia dealu ze Skąpcem i Opineo. Dzisiaj nagle prasa biznesowa zaczęła wieszać na niej psy i tak w eter idzie czarny PR bez zastanowienia o co tu naprawdę chodzi.
Nokaut trafił na usta bo są totalne ogórki i nie ma o czym pisać, a kolumny trzeba zapełnić. Dotyczy to oczywiście bardziej prasy drukowanej, ale to ona nie wiedzieć czemu ciągle jest uważana za bardziej opiniotwórczą niż internet. Postrzeganie zmieniać się będzie powoli, na razie ciągle żyjemy w świecie, w którym jak coś napisze Parkiet (4549 szt. sprzedaży średnio dziennej w I kwartale, źródło Wirtualne Media) to jest święte, a jak coś napisze StockWatch.pl (13 tys. średnio dziennych odwiedzin w tym samym okresie, łącznie z weekendami, dane własne) to broń Boże nikt nigdzie nie zacytuje, bo to przecież jakiś blog.
Pierwsza cecha show businessu: w opisywaniu gwiazd są równi i równiejsi.
Nokautowi dostało się naprawdę równo, zarówno od dziennikarzy jak i od rynku. Fakt, spółka nie zrealizowała celów emisyjnych, ale zajmiemy się tym później. Teraz kisi na kontach ponad 18 mln zł z emisji i zasady gry są takie, że może z nimi zrobić co zechce. Pardon, co zechcą akcjonariusze. Kto zdecyduje? (Skład akcjonariatu).
Na co może pójść ta kasa:
- na dywidendę niestety nie, bo księgowość i kodeks handlowy nie pozwala. W raporcie pozycja zyski zatrzymane wynosi zero. Tą drogą nie da się na razie zwrócić pieniędzy akcjonariuszom, trzeba poczekać aż się zakumulują zyski
- na skup akcji własnych, co ma sens gdy są naprawdę mocno niedowartościowane. W tej chwili (wtorek po sesji) wartość rynkowa kapitałów własnych – czyli w uproszczeniu wartość spółki – wynosi 66 mln zł, a wartość księgowa dużo mniej, bo 25 mln zł. Skup byłby dramatycznie bez sensu
- na jakieś inne przejęcia firm internetowych. Paręnaście milionów to oczywiście trochę za mało żeby kupić Onet, ale na sfinansowanie 10 fajnych startupów na pewno wystarczy. Jak na mały fundusz VC to całkiem przyjemna kwota
- na nic. Tak, dokładnie na nic. 18 milionów przy nietrudnej do uzyskania stopie oprocentowania 5% może sobie leżeć na lokacie, dając rocznie przyjemne 900 tys. zł zysku brutto. Mało? Cała grupa zarobiła w 2011 r. 2,6 mln zł brutto. Specjalnie nie patrzę na netto, bo z podatkami można różnie. Wzrost o 35% z niczego jest kuszący
- na inwestycje w papiery wartościowe. No bo nie tylko lokaty są na świecie, można spokojnie wyciągnąć 8-9% brutto na obligacjach korporacyjnych i tym samym zwiększyć zysk jeszcze bardziej, tyle że zaczyna się już pojawiać jakieś drobne ryzyko
Z dwojga złego lepiej tę kasę mieć niż nie mieć, bo w kryzysie cash is king. Ale rynek wolałby zakupy, żeby było głośno, podniecająco, wywiady, zdjęcia i mocarstwowe plany.
Druga cecha show businessu: ci co obserwują wiedzą lepiej, co powinna zrobić gwiazda i wręcz tego żądają.
Ale jeszcze większe oburzenie komentatorów wywołało to, że Nokaut odwołał prognozy finansowe. To jest na rynku kapitałowym morderstwo pierwszego stopnia. Spółka próbowała się racjonalnie tłumaczyć, że transakcja była bez sensu, bo waluta zapłaty (akcje) tak potaniały na rynku, że koniec końców główni holderzy musieliby się za bardzo rozwodnić. A że z punktu widzenia fundamentów akcje nadal są drogie? Cóż, nie da się zjeść ciastka i nadal go mieć. Niestety, spółka popełniła flopa z punktu widzenia PR’u, bo napisała komunikat pokrętnym językiem slangu finansowego, a do tego próbowała przerzucić winę na akcjonariuszy. Tylko wkurzając w ten sposób inwestorów, którzy dali jej w środku kryzysu grubą kasę. Na brakujące parę baniek można było przecież wziąć kredyt, ale transakcja nie rozsypała się przecież z braku środków. Sami zobaczcie jak nieczytelny mesydż poszedł w rynek (Komunikat).
Trzecia cecha show businessu: do ludzi trzeba krótko, prosto i łopatologicznie. I nie wkurzać. Klient ma zawsze rację i ma być w dobrym humorze, nawet jak nie wszystko kuma.
Co właściwie z tym Nokautem? Wiemy że jest drogi majątkowo, ale czy na pewno? W końcu to nie huta ani nie kopalnia, żeby musiała inwestować w drogie aktywa, które potem pracują przez 40 lat. Spółka zarobiła netto w 2011 r. kwotę 2,1 mln zł, rok wcześniej 1,5 mln zł. Przychody miała 8,1 mln zł, rok wcześniej 5,5 mln zł. Rentowność piękna. Prognozy zakładały wypracowanie 7 mln zł zysku z 22 mln zł przychodów. To by znaczyło, że przejmowane serwisy razem generowałyby prawie 5 mln zł zysku z 16 mln zł przychodów. Nie dziwię się, że trzeba było za nie bardzo dużo zapłacić. I nie dziwię się, że deal nie doszedł do skutku, bo kto tu kogo miał właściwie przejąć? Ale jedźmy po wskaźnikach: w debiucie Nokaut był wyceniony na ok. 90 mln zł, czyli rynek płacił 13x prognozowany zysk netto. Drogo, choć nie przesadnie – Facebook sprzedał się za 100x zysk netto. Ile będzie zysku w 2012 roku nie wiadomo, powiedzmy że będzie 3 mln brutto z działalności kontynuowanej plus milion z zainwestowanej gotówki, minus CIT, zostanie około 3,3 mln zł, więc po tym samym mnożniku dostajemy 43 mln zł wartości rynkowej. Oj, zarząd musi szybko coś zrobić.
Czwarta cecha show businessu: czujesz presję w dzień i w nocy, bo oczy rynku nigdy nie przestają patrzeć.
Nokaut zarabiał i zarabia, więc gdzie jest problem? Zanim zadebiutował miał rentowność ROE (zwrot z kapitałów własnych) rzędu 40%, czyli luksusową. Teraz nawet jeśli trochę więcej zarobi, te nasze 3,3 mln zł, oznaczać to będzie spadek rentowności do 17% - bo tak wzrosły kapitały własne. Z których – jak już wiemy – większość leży odłogiem. I tutaj jeszcze wszystko byłoby nieźle, gdyby nie raport za I kwartał (Plik).
Udało się wypracować ponad 2 mln zł przychodów, wzrost rok do roku, będzie lepiej. Niestety, zysk netto jest mniejszy o ponad połowę. To efekt m.in. wycinki z Google’a. Nie widać też jeszcze istotnych wpływów z odsetek, bo gotówka z emisji pojawiła się w połowie kwartału. Najbardziej martwi jednak nie zbyt wolny wzrost przychodów, tylko znaczący wzrost kosztów. To sprawiło, że marża wyszła naprawdę marna, operacyjnie spółka jest w kwartale do przodu tylko 229 tys. zł, a to potwierdza jej przewartościowanie.
Piąta cecha show businessu: obcy ludzie będą liczyć Twoje pieniądze i ferować wyroki nie zważając na to, w jak wielkim pocie czoła je wypracowujesz.
Mam nadzieję, że to daje klarowny obraz sytuacji. Dodam jeszcze, że trochę uprościłem wycenę majątkową. W końcu 72% wartości księgowej do gotówka, którą się wycenia 1:1. A więc rynek nie płaci tak naprawdę 2,6x wartość księgowa, tylko 6,8x pozagotówkowa wartość księgowa. Jak się okazuje, nadmiar może zaszkodzić, nawet pieniędzy – zwłaszcza gdy są cudze i dostaliśmy je po to, aby je pomnażać. Nie tu jest jednak problem, bo przeciętny inwestor nie zachodzi aż tak daleko w rozważaniach, szkoda mu czasu. Za długo jest cisza w sprawie planów rozwojowych Nokautu. Nie wiadomo jaki jest plan B, pewnie go nie było. Każdy dzień, każdy tydzień będzie powodował wyrzucanie akcji przez kolejnych zniechęconych inwestorów. Czyli zarząd ma presję żeby powiedzieć cokolwiek, byle szybko. No i ładnie ubrane.
Szósta, najważniejsza cecha show businessu: nie liczą się fakty, tylko to co w danej chwili myśli ulica, bo za tym idą jej pieniądze.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu