Jeżeli firma z dnia na dzień traci źródło dochodów, które stanowi 84% wszystkich swoich przychodów, można powiedzieć, iż sytuacja staje się dramatyczn...
Jeżeli firma z dnia na dzień traci źródło dochodów, które stanowi 84% wszystkich swoich przychodów, można powiedzieć, iż sytuacja staje się dramatyczna. Pozostańmy jednak przy określeniu niepewna, nie sądzę aby tak duża instytucja jak Mozilla nie miała już wcześniej planu awaryjnego. Ale po kolei.
Trzy lata temu została podpisana umowa pomiędzy Mozilla a Google, na podstawie której Mozilla zobowiązała się do ustawienia w swojej przeglądarce wyszukiwarki Google jako domyślnej w zamian za dofinansowanie fundacji. Dziś wiemy, że była to kwota rzędu 100 milionów dolarów rocznie, co stanowiło ponad 80% przychodów Mozilli. Umowa ta wygasła z dniem 30 listopada.
Serwis ZDNet otrzymał 1 grudnia odpowiedź od fundacji, iż nie ma żadnych nowych informacji na temat renegocjacji tej umowy.
Zakładając, że tej renegocjacji nie będzie Mozilla staje w obliczu największego kryzysu w swojej historii. Odcięcie głównego źródła dochodów. Spadające statystyki Firefoxa na rzecz wzrostu Chrome. Nieudana aplikacja mobilna przeglądarki.
Weźmy jeszcze pod uwagę, iż umowa ta została podpisana w chwili, kiedy Chrome dopiero był raczkującą aplikacją, kiedy nikt nie przypuszczał nawet, że zagrozi w niedalekiej przyszłości dominującym przeglądarkom. Minęły trzy lata. Google Chrome ma już znaczący udział na tym rynku, do tego cały czas w tendencji wzrostowej. Nie ma już w tym większego interesu by nadal wspierać konkurencyjny produkt. Fakt, może ucierpieć wizerunkowo, ale kto na to będzie patrzył za kilka lat? Firefox będzie rozwijany nadal przez pasjonatów tej przeglądarki, ale popularność jej z pewnością spadnie bez takiego wsparcia jakie dawało jej Google.
Wracając do planu awaryjnego. Czy jest takowy? Może Bing? Też nie upatrywałbym tu większego partnerstwa, a już na pewno nie w takim zakresie jak z Google. Wszak Microsoft ma swoją przeglądarkę, którą dość intensywnie rozwija, by się obronić przed rozpędzonym Chrome.
Wróćmy jednak do kwestii wizerunkowych. Tutaj upatruje jedynie szansę Mozilli na przetrwanie. Google musi odpowiedzieć sobie na pytanie czy warto przestać wspierać ten projekt, dla "zaoszczędzenia" tych 100 milionów, kiedy nadal ma z pewnością większe wpływy z użytkowników Firefoxa. Dla Google powszechny dostęp do Internetu to jest biznes, niezależnie od przeglądarki przez którą się z nim łączymy. Musi też wziąć pod uwagę, iż może jednak Microsoft, mimo wszystko zdecyduje się sam wesprzeć pozostawioną samą sobie Mozillę. I ładnie to wygląda z punktu widzenia PR i są to dodatkowe miliony użytkowników dla Binga plus inne swoje rzeczy, które można wkomponować w Firefoxa.
Być może też Mozilla prowadzi rozmowy i z Google i z Microsoftem. Dowiemy się tego w ciągu najbliższych dni. Jedno jest pewne, koniec 2011 roku to znamienny okres dla Firefoxa. Albo Mozilla wejdzie w 2012 rok z nowym partnerem i funduszami na rozwój swojej przeglądarki, albo skazana zostanie ona na powolne zapomnienie i udział w rynku co najwyżej na poziomie Opery. My pozostaniemy tylko z dwoma wiodącymi przeglądarkami, a tego byśmy nie chcieli, my użytkownicy.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu