Felietony

Nie płacisz? Nie żyjesz. Subskrypcje powoli spotykają absurd

Patryk Łobaza
Nie płacisz? Nie żyjesz. Subskrypcje powoli spotykają absurd
Reklama

W świecie, gdzie każda aplikacja, usługa i funkcja wymaga osobnej subskrypcji, odcinek „Common People” z nowego sezonu Black Mirror przestaje być fikcją. Coraz trudniej odróżnić satyrę od codzienności, w której płacimy już nie tylko za dostęp do treści, ale i do podstawowego funkcjonowania.

Odcinek „Common People” z nowego sezonu Black Mirror zaczyna się jak science fiction, ale kończy jak bolesna diagnoza naszego codziennego życia. Kobieta z nieoperacyjnym guzem mózgu dostaje szansę na życie dzięki nowoczesnej technologii. Sztuczna tkanka mózgowa połączona z serwerami korporacji to cud – o ile opłacisz miesięczny abonament. Ta dystopijna wizja – gdzie funkcjonowanie człowieka zależy od płatnego planu subskrypcyjnego – jeszcze dekadę temu byłaby karykaturą przyszłości. Dziś wygląda jak jej instrukcja obsługi.

Reklama

Scenariusz coraz bardziej realny

Nie trzeba mieć guza mózgu, żeby zrozumieć, co to znaczy być zależnym od subskrypcji. Wystarczy spróbować obejrzeć film w dobrej jakości albo nauczyć się języka obcego. Netflix kusi „tanią” opcją, ale jeśli chcesz oglądać na więcej niż jednym urządzeniu, albo w wyższej rozdzielczości, musisz dopłacić. Na dodatek – nie dziel się kontem, bo serwis już to kontroluje, więc rozłożenie płatności na kilka osób przestaje wchodzi w grę. Duolingo? Darmowe lekcje są dostępne, ale bez Premium przygotuj się na reklamy, limity żyć, brak powtórek i powolne postępy. Chcesz efekty? Zapłać. A może Family Plan? A może teraz Max, bo Max ma AI. Nie subskrybujesz – nie uczysz się. Nie płacisz – nie żyjesz. Dosłownie.

Common People pokazuje to do absurdu – człowiek staje się abonamentem. W podstawowym planie bohaterka funkcjonuje jak żywa reklama, dosłownie cytując slogany w trakcie zwykłych rozmów. Chce żyć godnie? Musi przejść na „Plus”. Kupiłeś wersję premium? Ojej, teraz to wersja standardowa, ale mamy już wersję max, lux, pro, czy jakkolwiek to sobie chcą nazwać.

Brzmi znajomo?

Nic dziwnego, bo dziś płacimy za wszystko – dostęp do kultury, wiedzy, a nawet zdrowia psychicznego – w wersjach Basic, Plus, Family i Premium+. Samo kupienie urządzenia to tylko pierwszy krok. Potem dochodzą subskrypcje: aplikacji do ćwiczeń, planów posiłków, montażu wideo, edycji zdjęć, antywirusów, czy nawet funkcję podgrzewanych foteli w samochodach.

Coraz trudniej funkcjonować bez subskrypcji, a jeszcze trudniej zliczyć, ile pieniędzy z konta schodzi co miesiąc „za dostęp do życia”. Nie zauważamy, że nasze wybory są coraz bardziej zależne nie od tego, czy coś jest możliwe, ale od tego, ile możemy za to zapłacić. Odcinek Black Mirror nie mówi o przyszłości. On opowiada o teraźniejszości – tylko konsekwencje są jeszcze lekko przesunięte w czasie.

Pytanie nie brzmi już „czy”, tylko „kiedy”. Kiedy nasze zdrowie psychiczne, nasze relacje, nasze ciało staną się usługą z licznikiem czasu? Kiedy do karty kredytowej dołączymy nie tylko Netflix i Spotify, ale też „uczucia”, „pamięć” i „bliskość”?

Dziś jeszcze możemy się oburzyć. Ale jak długo? Bo w świecie, w którym wszystko jest usługą, wolność zaczyna się tam, gdzie kończy się darmowy okres próbny. A z tego oczywiście możesz skorzystać, ale najpierw podaj dane karty płatniczej, wiesz, tak na wszelki wypadek, byś nawet jeśli aplikacja ci się nie spodoba, mógł zapomnieć i płacić za coś, czego nawet nie używasz.

Grafika: depositphotos.com

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama