Felietony

Nie lubię Supermana, a bawiłem się świetnie. W końcu mniej patosu, a więcej luzu

Patryk Koncewicz
Nie lubię Supermana, a bawiłem się świetnie. W końcu mniej patosu, a więcej luzu
Reklama

James Gunn udowadnia, że Superman może być jednocześnie prosty, zabawny i potrzebny jak nigdy wcześniej.

Jestem ostatnią osobą, którą można nazwać fanem uniwersum DC, a w szczególności Supermana. Mimo to na nowym filmie w reżyserii Jamesa Gunna bawiłem się świetnie, bo człowiek, dzięki któremu Strażnicy Galaktyki z trzeciorzędnych bohaterów stali się popkulturowym fenomenem, postanowił pokazać Supermana takim, jaki był w komiksach. Zamiast udręczonego zbawiciela, dźwigającego na plecach ciężar ludzkich grzechów, otrzymaliśmy dziecięco pozytywnego i zaskakująco przyziemnego przybysza z innej planety, zarażającego nadzieją. To był strzał w dziesiątkę.

Reklama

Powrót do korzeni. Superman w końcu taki, jakim miał być

To subiektywna opinia i fani Clarka Kenta mogą poczuć się urażeni, ale musi to w tym tekście wybrzmieć – Superman to jeden z najnudniejszych i najbardziej sztampowych superbohaterów. Trzeba jednak pamiętać o jego genezie i grupie docelowej. To postać stworzona w czasach wielkiego amerykańskiego kryzysu, która miała inspirować młodych chłopców z klasy robotniczej – szczególnie z rodzin imigrantów. Miał być więc prosty, pozytywny i symboliczny – dokładnie taki jest w nowej ekranizacji Jamesa Gunna.

Już po pierwszych zwiastunach widać było, że Gunn nie będzie silił się na nadąsaną epopeję dla dojrzałego widza. Nowy Superman jest ewidentnie dziełem dedykowanym nastolatkom i ortodoksyjnym fanom komiksów – po zaakceptowaniu luźnej i familijnej konwencji na Supermanie może jednak dobrze bawić się każdy.

Powiew marvelowskiego humoru w uniwersum DC

W nowym Supermanie legendarny przybysz z planety Krypton próbuje odnaleźć balans między pozaziemskim pochodzeniem a wychowaniem w typowo ziemskiej kulturze. Gunn postawił więc na tę najbardziej szlagierową gałąź historii Supermana, rzucając mu naprzeciw równie kultowego Lexa Luthora. Niby nic odkrywczego, bo dalej jest to ta sama historia o ratowaniu świata i poszukiwaniu swojego miejsca, ale przedstawiona w sposób iście marvelowski – momentami naprawdę miałem wrażenie, że oglądam Strażników Galaktyki.

Ta optymistyczna śmieszkowość bohaterów to powiew świeżości dla DC po ciężkostrawnej Lidze Sprawiedliwości Jacka Snydera i dusznym Batmanie z Robertem Pattinsonem w roli głównej. Świetnym pomysłem, który idealnie wpisuje się w ten klimat, było wrzucenie na ekran psa Krypto, który w uniwersum DC wielokrotnie znikał i ponownie się pojawiał – w zależności od zmieniających się koncepcji przygód Supermana. To oczywiście bohater wygenerowany komputerowo, ale będący wyrazem „ludzkiej” strony Człowieka ze Stali – jest też komediowym regulatorem atmosfery, która pomimo familijnej otoczki nieraz w filmie gęstnieje.

Nowy Superman dotyka bowiem współczesnej tematyki i lekko prześlizguje się po wątkach, z jakimi widz spotyka się na co dzień. Walka z pozaziemskimi istotami wymieszana jest z kryzysami granicznymi, wykluczeniem imigrantów czy farmami internetowych trolli – Gunn w nienachalny sposób wymierza pstryczek w nos problemom XXI wieku. Najważniejszym przesłaniem – szczególnie w kontekście filmowego wizerunku bohatera jako wyrzutka z innej planety – jest to, że Superman uczy człowieka, jak być człowiekiem. To puenta uderzająca widza zaskakująco mocno.

Reklama

Lekki, efekciarski i odmóżdżający – taki właśnie miał być Superman

Oczywiście ten luz, humor i lekkość mają swoje wady. Superman pod kątem scenariusza i dialogów nie jest żadnym arcydziełem – powiedziałbym, że w przypadku niektórych wątków panuje w filmie wręcz wolna amerykanka, bo Gunn przykłada się do backgroundu tylko wtedy, gdy mu się zachce. To jednak nigdy nie miał być film do rozkminiania. To typowo blockbusterowa rozrywka, tonąca w CGI i wypełniona po brzegi widowiskowymi scenami akcji.

Reklama

Gdybym znowu cofnął się do czasów późnej podstawówki, to pewnie wyszedłbym z kina oczarowany. Wyszedłem zaś po prostu przyjemnie odmóżdżony, a skoro taki efekt udało się osiągnąć w przypadku osoby wychowanej na komiksach i filmach z konkurencyjnego obozu superbohaterskiego, to chyba Supermana możemy uznać za sukces.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama