Felietony

Netflix produkuje więcej miernoty, bo ta najlepiej się ogląda

Konrad Kozłowski
Netflix produkuje więcej miernoty, bo ta najlepiej się ogląda
16

Do dziś pamiętam emocje towarzyszące oczekiwaniu na serial Davida Finchera. "Mindhunter" debiutował w 2017 roku, czyli prawie 6 lat temu, gdy trwała zupełnie inna epoka w działalności Netfliksa. Dziś platforma nie odważy się nakręcić kosztownego 3. sezonu, bo go prawie nikt nie obejrzy.

Mindhunter 3. sezon - kiedy premiera? Nowe odcinki nie powstaną

Od wielu lat zadajemy sobie pytanie, czy David Fincher wróci do tego projektu. W międzyczasie reżyser nakręcił dla Netfliksa "Miłość, śmierć i roboty" - bardzo dobrze odebraną animację - oraz film z Garym Oldmanem pt. "Mank", który nie był produkcją skierowaną do masowego widza. Reżysera podpytywano o to, czy "Mindhunter" wróci, podobnie jak i samą platformę, ponieważ serial nie wydawał się zakończony, a na pewnym etapie wspominano nawet o 5 sezonach serialu. Wielu fanów czeka na sprawiedliwe zakończenie wątków kryminalnych oraz osobistych bohaterów, ale nie wygląda na to, by kiedykolwiek mieli otrzymać finał serialu nawet w formie pojedynczego sezonu czy filmu.

We francuskiej gazecie Le Journal du Dimanche (JDD) pojawił się wywiad z David Fincherem, który na pytanie o 3. sezon "Mindhuntera" odpowiedział jasno: "Jestem bardzo dumny z dwóch pierwszych sezonów. Ale jest to wyjątkowo kosztowny serial i w oczach Netfliksa nie przyciągnęliśmy odpowiednio dużej widowni, by uzasadnić taką inwestycję. Nie winię ich za to, podjęli ryzyko rozpoczynają serię." Pomimo świetnego odbioru przez krytyków i utworzenia się grupy fanów serialu, "Mindhunter" nigdy nie stał się dla Netfliksa tym, czym są dzisiaj "Squid Game", "Stranger Things" czy "Wednesday".  To naprawdę dobre seriale, ale są skrojone pod szerszą widownię i świetnie wpisują się w pop-kulturowe trendy. Z "Mindhunterem" było inaczej, dlatego nic dziwnego, że starający się lepiej zbalansować wydatki i wpływy Netflix nie dostrzega potencjału w realizacji tak drogiego i wymagającego projektu.

Platforma przygląda się statystykom i produkuje najwięcej tego, co się ogląda, więc w pewnym stopniu pretensje możemy mieć sami do siebie, że najpopularniejsze są takie tytuły, a nie inne. Nie oznacza to jednak, że Netflix nie realizuje ambitnych i docenianych projektów - "Na zachodzie bez zmian" zmierza po Oscara, dopiero co otrzymał nagrody BAFTA, a film po prostu broni się ocenami.

Źródło: Depositphotos

Netflix się zmienił, bo zastąpił telewizję

Czy istnieją szanse na to, że tematu podejmie się inna platforma? To niewykluczone, bo byliśmy świadkami wielu różnych transferów w ostatnich latach, więc bardzo możliwe, że ktoś zauważy w nim potencjał. Może to być też dobry krok wizerunkowo-marketingowy, bo przejęcie serialu takiego reżysera i szansa na pochwalenie się uratowaniem wysoko ocenianego tytułu Netfliksa będzie dla innej platformy świetnym kąskiem. Tym bardziej, że to Netflix przez pewien czas był orędownikiem wielu seriali porzucanych przez stacje telewizyjne i platformy pomimo niesłabnącej sympatii fanów i rosnącego grona widzów.

Platforma, której przewodził Reed Hastings zmuszona była do zmiany swojego podejścia. Jest to widoczne na wielu frontach i w wielu działaniach. Starania w dotarciu do lokalnych społeczności, także w Polsce, odbywa się przez liczne inwestycje w rodzime projekty polskich twórców, co oczywiście może nas cieszyć. Przed nami liczne premiery, w tym nadchodzący jesienią "Znachor" z Leszkiem Lichotą, który może być najgłośniejszą premierą nad Wisłą ze względu na kultowość produkcji z 1982 roku. Ale jednocześnie Netflix pracuje nad ograniczeniem współdzielenia kont, planuje na początek marca pierwszą (z wielu?) transmisji na żywo i coraz chętniej realizuje programy typu np. reality show, które mogą gwarantować oglądalność.

Zmiana profilu serwisu jest nader widoczna, co też wynika z tego, jak powszechny stał się Netflix. Ogromnej liczbie widzów zastąpił telewizję, a sporo osób po prostu szuka tytułów, które będą odtwarzane w tle i wypełniać ciszę. Nic więc dziwnego, że powstaje mnóstwo seriali i filmów, które uzupełniają ramówkę Netfliksa - dzięki temu katalog jest obszerny i różnorodny. A musi być, bo musi docierać do gigantycznej widowni wokół globu. Dlatego każdego tygodnia pojawia się kilkanaście albo kilkadziesiąt nowych tytułów, wśród których wybijają się tylko pojedyncze produkcje. O tym, że widzowie są w miarę zdecydowani, co chcą oglądać świadczy nawet wycofanie przycisku pozwalającego włączyć odtwarzanie losowo wybranego tytułu - funkcję wprowadzono na Netflix w 2021 roku, więc stosunkowo niedawno.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu