Felietony

Netflix kiedyś potrzebował Marvela, ale ten rozwód był nieunikniony. Co teraz?

Konrad Kozłowski

Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...

14

To, o czym mówiło się od dłuższego czasu, wczoraj wieczorem stało się faktem. Anulowano dwa ostatnie seriale Marvela na Netflix - czy taki koniec może być dobrym początkiem?

Wieści na temat skasowania seriali "The Punisher" i "Jessica Jones" rozeszły się po sieci w błyskawicznym tempie. To były ostatnie dwa tytuły, które pozostały w ofercie Netfliksa, bo wcześniej musieliśmy pogodzić się z rezygnacją z "Iron Fista", "Luke'a Cage'a" oraz "Daredevila". Jasne było też, że nie powstanie nowy sezon "The Defenders", w którym występowali wszyscy superbohaterowie. To oczywiście nie są optymistyczne wiadomości, przede wszystkim dla fanów choćby jednego z tych seriali. Naprawdę podobały mi się postacie Daredevila i Punishera, ale w świetle wydarzeń z ostatnich miesięcy trzeba było oswoić się z myślą o zakończeniu wszystkich produkcji już znacznie wcześniej.

Współpraca nie układała się, co wyszło na jaw między innymi przy 3. sezonie "Daredevila", który zdaniem Netfliksa powinien być krótszy i lepiej sfinansowany. Każdy stawiał na swoim i choć nigdy nie poznamy wszystkich faktów, to można domyślać się, co doprowadziło ostatecznie do podjęcia takiej, a nie innej decyzji.

Czytaj też: 13 odcinków to za dużo. Drugi sezon Punisher powinien mieć ich 6

Należy jednak najpierw wrócić do roku 2013, gdy w ofercie serwisu pojawił się pierwszy serial oryginalny, czyli "House of Cards". Mało kto wtedy przypuszczał, że Netflix - jako platforma internetowa - będzie w stanie nie tylko produkować tak wiele treści, ale będą one na przykład walczyć o Oscary, jak chociażby teraz "Roma" z 15 nominacjami na koncie. Wszystko to miało dość niemrawy i nieśmiały początek. Wtedy nawet równie istotną cechą tych nowych produkcji (od 2014) było to, że powstawały i były udostępniane w rozdzielczości 4K, która stawiała pierwsze kroki na rynku masowym. O 4K w telewizji można było zapomnieć.

Z biegiem czasu lista Netflix Original rosła, a na pewnym etapie serwis przyznał, że musi dbać o niezależność własnego katalogu od zewnętrznych licencjodawców, którzy mogą w każdej chwili (po wygaśnięciu umowy) wycofać własne tytuły z oferty. Gdy Netflix rósł i podbijał kolejne rynki, a co najważniejsze w styczniu 2016 roku trafił do ponad 100 krajów wokół globu, jasne stało się, że w każdym z nich Netflix będzie mógł bez przeszkód dystrybuować swoje produkcje. Jednoczesne premiery na całym świecie nie były wcześniej tak oczywiste - delikatne opóźnienie, wynikające z wielu różnych czynników, było na porządku dziennym, podobnie jak kilka dni lub tygodni poślizgu.

O tym, jak duże możliwości daje taki model dystrybucji przekonali się dość szybko najwięksi przyszli konkurenci Netfliksa, w tym Disney, które na drugą połowę tego roku zapowiedziało uruchomienie swojego serwisu VOD. O zasięgu usługi Disney+ nie wiadomo nic konkretnego, ale główna strona jest już dziś dostępna w języku polskim. Disney nie zmienia tego jak działało do tej pory, lesz poszerzy swój zakres o produkcje, które już teraz powstają z myślą o usłudze VOD, na przykład serial aktorski "The Mandalorian" w świecie Gwiezdnych Wojen. Podobny los czeka pozostałe marki.

Polecamy: Nadchodzi nowe VOD Disney+. Wszystko, co musisz wiedzieć

Według tego, co napisał Jeph Loeb, to Netflix nie był zainteresowany dalszą współpracą, pomimo chęci ze strony Marvela. To pokrywałoby się z wcześniejszymi nowinkami, o których wspomniałem, gdy Marvel celował w większy wpływ na to, jak wyglądają owe seriale. Ale czy nie było tak, że Disney, widząc co się dzieje, postanowiło zabrać swoje marki ze sobą, by w pewnym momencie móc z pełną swobodą skorzystać z nich w perspektywie wzmocnienia oferty Disney+? Niewykluczone.

Mając więc na uwadze perspektywy, które rysowały się przed Netfliksem i Marvelem, śmiem twierdzić, że obydwie strony wyjdą z tej sytuacji z tarczą. Oczywiście nie zabraknie mało przychylnych opinii ze strony widzów, którzy polubili netfliksowe uniwersum Marvela, ale wydaje mi się, że taki koniec był nieunikniony.

Netflix będzie mógł skupić się na innych produkcjach, na przykład opierając je na komiksach z Dark Horse, jak serial "The Umbrella Academy" z zeszłego tygodnia, a także sięgnie po tytuły z należącego do niego wydawnictwa. Uniknie w ten sposób prawdopodobnie twardych negocjacji z Marvelem, który mógłby zażyczyć sobie na pewnym etapie znacznie więcej za prawa do ekranizacji. Z drugiej strony Disney odzyskało kilka istotnych postaci, które można włączyć do skrupulatnie budowanego Marvel Cinematic Universe np. poprzez nowy serial z Daredevilem czy Punisherem.

Przygoda Marvela z Netfliksem dała nam sporo frajdy i z niemałym sentymentem będę wspominać chociażby 1. sezon superbohatera z Hell's Kitchen oraz pamiętny pojedynek w korytarzu. Później też nie brakowało udanych sezonów i odcinków, ale skoro wszystko zaczęło się rozpadać to nie powinno być na siłę kontynuowane. Może taka zmiana wyjdzie wszystkim na dobre.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu