Nauka

Naukowcy chcą "zabijać" huragany. Mają je rozpraszać, zanim dotrą do lądu

Jakub Szczęsny
Naukowcy chcą "zabijać" huragany. Mają je rozpraszać, zanim dotrą do lądu
Reklama

Huragan zbliża się do wybrzeża: to gigantyczny, wściekły potwór. Niszczycielską siłę widać już na radarach – miasta są ewakuowane, ludzie biegną w panice, gospodarki lokalne przygotowują się na wielomiliardowe straty. W tym samym momencie, setki kilometrów dalej, kilka samolotów rozpyla w atmosferze niemal niewidoczne drobinki aerozolu, które redukują go do rozmiaru znośnej burzy. A jednak się udało. Dobytek jest bezpieczny, ludzie są bezpieczni.

Przez lata próbowaliśmy już wszystkiego. Zaczynając od legendarnego projektu Stormfury, gdzie piloci marynarki USA rozpraszali jodek srebra, po szalone pomysły typu detonacja bomby atomowej w oku cyklonu – każdy pomysł upadał pod ciężarem realiów. Teraz jednak naukowcy z Australijskiego Uniwersytetu Narodowego uważają, że znaleźli metodę, która może odmienić nasze podejście do walki z huraganami.

Reklama

Roslyn Prinsley i jej zespół proponują rozwiązanie subtelne, ale skuteczne: aerozole o różnych rozmiarach cząsteczki, które wprowadzone do formujących się cyklonów mogą zakłócić ich naturalny rozwój. W przeciwieństwie do dotychczasowych strategii, tutaj kluczem jest moment interwencji – trzeba zadziałać jeszcze przed powstaniem pełnowymiarowego potwora. Później będzie już za późno.

Drobinki, które potrafią więcej niż bomby

W czym tkwi sekret tych aerozoli? To kwestia fizyki i precyzji działania. Zespół ANU przeprowadził szczegółowe symulacje geofizyczne, które pokazały, jak drobne i ultradrobne cząsteczki aerozolu wpływają na rozwój cyklonu. Paradoksalnie, początkowo wzmacniają burzę, zwiększając ilość ciepła uwalnianego podczas kondensacji pary wodnej. Ale jest w tym haczyk: ta sama intensyfikacja procesu prowadzi do szybkiego powstania zimnego basenu powietrza, który ostatecznie odcina burzę od paliwa – ciepłego, wilgotnego powietrza. W efekcie burza nie ma siły się rozwijać.

Na drugim biegunie mamy aerozole gruboziarniste. One od początku działają hamująco, zwiększają opady deszczu, ale ich efektywność spada z czasem, a burza może ponownie nabrać impetu. To jak gra w pokera z naturą – trzeba wiedzieć, które karty rzucić na stół w odpowiednim momencie.

Dolina Krzemowa wkracza do gry

Początkowo był to projekt akademicki, jednak szybko przekształcił się w realną inicjatywę biznesową. Aeolus, startup z Doliny Krzemowej, w którym działa Prinsley, ma ambitny cel: zatrzymać huragany, zanim staną się zagrożeniem. W tle pojawiają się gigantyczne liczby – każdy huragan kosztuje Amerykanów średnio 23 miliardy dolarów i setki ludzkich istnień. Już bez "kasy" warto walczyć z nimi wszelkimi siłami: życie jednego człowieka jest bezcenne. A mówimy tutaj o setkach.

Koki Mashita, współzałożyciel Aeolus, nie ukrywa, że widzi tę technologię jako jedyne sensowne długoterminowe rozwiązanie. Klimat zmienia się szybciej, niż jesteśmy gotowi przyznać. Ubezpieczenia w pasie huraganów są kosmicznie drogie i wręcz nieopłacalne. Interwencja na wczesnym etapie niebezpiecznego zjawiska to inwestycja w przyszłość, która może się opłacić.

Nie brakuje kontrowersji

Z jednej strony mamy przemysł ubezpieczeniowy, który z entuzjazmem powita możliwość ograniczenia strat. Z drugiej – sceptyków, którzy będą pytać o skuteczność, koszty, wpływ na środowisko i etyczne konsekwencje manipulowania klimatem.

Pozostaje jednak kwestia praktyczna – jak dostarczyć cztery tony ultradrobnych aerozoli na godzinę do formującego się cyklonu o promieniu 200 km? To pytanie, na które Prinsley i Aeolus muszą odpowiedzieć, zanim technologia zostanie wdrożona.

Reklama

Kolejne testy mają być przeprowadzone na Oceanie Indyjskim. Region ów idealnie nadaje się do eksperymentów – cyklony często formują się tam bez zagrożenia dla ludzkiego życia. Mówi się o użyciu m.in. rakiet balistycznych, ale to czysto teoretyczne rozważania. Jak będzie naprawdę — tego się dowiemy za jakiś czas. 

Cyklon kontra człowiek

Próby manipulacji pogodą, to jak walka Dawida z Goliatem. Dawid jednak miał procę i kamień. Teraz my mamy aerozole i precyzyjne modele komputerowe.

Reklama

Czytaj również: Nowy amerykański satelita pogodowy już działa. Bada Ziemię jak nigdy wcześniej

Nie potrzebujemy już atomu, ani holowania gór lodowych przez Atlantyk. Potrzebujemy chłodnej głowy, nauki i odwagi do działania na wielką skalę.

To jeszcze nie coś, co jutro, przed kolejnym wielkim huraganem uratuje nam skórę. Ale to pierwszy krok, byśmy mogli wreszcie powiedzieć naturze: "sprawdzam". Kto wie, może w końcu przestaniemy grać z huraganami w rosyjską ruletkę, a zaczniemy grać właśnie w pokera? Nie będziemy zostawiać już wszystkiego szczęściu: dorzucimy do tego element przebiegłości.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama