Nauka

NASA rezygnuje z lądownika na Europie. Ale naukowcy mają plan B

Jakub Szczęsny
NASA rezygnuje z lądownika na Europie. Ale naukowcy mają plan B
Reklama

Na papierze: sprzęt marzeń. Czworonożny robot kroczący, odporny na promieniowanie, samodzielny, precyzyjny jak chirurg i gotowy przebić się przez lód z najbardziej intrygujących miejsc w Układzie Słonecznym. Europa Lander miał nie tylko stanąć na Europie — miał tam przeżyć. Ale dziś? Dziś stoi bez celu, odstawiony na boczny tor. NASA wyhamowała.

Europa to nie byle kamień na orbicie Jowisza. To lodowy księżyc, pod którego powierzchnią płynie ocean — prawdopodobnie słony, płynny, aktywny. Miejsce, które może tętnić życiem. Nie jedynie marzeniem o życiu, ale realnym mikrobiologicznym środowiskiem. Od lat naukowcy ostrzą sobie zęby na ten kawałek Układu Słonecznego. Nie bez powodu.

Reklama

Robot stworzony w JPL, to coś więcej niż zmechanizowany gadżet. To ruchoma stacja badawcza: cztery nogi zamiast kół, oprogramowanie pozwalające na godziny autonomii, sensory zdolne analizować grunt i wiercić w lodzie i do tego kamera stereoskopowa, diody LED, ramię robotyczne i pancerz z materiałów, które wytrzymałyby nawet najgorsze piekło. Brzmi jak doskonały kandydat do badania Europy. Tak. Ale tam nie poleci.

Porzucony przed metą

Europa Lander przeszedł wszystkie testy. W w laboratorium? Odhaczone. Symulacje? Przeszedł je cudnie. Przejazdy po mroźnej Alasce? Zaliczone. Inżynierowie z JPL zrobili robotowi prawdziwy chrzest bojowy i ten przetrwał go z honorem. I wtedy NASA powiedziała: nie.

Dlaczego? Oficjalnie — inne wyzwania. Europa jest od nas oddalona o ponad 900 milionów kilometrów. Komunikacja działa z ogromnym opóźnieniem. Do tego dochodzi zabójcze promieniowanie, mikroskopijne okna startowe i pogoda kosmiczna, która ma w głębokim poważaniu nasze plany. Nieoficjalnie? Kasa. A raczej jej brak. A ów brak będzie się pogłębiał, jeżeli rzeczywiście dojdzie do cięć "po trumpowsku". To nie są po prostu przesunięcia funduszy. To wręcz amputacje. W takich warunkach nawet najbardziej obiecujący projekt staje się zbyt kosztowny.

Drugie życie? Może na Enceladusie

Inżynierowie jednak się nie poddają. Zamiast składać ręce, szukają nowego celu: Enceladusa. To księżyc Saturna, który — podobnie jak Europa — skrywa ocean pod skorupą lodu. Różnica to lepsze warunki dla lądownika. Mniej promieniowania i łatwiejszy dostęp. A tym samym: większe szanse, że misja się uda, zanim polityka znów położy na niej swoje łapska.

Europa Lander mógłby znaleźć na Enceladusie to, czego zabrakło mu na Jowiszowej orbicie: możliwość działania. Nie byłby turystą, tylko przewidywalnym badaczem.

Nie każda porażka to koniec

Czasem chodzi tylko o zmianę scenariusza. Technologia stworzona do czegoś niemal niemożliwego nie musi umrzeć śmiercią naturalną z powodu zmiany planów. Jeśli nie wyląduje na Europie — to da radę na Enceladusie. Jeśli nie dziś — to jutro.

Czytaj również: Pierwszy sukces misji Europa Clipper. Inauguracyjna operacja powiodła się

Reklama

Odrobinę szkoda, że tracimy część potencjały tego lądownika do zawężenia naszych ambicji. Jednak czasy są, jakie są i nic z tym nie zrobimy. Albo się dostosujemy, albo... zginiemy? Co to, to nie. W gruncie rzeczy ten robot jest jak wiele dobrych pomysłów, które nie zadziałały. Nie on jest jednak problemem. Problemem jest czyjaś ignorancja i krótkowzroczność.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama