Poszukujesz idealnego podświetlenia dla swojego telewizora? Nanoleaf 4D może być odpowiedzią na wszystkie Twoje potrzeby!
Z panelami świetlnymi Nanoleaf kolegujemy się od kilku dobrych lat. Zaczęło się od jednego z ich pierwszych produktów — Nanoleaf Aurora. Od tego czasu sporo wód w rzekach upłynęło, a firma zaczęła podbijać rynek zupełnie nowymi produktami z rozmaitych linii. Obecne portfolio firmy obejmuje nie tylko panele świetlne, ale także rozmaite żarówki, taśmy i... "światełka" w różnych kształtach. A nawet kolorach. Kilka tygodni temu pisałem zresztą o Nanoleaf Ultra Black.
Przez ostatnich kilka tygodni miałem okazję testować "ambilight od Nanoleaf". Jeżeli kiedykolwiek mieliście okazję korzystać z telewizorów z technologią Ambilight to prawdopodobnie doskonale wiecie o czym mowa. Chodzi o światła zamontowane z tyłu telewizora, które kolorami odwzorowują to, co widać na ekranie — iluminując na powierzchnie, które znajdują się tuż za nimi. I choć Philips sprzedaje tę technologię nie tylko w swoich telewizorach — można dokupić specjalną przystawkę i dedykowaną jej taśmę LED - to mówimy tu o rozwiązaniu, za które trzeba zapłacić ponad półtora tysiąca złotych. Dlatego też na rynku zaczęły pojawiać się alternatywy. I jedną z nich jest właśnie ta od Nanoleaf.
Nanoleaf 4D: inteligentne podświetlenie ekranów. Jak to działa?
Nanoleaf 4D nie posiada specjalnego pudełeczka z procesorem jak wspomniany produkt od Philips. Skąd zatem wie jakie barwy replikować w którym momencie? To proste — wszystko opiera się o niewielkich rozmiarów kamerkę, która śledzi wszystko co dzieje się na ekranie naszego telewizora. I owszem — jest to znacznie mniej ergonomiczne rozwiązanie. Tego, że działa byłem jednak pewien od początku — u przyjaciół w akcji widziałem analogiczne światełka od firmy Govee. Z tą jednak różnicą, że u nich kamerka zamontowana była nad telewizorem. I choć jest to jedna z oferowanych przez Nanoleaf 4D opcji — to sam zdecydowałem się skorzystać z drugiej - postawieniu kamerki pod telewizorem.
Korzystam z 55-calowego telewizora i... to rozwiązanie sprawdza się całkiem nieźle. Jako że szafka, na której stroi jest dość wąska — kamerkę musiałem wysunąć najdalej jak się da, zaś sam telewizor przesunąłem nieco do drugiej krawędzi, by zwiększyć między nimi dystans. Wtedy też udało jej się objąć cały ekran (dokładne punkty ustawiamy przy konfiguracji w aplikacji Nanoleaf). Co ważne: dla wszystkich obawiających się o swoją prywatność, producent przygotował specjalną magnetyczną zaślepkę, którą w mig można zasłonić oczko kamery. Tak dla własnego komfortu. W aplikacji wskazujemy też kierunek ułożenia taśmy — tak, by odwzorowywanie świateł działało jak należy.
Konfiguracja Nanoleaf 4D nie należy do specjalnie skomplikowanych. Uważam, że najwięcej wyzwań stanowi fizyczne zamontowanie taśmy na tyle telewizora. Tym bardziej, że mamy tu do czynienia z porządną taśmą LED, która jest dość gruba, sztywna i stosunkowo ciężka — nie jest to ten rodzaj taśmy, którą za kilka złotych wiele osób hurtowo kupuje "po taniości" w popularnych serwisach aukcyjnych. Twórcy Nanoleaf 4D doskonale zdają sobie sprawę z wyzwań, które wiążą się z jej ułożeniem, stąd nie obyło się bez naprawdę porządnej warstwy kleju od 3M oraz czterech elementów z tworzyw sztucznych, które mają nam pomóc odpowiednio poprowadzić taśmę na krawędziach telewizora.
Dodawanie urządzenia do aplikacji Nanoleaf czy applowskiego Domu sprowadza się do zeskanowania jednego kodu QR. Trwa to dosłownie kilkanaście sekund — i urządzenie jest gotowe do pracy.
Konfiguracja już była. Teraz czas na... akcję!
Po podłączeniu i skonfigurowaniu wszystkiego - możemy już swobodnie korzystać z taśmy świetlnej za naszym telewizorem. I jak na wszystkie akcesoria, które posiadamy w aplikacji Dom, przystało — tutaj również możemy bez większego problemu zarządzać jasnością... a także kolorami. Bo choć owszem: podstawowym przeznaczeniem taśmy jest replikowanie kolorów obserwowanych na ekranie, to nic nie stoi na przeszkodzie by ustawić sobie taki kolor o takim natężeniu jasności, jaki nam się żywnie podoba. Wszystko zależy od nas i naszego widzimisię.
Nie ukrywam, że miałem nieco obaw związanych z opóźnieniem. W ostatnich tygodniach jednak oglądałem sporo seriali, dynamicznych koncertów oraz przechodziłem Assassin's Creed Mirage. Opóźnienie? Pewnie jakieś minimalne jest, ale uwierzcie na słowo, że jest ono właściwie niezauważalne. Wszystko dzieje się dynamicznie i "tu i teraz". Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony nad tym, jak sprawnie to wszystko się zachowuje i nie ukrywam, że zrobiło to na mnie duże wrażenie. Tym większe, że światła można rozszerzyć — i jeżeli korzystacie z innych świateł Nanoleaf, można je połączyć z 4D.
Współpraca z innymi urządzeniami Nanoleaf. Jest miejsce na efekt WOW!
Konfiguracja dodatkowych elementów odbywa się bezpośrednio w aplikacji. I poza tym, że aktywujemy tam synchronizację — na prostym planie wskazujemy gdzie i mniej więcej na jakiej wysokości zamieszczone są poszczególne elementy. Nie chodzi jednak o idealny rozkład naszego pomieszczenia, a jak to relatywnie wygląda w odniesieniu do telewizora, gdzie zamontowany jest pasek świetlny Nanoleaf 4D. W mojej ostatecznej konfiguracji: nad telewizorem z prawej strony wisiały Nanoleaf Ultra Black, z lewej strony na poziomie telewizora - Nanoleaf Lines. Za mną zaś rozświetlały wszystko: z lewej strony Nanoleaf Shapes oraz z prawej — leciwe już Nanoleaf Aurora. I choć "przedłużanie kolorów" widoczne na załączonych obrazkach wygląda fajnie i efektownie, to prawdziwy efekt wow zaserwowało mi co innego.
Chodzi o dynamicznie zmieniające się światła za mną. Jasne panele Shapes w połączeniu z dynamicznymi grami wideo dawały oszałamiający efekt. I nie ważne czy chodziło o złociste odblaski z Assassin's Creed Mirage czy szaleństwa w Tetris Effect. Zresztą równie dobrze wyglądało to przy filmach i serialach. To po prostu wygląda fenomenalnie. Jest jednak pewno "ale". Podobnie jak kino 4DX — jest fajne na chwilę. I na takie (pół)godzinne sesje - jak najbardziej w porządku, w dłuższej perspektywie staje się to po prostu męczące. Dlatego na co dzień korzystam z synchronizacji i "przedłużeniem" świateł wyłącznie na urządzenia znajdujące się za ekranem.
Czy warto kupić Nanoleaf 4D?
Nanoleaf 4D to rozwiązanie "zewnętrzne". Nie jest tak bezproblemowe i idealne jak zintegrowana natywnie z telewizorami Philips technologia Ambilight. Tutaj jednak samodzielnie musimy nakleić taśmę (co ważne: producent pomyślał o różnych rozmiarach telewizorów, więc w sprzedaży dostępne są warianty krótsze i dłuższe), a do tego pojawia się też dodatkowy element, czyli kamera. Z jednej strony czyni to sprzęt niezwykle uniwersalnym, z drugim — no jednak "dodatkiem" do ekranu. Jednak jakość taśmy i odwzorowania kolorów nie pozostawiają wiele do życzenia. To po prostu działa. A dzięki integracji z innymi produktami marki, otwiera to ocean nowych możliwości. To po prostu solidny produkt, który w dodatku jest jednym z tańszych na rynku w swojej kategorii. Jeżeli chcecie fajnego podświetlenia do telewizora - nie przechodźcie obok niego obojętnie.
Produkt do recenzji dostarczył polski dystrybutor produktów Nanoleaf, firma Alstor
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu