Felietony

Najwięcej ludzi mają Chiny? A co z Facebookiem czy Google?

Maciej Sikorski

Fan nowych technologii, ale nie gadżeciarz. Zainte...

Reklama

Na pytanie o największe społeczeństwa świata zdecydowana większość ludzi odpowie pewnie "Chiny" czy "Indie". Bo to państwa posiadające grubo ponad miliard obywateli. Jaki inny podmiot w sposób trwały gromadzi w swojej przestrzeni takie masy? Dzisiaj można chyba wskazać na takie ciała - to firmy technologiczne. Ostatnio chwalą się miliardami, tym razem użytkowników, a nie dolarów i można przyjąć, że to coś więcej niż tylko pusty komunikat.

Tomasz pisał wczoraj o miliardzie użytkowników Gmaila. Sam poświęciłem wpis komunikatowi WhatsApp, który też chwali się miliardem. W obu przypadkach produkt należy do większego gracza: Google i Facebooka. Korporacja z Mountain View ma już cały pakiet usług, z których korzysta miliard osób - wystarczy wymienić YouTube, Androida czy Mapy. W dużej mierze są to ci sami ludzie, ale to nie ma większego znaczenia, bo i tak udaje się zebrać ów miliard. Z kolei serwis Zuckerberga zdołał już zebrać pod swoimi skrzydłami ponad 1,5 miliarda ludzi, a aplikacje należące do tej korporacji ciągle zwiększają swój zasięg.

Reklama

Na dokładkę mamy np. Apple. Prezentując wyniki finansowe, firma z Cupertino poinformowała, że z jej systemów operacyjnych korzysta już miliard ludzi. Ciekawa sprawa, że w jednym czasie firmy podkreślają te osiągnięcia. Z jednej strony wato oczywiście poinformować, że firma czy usługa rośnie, że zwiększa zasięg, a co za tym idzie szanse na zysk (inwestorzy się cieszą). Z drugiej strony jest to prężenie muskułów przed konkurencją: wy macie miliard? My też! Wy macie dwie usługi z taką liczbą użytkowników? A my pięć. Dwa miliardy osiągnięcie za 3 lata? My zamierzamy tam dojść za dwa.

Zacząłem się zastanawiać, czy tworząc listę największych społeczności/społeczeństw nie można już wymieszać państw i firm. Dlaczego rankingu nie miałby otwierać Facebook? A za nim pojawiłyby się Chiny. A może na szczycie powinno wylądować Google? Przecież w swoim ekosystemie mogą już mieć naprawdę dużą liczbę użytkowników. Ktoś stwierdzi, że to bezsensowny pomysł - przecież Facebook to nie państwo: nie ma władzy nad swoimi użytkownikami, nie oferuje im nic, prócz informacji i zdjęć wrzucanych przez znajomych. To zabawa, a nie twór, który można brać poważnie w takim zestawieniu.

Nie byłbym tego taki pewny. Facebook jednoczy pod swoim logo. Gdyby miał hymn, drużynę piłkarską i święto spajałby tę społeczność i jestem w stanie to sobie wyobrazić. Może nie cały miliard, ale jakiś odsetek z pewnością. To coś więcej niż w przypadku firmy spożywczej czy odzieżowej dostarczającej towary na globalną skalę - nie jemy każdego dnia musztardy X, nie nosimy spodni Y, a w świat Facebooka nierzadko wchodzimy dość głęboko. Może się pojawić nawet uzależnienie, dzień zaczyna się i kończy od sprawdzenia tego, co dzieje się na Facebooku - nie w kraju, lecz w tej społeczności. W wiosce, którą tworzą znajomi, a zbudowanej w tym organizmie.

Jasne, że z większością tej społeczności łączy nas niewiele. Często są to ludzie należący do innego kręgu kulturowego, wyznający inną religię, posługujący się innym językiem itd. To nie jest naród, zwłaszcza homogeniczny naród. I nie będzie. Ale ja pisałem o państwach - spójrzmy na Indie, które mają 1,25 mld ludności. W miarę jednolite społeczeństwo? Skąd - to prawdziwy miks, pewnie zdarzają się przypadki, gdy człowiek z Północy nie potrafi się dogadać z tym z Południa. Ale może to i lepiej, bo gdyby się porozumieli, to polałaby się krew. Łączy ich sporo, ale nie są to więzy nie do zerwania.

Na tym tle ciekawie prezentuje się np. społeczność budowana wokół Apple. Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że zdaniem niektórych jest ona bardzo specyficzna, ale w tym przypadku to dobry przykład: firma przyciąga do siebie ludzi i sprawia, że są oni w stanie stać w kolejkach przed sklepami, gdy pojawi się nowy produkt. To duża siła oddziaływania, państwo miałoby z nią problem. Apple ma swojego wodza, grupę decydentów, budżet, logo (godło), ich klienci z całego świata znaleźliby wspólne tematy do rozmowy, a w dniu premiery nowinek będą śledzić to wydarzenie niczym mecz swojej reprezentacji. Pewnie znajdziemy przynajmniej kilka państw, które zazdroszczą jej tego osiągnięcia.

Część osób stwierdzi, że to bełkot - taki sam, jaki serwują wspomniane firmy mówiące o społeczności, którą wiele łączy i firmie, która czuwa nad wszystkim niczym dobry gospodarz domu. Ale w tym miejscu warto napisać, że nie brakuje ludzi, którzy za taki sam bełkot uznają wypowiedzi związane z budowaniem państw, jednością narodu itd. Wypada też zauważyć, że większość ludzi ma kontakt ze społecznością Facebooka czy Google relatywnie niedługo - krócej, niż ze swoim państwem. A wyobraźmy sobie, że ktoś wychowa się w takiej przestrzeni i spędzi w niej kilkadziesiąt lat swojego życia. Czy jest pewne, że bardziej będzie się utożsamiać z krajem niż z ekosystemem cyfrowym, który zdołał go wciągnąć?

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama