Felietony

Najgłupsze urządzenie w Twoim domu to...?

Jakub Szczęsny
Najgłupsze urządzenie w Twoim domu to...?
Reklama

Bo u mnie jest to drukarka. Konieczna do obsłużenia rzadko, ale zbyt często by powiedzieć sobie "dość". Laserowa, nieskomplikowana, z łącznością WiFi. Wszystko ma działać, a nie wyglądać. Dzieło zniszczenia, które doprowadziło mnie do przekleństw wyprodukował Brother, którego sloganem jest "at your side".

Drukarka nie jest zupełnie nowa - jednak wolałbym, gdyby w okresie całej swojej eksploatacji nie powodowała problemów, które wymagają ode mnie stosowania obejść. Te urządzenia od dawna uchodzą za dziwnie kapryśne: jeżeli nie złośliwe, to czasami złośliwie tworzone. Jeżeli nie zawodne, to przynajmniej wymagające. A ja nie chciałem dużo: poszukiwany był sprzęt, który będzie działać bezawaryjnie, będzie idiotoodporny, łatwy w obsłudze i w miarę intuicyjny. Nawet nie wiecie, jak te kilka lat temu cieszyłem się, że w drukarce jest (i działa) przycisk od WiFi Protected Setup. Czarna obudowa wypluła za chwilę kartkę z napisem "Connection: OK". Czaaaaad!

Reklama

Lata temu w domu rodzinnym mieliśmy urządzenie wielofunkcyjne Brothera, które w pełni jego możliwości wykorzystano może kilka razy, a przypadków "dziwnego zepsucia się" było znacznie więcej. Co gorsza, wtedy producent uznał, że "user experience" to tylko pojęcie, a nie definicja: więc uznał, że kartridże dla różnych kolorów (Cyan, Magenta, Yellow i Black) możesz mieć wszystkie lub... żadnego. Jak to działało? Czarny był większy niż te barwione, przez co zużywał się wolniej. I dziwnym trafem (jakby nie mogły wszystkie naraz...) te "kolorowe" zgłaszały stan poniżej minimalnego w różnym momencie. Pewnie, jeżeli zawsze masz zapas tuszu - to żaden problem. Ale drukarki producenta - głównego bohatera były egzotykami, firma wchodziła do Polski i tuszów (im dalej od daty zakupu, tym gorzej...) zawsze brakowało. Tak, Brother - dostało Ci się za błędy sprzed ponad dziesięciu lat.

Jednak pewnie i producenci drukarek rozumieją, że drukarki są uwielbiane do momentu, aż się nie zepsują. W domu ma to tym większe znaczenie, że w biurze są ludzie (serwisanci / office managerowie) ds. rzeczy do naprawienia i to oni są za nie odpowiedzialni. We własnych czterech ścianach - oczywiście warto mieć umiejętności naprawy takich urządzeń lub przynajmniej moce wpływania na nie. Ale nie każdy je ma. Urządzenie Brothera w godzinach wieczornych uwięziło mnie w niedomkniętym wątku na pół godziny. Było późno w nocy, a ja w sumie mogłem dokument wydrukować gdzieś indziej. Ale denerwowało mnie to. Za każdym razem, gdy próbowałem wydrukować dokument na maszynach z dwoma różnymi systemami operacyjnymi. Wynik zawsze ten sam - drukarka milczała. Rundy wyłączania zasilania w drukarkach i komputerach zrobione dosyć szybko - zazwyczaj od tego zaczynam naprawianie czegokolwiek. Następnie przechodzę do gróźb. Stąd już prosta droga do rękoczynów.

I tak, zgubiłem kabel od tej drukarki. Mógłbym ją połączyć z komputerem "na piechotę", po kabelku żeby wyeliminować awarię modułu łączności. Tyle, że drukarka dogadywała się z routerem, poprawnie logowała się w sieci i nic nie wskazywało na to, że coś jest nie tak. Ale wiem, potrafią psuć się rzeczy, o których mi się nie śniło. Dajmy jednak na to, że miałem pecha i kabel od drukarki zjadł mi pies. Drukarka umarła w nocy, a ja nie mam zapasowego. Jak bardzo jestem wtedy w tyłku i dlaczego bardzo?

Drukarka nie pomagała. Użyłem chmury i smartfona. Aleeeeee

Ale czekaj, jedynym telefonem w pobliżu jest ten z iOS. Jaka szkoda! Drukarka nie obsługuje AirPlay, więc masz trochę trudniej. Musisz dokonać operacji, która polega na zainstalowaniu dodatkowej aplikacji. Najpierw w tutorialu poproszono mnie o pobranie aplikacji Mobile Connect (która też ma funkcję drukowania). Zadowolony przeszedłem do konfiguracji, drukarka wykrywana poprawnie... ups. Nie ta aplikacja. Od teraz moją drukarkę obsługuje aplikacja Brother iPrint & Scan. Serio? No, dobrze. Zainstalowałem i tę - dopiero wtedy udało mi się wydrukować jedną kartkę. Pół godziny roboty, w sumie kaszka z mleczkiem, był wieczór. Ale wyobraźcie sobie, gdybym potrzebę wydrukowania tej jednej kartki miał o godzinie 8:30, a ja mam spotkanie w biurze o 9:00. 5 minut docieram z domu do biura, może bym zdążył jeszcze na tyle by nie było super-niezręcznie.

Ja wiem o tym, że drukarki to nie są urządzenia bezawaryjne, w nich też psuje się oprogramowanie, czasami rzecz jest beznadziejna (mechaniczna) i należy użyć wiedzy tajemnej serwisu producenckiego. Wiem także o tym, że serwis się producentowi nie opłaca, odbija sobie pewne rzeczy na tuszu i dopóki trwa okres gwarancyjny - wszystko będzie okej, włącznie ze wsparciem dla aplikacji / obecnych już aplikacji. Tłumaczono mi to wiele razy. Nie chcę w tym momencie wzniecać nowego ruchu antydrukarkowego (robi się to w mediach raz na rok, tym razem padło na mnie) - że jeżeli już, to tylko do firm - bo zazwyczaj są one najgłupsze ze wszystkich sprzętów w domu.

Wiele słyszałem od posiadaczów automatycznych ekspresów do kawy, robotów sprzątających oraz dronów. Tyle, że ten ostatni (aż) lata, ten drugi (aż), a ten pierwszy (aż) robi kawę. Drukarka ma wypluć kartkę. Łączyć się z siecią. To wszystko, czego oczekuję. Tę technologię mamy opanowaną od całkiem dawna. Skończyło się na tym, że nikt na razie nie zna odpowiedzi na mój problem: co też stało się biednej drukarce, że nie chce drukować niczego z komputerów - ale dogaduje się z telefonem. Wszystko będę więc drukował z telefonu. Najprawdopodobniej do końca życia drukarki, który powinien nastąpić kilka miesięcy temu - gdy upłynął termin ważności gwarancji.

Więc, Drukarko. Obserwuję Cię.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama