Najnowsze dziecko Microsoftu zamienia się w słup reklamowy. Oto jak sprawić, by niezła koncepcja stała się bezużyteczna.
Myśleliście, że reklamy są już wszędzie? Błąd! Teraz udało się je wcisnąć nawet tutaj
"Jeżeli coś jest darmowe, to ty jesteś produktem" - mało jest w dzisiejszym świecie zasad, które spełniają się tak skutecznie, jak ta. Pomimo, że czas leci, metody producentów się zmieniają, wciąż nikt nie wymyślił jak zapewniać jakąkolwiek usługę za darmo, więc jeżeli tylko mamy do czynienia z nowością "dostępną dla wszystkich" możemy być pewni, że ci "wszyscy" zapłacą za to w ten czy inny sposób.
Naturalnie, najpopularniejszą dziś metodą monetyzacji są reklamy. Te widzimy w takich usługach jak YouTube, Spotify, serwisach społecznościowych czy nawet w części płatnych serwisów streamingowych, które posiadają niższe abonamenty z reklamami.
Jednocześnie, największe korporacje są mistrzami we wkładaniu reklam dosłownie wszędzie, nawet jeżeli mówimy o pełnoprawnym produkcie, za który użytkownik zapłacił pełną cenę. Reklamy wewnątrz UI smartfona? Są. "Rekomendacje" aplikacji w systemie Windows? Jak najbardziej. Jeżeli jednak myśleliście, że reklamy znajdują się wszędzie, gdzie tylko mogą być, to jesteście w dużym błędzie.
Copilot to maszynka reklamowa. Moim zdaniem - to wyklucza jego przydatność
Jak pokazał jeden z użytkowników X, Copilot w najnowszej wersji został zaktualizowany o nową "funkcjonalność". Sztuczna inteligencja dalej odpowiada na nasze pytania, natomiast w przypadku dłuższych form wypowiedzi i pytania o rekomendacje, jest w stanie, bardzo niepostrzeżenie, włożyć pomiędzy swoje zdania fragmenty będące reklamą.
To z kolei posiada szereg konsekwencji, które mogą poważnie wpłynąć na użycie i rozwój tego narzędzia, a także innych asystentów ze sztuczną inteligencją. Dlaczego? Po pierwsze, jeżeli używałbym copilota, oczekiwałbym, że jego SI jest tam po to, żeby dać najlepsze odpowiedzi na moje pytania. Jednym z fundamentów tego typu rozwiązań jest przecież bycie odpowiedzią na problemy współczesnego internetu, pełnego reklam, wstawek sponsorowanych w wyszukiwarkach i utrudnionego dostępu do wartościowych informacji.
Sztuczna inteligencja miała tu być po to, by z tego gąszczu informacji wybierać dla nas wartościowe rzeczy, oszczędzając nasz czas. Jednak jeżeli Microsoft (albo jakakolwiek inna firma) doda do niej reklamy, to jej użyteczność nie jest większa niż obecnie wyszukiwarki Google. Po co mi asystent, który zamiast odpowiedzi dostosowanych w 100 proc. do mojego zapytania będzie przesyłał mi wyniki stworzone tak, by zmieściło się w nich tyle a tyle reklam? Jak zaufać takim wynikom i, co za tym idzie - mechanizmowi AI jako całości?
Drugą kwestią jest oznaczenie reklam. W wersji tekstowej mamy oczywiście subtelne oznaczenie treści sponsorowanych, ale co, jeżeli AI będzie w trybie rozmowy? Jak wtedy mamy poznać, które wyniki nakierowują nas na produkt konkretnej firmy, a które są rzeczywistym rezultatem przeszukiwania sieci w kwestii najlepszych rozwiązań naszego problemu?
Finalnie - jak zawsze powstaje kwestia danych. W tym wypadku nie mówimy tu już o poziomie personalizacji z YouTube'a, gdzie Google zna nasz wiek, płeć, miejsce zamieszkania oraz szereg informacji o nas bazując na naszych wyszukiwaniach, odwiedzanych stronach czy oglądanych filmach. Tutaj mamy niesamowitą wręcz bazę informacji, bo w to, że rozmowy z Copilotem są prywatne, wierzę równie mocno co w Świętego Mikołaja i jednorożce. Monetyzacja Copilota w ten sposób tylko potwierdza, że jeżeli chodzi o profilowanie użytkowników, Microsoft może teraz wynieść tę sztukę na zupełnie nowy poziom.
Oczywiście - Microsoft chce, abyśmy myśleli o Copilocie jako o swoim osobistym asystencie. Jednak jaki jest pożytek z asystenta, który znosi do domu ulotki innych firm i usilnie przekonuje cię, że warto kupić ich produkt?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu