Nie powiedzieli ani słowa. Jeden z nich siedział w Indiach, drugi we Francji. Jeden pomyślał "hola", drugi to... usłyszał. A raczej: zrozumiał, choć nikt niczego mu nie tłumaczył. Nie było ekranu. Nie było też głośnika. Była tylko transmisja myśli poprzez interfejs cyfrowy. Dwa mózgi po raz pierwszy porozumiały się dokładnie tak, jak pokazuje się to w często sztampowych produkcjach z kręgu sci-fi.

Zespół naukowców z Hiszpanii, Indii, Francji i USA postawił sobie odważne pytanie: "czy można przekazać myśl na tysiące kilometrów — z jednego mózgu do drugiego — bez żadnych słów, ekranów, gestów?". Od pytania zaczął się wielki eksperyment.
Efektem eksperymentu był realny sukces. Pojedyncze słowa – "hola" i "ciao" – zostały zakodowane w aktywności mózgu nadawcy, przekształcone na binarne impulsy, przesłane przez Internet, a następnie zdekodowane w mózgu odbiorcy za pomocą przezczaszkowej stymulacji magnetycznej. Z myśli jednego człowieka stworzono impuls, który stał się zrozumiałą treścią dla drugiego. Nie poprzez ekran, nie poprzez głośnik. Poprzez myśl "wyciągniętą" z mózgu jednego człowieka i "zaindukowaną" u drugiego. Magia!
Krok dalej
To nie był pierwszy raz, gdy badacze zabawili się w cyfrową telepatię. Rok wcześniej na Uniwersytecie Waszyngtońskim jeden student poruszył palcem, bo drugi – znajdujący się po drugiej stronie kampusu – o tym pomyślał. Ale wtedy chodziło o proste polecenie ruchowe. Teraz — o język. O coś dużo bardziej złożonego, niż sam impuls skłaniający nasze ciało do ruchu.
Jest w tym jednak pewne zagrożenie. Jeśli można coś odczytać z Twojego mózgu — to znaczy, że można Cię podsłuchać. I to na poziomie li tylko Twoich myśli. Jeśli można coś wprowadzić do Twojego mózgu — to znaczy, że można Cię zmanipulować, wytworzyć w Tobie nieprawdziwe wspomnienia. Tak rodzi się pytanie: "czy za jakiś czas będziemy pewni tego, które myśli i odczucia są nasze, a które nie?". Z jednej strony możemy się cieszyć z efektu prac badaczy. Z drugiej... jest on przerażający.
Ostrzeżenie wprost od autorów eksperymentu
Owa technologia może być błogosławieństwem dla pacjentów mających problem z mową, porozumiewaniem się ze światem, ale także pułapką dla całego świata. Technologia mózg-mózg może stać się nową formą podsłuchu. Nową metodą przesłuchania. Albo — co gorsza — cichym systemem propagandy, który nie używa słów i marketingowych forteli, bo ich zwyczajnie nie będzie potrzebować.
Wyobraźcie to sobie. Znajdujecie się w pobliżu niezwykle silnej anteny, która "wkłada" Wam do mózgu miłość do konkretnego ustroju, choć najpewniej nigdy byście go nie zdzierżyli. Jesteście bezwolni, bo nie wiecie, które odczucia są Wasze, a które są autorstwa opresyjnego ustroju. Brzmi i wygląda to jak dystopia, prawda? Całkiem realna, niestety.
Neurointernet
To, czego dokonano, można spokojnie nazwać "neurointernetem". Wielu z Was będzie mieć pewnie przed oczyma netrunnerów z Cyberpunka 2077. Po sieci jeszcze nie będziemy "latać" w trzech wymiarach, ale jesteśmy już bliżej owej wizji. Jak to wyglądało?
- Nadawca (w Indiach) miał na głowie elektroencefalograf, który rejestrował fale mózgowe, gdy ten koncentrował się na konkretnych literach.
- Impulsy były tłumaczone na kod binarny i wysyłane przez Internet do Francji.
- Tam odbiorca, całkowicie odcięty od bodźców zmysłowych, w ramach przezczaszkowej stymulacji magnetycznej otrzymywał sygnał w obszarze odpowiedzialnym za percepcję.
- Sygnał nie był słowem, nie był obrazem – był doświadczeniem myśli.
Czy jesteśmy na to w ogóle gotowi?
Osiągnięcie jest niewątpliwe: to pierwszy przypadek transkontynentalnej komunikacji bezpośrednio między mózgami. Ale forma, w jakiej to się odbyło, przypominała raczej syntetyczne laboratorium, a nie siedzenie przy biurku i typową rozmowę przez "kabel". Obaj uczestnicy byli unieruchomieni, podłączeni do aparatury, w pełni świadomi, ale sparaliżowani technologią, której się poddali.
Nie ma jeszcze mowy o masowym zastosowaniu. Ale zbyt wiele wielkich rewolucji zaczęło się właśnie od eksperymentów z udziałem tych, którzy zgodzili się być pionierami. Tak było z energią atomową. Tak było z CRISPR. Tak będzie i tutaj.
Czytaj również: Choruje jak Stephen Hawking. Chip w mózgu pozwala mu mówić (i śpiewać!)
Kto pierwszy nauczy się szperać w mózgu na całego?
Kto pierwszy, ten lepszy. Kto pierwszy, ten będzie rządził. Jesteśmy w punkcie, w którym myśl może być nadana jak e-mail, odebrana jak sygnał Wi-Fi, zakodowana, a nawet i "złamana". Tylko jedno pytanie nie daje mi spokoju: kto pierwszy użyje tego nie do leczenia – ale do władzy?
Zostawmy więc na boku zachwyt. Zachwycać się osiągnięciem wręcz warto. Ale zastanówmy się nad implikacjami. Te mogą być... koszmarne.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu